Lubię Kukiza. Jeden z bardzo niewielu polskich artystów, który jest szczerym, polskim patriotą.
Lubię Kukiza. Jeden z bardzo niewielu polskich artystów, który jest patriotą. To tak rzadka cecha wśród zmanierowanych, pozbawionych kręgosłupa, etycznie wyjałowionych i zlewaczałych artystów polskiego grajdółka "szoł byznesu", Kukiz jawi się na tym bezwartościowym tle jak światełko w bardzo długim tunelu. Cenię go za to, bo swoimi poglądami skazuje się na ostracyzm i banicję w tym pozbawionym jakichkolwiek wartości , środowisku. Oczywiście poza wartościami parcia na szkło, robienia kariery na skandalach i atakach na wszelakie, tradycyjne wartości…
Jednak "krucjatę" Kukiza w sprawie wprowadzenia JOW (Jednomandatowych Okręgów Wyborczych) w wyborach do Sejmu zaliczam do rodzaju walki o iluzję. Iluzję, iż jeśli tylko wprowadzimy taką, a taką ordynację wyborczą, natychmiast jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wszystko się w Polsce zmieni. Jestem za JOW, żeby nie było wątpliwości. Jestem jednak z zupełnie innego powodu, niż wszyscy , którzy upatrują w tej ordynacji panaceum na całe zło polskiej polityki.
Jedyne co mi sie w tej ordynacji podoba to fakt, że "wszyscy święci" i zawodowi posłowie, którzy są umieszczani na szczytach partyjnych list wyborczych, musieliby starać się o głosy wyborców w swoim, jednomandatowym okręgu. I bardzo wielu "zawodowych posłów" z pewnością odpadłoby od sejmowej diety i musieliby sobie poszukać prawdziwej pracy, zamiast wysiadywania w sejmowej kawiarni…
I to jest JEDYNA przyczyna, dlaczego polskie, polityczne "establiszmęty" są tak wrogo nastawione do tego typu ordynacji wyborczej. TYLKO DLATEGO.
Gdyż poza tym jednym, jedynym pozytywem, ordynacja JOW, moim skromnym zdaniem, przynosi same negatywy.
Doświadczenia krajów anglosaskich, w których ordynacja ta obowiązuje od dziesięcioleci, udowadnia, że zamiast szerszego politycznego spektrum w parlamencie – generuje dwu, czasem trójbiegunowy, zabetonowany układ. Sytuacje, gdy z JOW wchodzi do parlamentu ktoś niezwiązany z dwu(trzy) biegunowym układem władzy są rzadsze niż prawdomówni politycy. Z czego to wynika? Otóż na kampanie wyborcze trzeba w obecnych czasach ogromnych pieniędzy. Ludzi nie interesują programy partii. Ludzie głosują na ludzi znanych z telewizji (obojętnie w jakim kontekście), na tych, których widzą na bilbordach, na broszurkach w skrzynce na listy, aportują na podprogowy marketing speców od wciskania kitu itp. A kogo na to stać? Albo bogaczy, albo …. duże partie polityczne. I kółeczko się zamyka. Wiara w to, że ludzie w danym okręgu przeczytają program kandydata, że zastanowią się czy ten program jest wykonalny i realistyczny, że znają uwarunkowania budżetowe zakrawa na science-fiction. Z naciskiem na fiction…
Zabetonowanie sceny politycznej na dziesięciolecia, to nie jest chyba cel, który przyświeca propagatorom JOW?
Skąd wiara, że z okręgu wyborczego zostanie wybrana osoba najlepsza? Poza tym, jakie kryteria "najlepszego" przyjąć? Można przyjąć założenie, że do Sejmu wejdą wtedy ludzie, którzy obiecają wyborcom wszystko. Że zrobią im obwodnicę wokół miasta, że wybudują szkoły i przedszkola. Że obniżą ceny w sklepach i każdemu dadzą podwyżkę płacy. W polskich warunkach będzie to wyścig 460 populistów obiecujących cuda wianki i gruszki na wierzbie. Pół biedy, gdy po wybraniu zapomną o swoich obietnicach i zajmą się jakąś pracą w parlamencie, próbując tworzyć sensowne ustawy (bo od tego jest Sejm, a nie od budowy obwodnic, szpitali czy szkół, o czym mało kto wie!!!) . Gorzej, gdy swoje obietnice wezmą poważnie i zechcą je realizować! Wtedy posłowie zamiast skupić się na rozwoju całej Polski, na całościowym spojrzeniu na sytuację społeczną, gospodarczą, zaczną wyszarpywać z państwowej (czyli z naszych podatków!) kasy oderwane strzępy na zaspokojenie lokalnych tylko potrzeb. Gdy wszyscy zechcą tylko brać, a nikt się nie zastanawia skąd brać, to szybka ruina gospodarki pewna jak w szwajcarskim banku. Taki scenariusz jest nie tylko możliwy, ale i całkowicie realny.
Proszę spróbowac sobie wyobrazić sytuację, gdy w Sejmie jest rzeczywiście 460 CAŁKOWICIE NIEZALEŻNYCH od siebie posłów. Jak wtedy utworzyć rząd? Jakie koalicje tworzyć? Jak zdobyć poparcie dla poszczególnych działań rządu, jak zaprojektować budżet państwa? Chodzić pytać każdego posła po kolei co myśli o takim czy takim rozwiązaniu? Za czym by uprzejmie głosował, a z czym się nie zgodzi? Ktoś potrafi to sobie wyobrazić, bo ja mimo wielkiej wyobraźni, takiego scenariusza (możliwego przecież) wyobrazić sobie nie jestem w stanie….
Jeszcze inny scenariusz, to Sejm składający się z 460 Stokłosów. Czyli z 460 lokalnych bogaczy, którzy zwyczajnie kupili sobie wyborców w swoim okręgu. Możliwe? Oczywiście że możliwe i znając casus Stokłosy, całkiem realny scenariusz. I co się wtedy stanie ? Dobra, nie odpowiem, proszę sobie to tylko wyobrazić….
Albo kwestia reprezentatywności politycznej. Zakładając, że i tak wygrają wielkie partie, to przecież jest możliwy pewien upiorny scenariusz. Proszę sobie wyobrazić sytuację (hipotetyczną, ale przecież teoretycznie możliwą!) że w każdym z 460 JOW zostaje wybrany poseł z np PO z 51% wynikiem. I co się dzieje. Mimo, że w skali kraju program tej partii zyskał 51% poparcie, to zdobywa 100% miejsc w parlamencie! Czyli partia zdobywająca ledwie połowę głosów wyborców zdobywała władzę ABSOLUTNĄ!!! Co gorsza, prawie połowa wyborców w Polsce, nie ma swojej reprezentacji parlamentarnej. Mimo, że prawie połowa wyborców głosowała przeciw PO (w tym przykładzie, bo przecież może być PIS, i tym razem pewnie będzie, odwrotnie) to w Sejmie nie będzie żadnej opozycji! Wtedy nikt rządzącym nie będzie patrzał na ręce. Będą robić co tylko sobie zażyczą. Ciesząc się poparciem tylko połowy wyborców….
Oczywiście powyższe scenariusze są mało prawdopodobne, niemniej są możliwe. Co gorsza, przed takimi scenariuszami nia da się zabezpieczyć w żaden sposób. Można liczyć tylko i wyłącznie na mądrość wyborców i ich poczucie odpowiedzialności za losy kraju. A to, przyznacie, bardzo naiwna wiara. I niezwykle nieodpowiedzialna…
Właśnie, a propos wiary. Zawsze uważałem i uważam, że Polska to kraj ludzi wierzących. Głęboko wierzących. Wierzących wręcz fanatycznie. Ja próbowałem dyskusji z wieloma zwolennikami JOW na temat moich (i nie tylko przecież moich) obaw związanych z tym systemem, z możliwymi "worst case sceniarios" czyli możliwe czarne scenariusze itp. I wiecie co? Nigdy, podkreślam NIGDY, nie dostałem ani jednej merytorycznej odpowiedzi. ANI, ….., JEDNEJ. Zamiast tego fanatyczna wiara w odpowiedzialność i mądrość wyborców. "Bo przecież w innych krajach to działa". Nie zadając sobie trudu namysłu, dlaczego ten system działa w społeczeństwach żyjących w demokracji od ponad stu lat, w społeczeństwach, które nigdy nie zaznały komunizmu, społecznościom nie zrobiono sieczki z mózgów, demagogicznie twierdząc, że "każdemu się należy", "że Państwo jest od tego żeby dawać" (choć i tam się to niestety, powoli zmienia).
Że nasze społeczeństwo nie wie skąd mityczne państwo ma wziąć, nie widząc związku z płaconymi przez siebie podatkami, a wydatkowaniem z budżetu. "Bo ludzie wiedzą kogo wybrać". Dobre… Co przecież udowadniają co jakieś 2 lata, wybierając same nieszczęścia dla Polski. Zamiast merytorycznej dyskusji, tylko hasła niczym z wiecu bolszewików. "Wprowadzimy JOW i wszystko się zmieni na lepsze". Amen ….
Jestem za JOW, choć wiem że niewiele zmienią. Zmienią tylko twarze w polityce. Pojawią się nowi ludzie ze starych partii. Choćby tylko dlatego warto tę ordynację wprowadzić.
Jednak żeby zmienić cokolwiek w Polsce, trzeba zmienić nastawienie społeczeństwa. Obecnie mamy postkolonialne społeczeństwo ludzi biernych. Ludzie myślą, że jak co 4 lata pójdą do wyborów plus wybiorą prezydenta, to już spełnili swój obywatelski obowiązek. Lub mówiąc Michnikiem: "zagłosują przeciw Kaczyńskiemu i wyjadą z Polski". Społeczeństwa obowatelskie, to bardzo wielu, takich jak Kukiz, ludzi zaangażowanych w sprawy społeczeczne, sprawy polityczne. To społeczeństwo ludzi zainteresowanych sprawami kraju, miasta, wioski. A nie miliony zatomizowanych, postkomunistycznych fornali, patrzących tylko "swojej chaty z kraja" i uważających czubek własnego nosa za optymalną nawigację po złożonościach współczesnej Polski.
Jakoś na Węgrzech obowiązuje proporcjonalna ordynacja, a Węgry odzyskały suwerenność i są dobrze rządzone, powoli wychodzą z kryzysu gorszego, niż zafundowała nam Platforma. Czyli, nie tędy droga. A na pewno nie tylko tędy. W dużo mniejszych od Polski Węgrzech, życie polityczne aż kipi w strukturach obywatelskich. W 10 milionowych Węgrzech, na wiec poparcia dla rządu przychodzi dobrowolnie 1 milion ludzi!!! W Polsce nie do pomyślenia. Wielkie demonstracje w obronie żywotnych interesów Polaków przyciągają kilkadziesiąt, do stu tysięcy demonstrantów….
I taki powinien być cel wszystkich, którym droga jest Polska. Zaktywizowanie jak najszerszej grupy społecznego nacisku, grupy aktywnych obywateli, którym nie jest wszystko jedno, do pozytywistycznego działania, do artykułowania konkretnych propozycji. Nie tylko do potępiania w czambuł rządzących i dążących tylko do dorwaniu się do "koryta". Obywateli, którzy czują się podmiotem politycznym, a nie przedmiotem jednorazowego użytku przy urnie. A wtedy ordynacja może być niemal dowolna…