Doda, Kora, Kamil, Mazurek, Zalewski, Kuba i Michał, kim są ci ludzie? To są tak zwane zgrywusy. Oni się między sobą różnią, ale są to różnice pozorne.
To co mówi Doda i jakie wyroki zapadają w sprawie tego co ona mówi nie ma żadnego znaczenia. Zabieranie głosu w sprawie Dody i jej opinii na temat autorów Ewangelii to nie jest próba, której winien poddać się każdy prawdomówny i uczciwy człowiek, ale kolejny kanał w który ktoś chce nas wpuścić. Jedyny ważny wniosek jaki wyciągnąć można z całej tej sprawy brzmi: funkcja kultury pop jest bardziej złożona niż nam się zdaje. Jeśli dodamy do tego sformułowany kiedyś na tym blogu inny wniosek – cały istotny przekaz znajduje się w sferze pop, a kultura wysoka do paralizator dla ambitnych, którzy mogliby szkodzić – mamy już jakąś podstawę do rozważań.
Doda, Kora, Kamil, Mazurek, Zalewski, Kuba i Michał, kim są ci ludzie? To są tak zwane zgrywusy. Oni się między sobą różnią, ale są to różnice pozorne. Ich istotna funkcja jest jasno określona i czytelna dla obserwatora, choć dla nich samych pewnie nieczytelna. Nie wierzę, żeby Mazurek potrafił odczytać cokolwiek ze swojego własnego zachowania, albo z zachowania Zalewskiego. To jest po prostu niemożliwe. Istotną funkcją tych osób, ich zadaniem w sferze publicznej jest dezawuowanie jakiejkolwiek poważnej debaty, poza tą, którą prowadzą oni sami lub ich koledzy zatrudnieni na innych niż zgrywa odcinkach. Wszystko co robią ci ludzie podporządkowane jest temu zadaniu i oni je wypełniają rzetelnie i serio, bo za to biorą pieniądze. Doda musi od czasu do czasu powiedzieć coś na Kościół, albo Pana Boga, a Mazurek z Zalewskim muszą nazywać Jarosława Kaczyńskiego Kaczafi, bo to ma w zamyśle jeszcze bardziej rozładować niebezpieczeństwo jakim jest Kaczyński.
Ponieważ nasza sytuacja polityczna nie jest normalna, to znaczy ludzie, którzy przegrywają, przegrywają naprawdę, czyli spadają razem z samolotami albo popełniają samobójstwa w garażach, rola tych wszystkich zgrywusów jest wyjątkowo parszywa i podła. I nie ma dla nich żadnego usprawiedliwienia, bo to oni odbierają powagę słowom, to oni niszczą ich istotne znaczenie i to oni kłamią ludziom prosto w oczy, że na świecie jest świetnie.
I moglibyśmy oczywiście napisać, że taki zwód socjologiczny to czysta cybernetyka i pewnie zostało to wymyślone przez jakiegoś speca w tej dziedzinie. Tak się jednak składa, że ja napisałem właśnie ten drugi tom Baśni jak niedźwiedź. To jest jak pamiętacie tom XVI wieczny. Kiedy zacząłem przeglądać opracowania związane z tym okresem uderzyło mnie zaskakujące podobieństwo czasów i ludzi do tego co mamy teraz. Początek epoki nowożytnej to czas intensywnej propagandy drukowanej, to pierwsza próba systemowego kontrolowania przepływu kruszców, to przemysł i mafie gospodarcze rozwinięte nie gorzej niż dziś. I jest w tym wszystkim miejsce na coś jeszcze, na prześmiewców mianowicie. I wierzcie mi, że trudno mi uwierzyć, by rola ich była inna niż rola naszych dzisiejszych wesołków. Mamy oto bowiem w Krakowie, tak lubiane przez historyków towarzystwo oźralców i opilców. Wesołą kompanię biboszy – tak o nich piszą. Jest to po prostu agentura Albrechta Hohenzollerna zainstalowana wprost na Wawelu, ludzie ci są umoczeni właściwie we wszystkie rodzaje przestępstw, co powoduje, że są posłuszni swojemu panu i gotowi popełnić każde świństwo. Kiedy nieco przytomnieją robią wielkie kariery. Krzycki zostaje prymasem, a Dantyszek dyplomatą. Polska historia opisuje tych ludzi z sympatią, a nieraz z podziwem. Myślę, że w czasach kiedy nie było telewizji, a jej rolę pełniło słowo drukowane, panowie ci zajmowali się dokładnie tym czym dziś zajmują się wyżej wymienieni, współcześni nam wesołkowie: torpedowaniem poważnych inicjatyw politycznych. Czynili to na nieco inną skalę, bo byli bliżej władzy, ale ich oddziaływanie miało ten sam charakter. Ich przekaz zwrócony był ku elicie magnackiej i szlachcie, a przekaz dzisiejszy zwrócony jest ku wszystkim, którzy potrafią czytać, ale nie potrafią myśleć. Czyli ku czytelnikom tygodników i dzienników ogólnokrajowych. Dziś nie ma oczywiście niebezpieczeństwa, że Mazurka ktoś oskarży o homoseksualizm i przez to oskarżenie spalą tego biedaka na stosie, jak to się mogło przytrafić Krzyckiemu, gdyby go zakapował Dantyszek. Choć sytuacje analogiczne mogą się zdarzyć. Mamy więc tę całą Dodę i jej wybryk, celowy jak myślę i dobrze obliczony. Wybryk ten zostanie omówiony wiele razy i wielu kolegów Dody, Mazurka, Zalewskiego i innych dziennikarzy weźmie za omawianie tego pieniądze. Dodzie zaś nic się nie stanie. Być może nawet wygra w Strasburgu. Sprawa jeśli nie zostanie przyklepana, to zostanie rozdmuchana i będzie jeszcze lepiej, bo jeszcze więcej spraw będzie można ukryć za tym eventem. Ludzie zaś, którzy będą omawiać te kwestie dokonają, być może niespodziewanie dla samych siebie pewnej ważnej czynności. Zademonstrują mianowicie realizatorom wydarzenia gotowość do służby i poświęceń. Pan X się wyjęzyczy, a pani Y załamie ręce. Ten powie coś półgębkiem, a tamten udrapuje się jak rzymski senator i będzie perorował dwie godziny o wartościach. Wszystkie te zagrywki służyć będą zaś tylko temu, by pokazać swoje możliwości warsztatowe i rodzaj ekspresji jakim się od urodzenia dysponuje. Tak zwani publicyści i dziennikarze zaczynają bowiem przypominać aktorów z dawnego cyrku. Ich rola do tego zostanie niedługo sprowadzona, a stanie się tak w miarę jak teatralizować się będą programu publicystyczne w telewizji. Czyli już niebawem.
Ewolucję tę znać już dziś i dobrze widać w co się kto przystraja. Taki Warzecha na przykład prezentuje się jako szyderca, który usiłuje kpić z Maziarskiego. Ten zaś pała tym swoim, nie świętym przecież, oburzeniem i rżnie głupa, nie gorzej niż red. Jachowicz opowiadając o służbach specjalnych. Wszyscy oni się znają i wszyscy świadomi są ciśnień jakim się ich poddaje oraz ograniczeń, które narzuca im, choćby wygląd zewnętrzny. Warzecha na przykład nie może udać mędrca, bo będzie nieprzekonujący. Może wcielić się w szydercę, w jakiegoś prowincjonalnego nauczyciela fechtunku na słowa i właściwie w nic więcej. Maziarski zaś, z tymi swoimi wyłupiastymi oczami, ostentacyjną brzydotą i złotymi oprawkami okularów jest mędrcem jak się patrzy. Zestaw zaś „Warzecha-Maziarski w polemice” powinien zainteresować producentów klocków lego. Lepszy od nich byłby tylko Semka solo przy obiedzie. No i może jeszcze Osiecki siedzący okrakiem na brzozie. I nic więcej, naprawdę, nic więcej.
Wróćmy jednak do porównania z dawnymi czasami oraz do powtarzalności zastosowania ludzi do pewnych celów. Jan Dantyszek patron polskiej dyplomacji, reprezentowanej dziś przez Radosława Sikorskiego, był złodziejem i pederastą, który nie załatwił w życiu ani jednej sprawy dyplomatycznej. Próbował jedynie. Ma jednak świetny PR, który ukrywa do dziś jego właściwą funkcję, tak jak dyskusja o wybrykach Dody ukrywa właściwą funkcję dziennikarzy i publicystów polskich. Otóż był Dantyszek szpiegiem Albrechta Hohenzollerna, który załatwiał dlań różne sprawy w Europie, między innymi w Anglii. To się niby wie, ale się tego nie zauważa. Przez wzgląd na te rzekome zasługi. I my dziś mamy to samo. Całe rzesze oszustów, którym się wybacza wszystko ze względu na rzekome zasługi. Ma to w Polszcze długą tradycję.
Tak więc mamy schemat – oczy nasze skierowane są na rzekomo istotną debatę o uczuciach religijnych, która toczy się pomiędzy zwolennikiem zamordyzmu a la Czerska panem Maziarskim a zwolennikiem cenzury wprowadzonej przez właścicieli salonu24 panem Warzechą. Debata dotyczy wolności słowa i toczy się na tymż właśnie ocenzurowanym portalu. Wszyscy zaś, biorący w niej udział starają się dorosnąć do sytuacji i zachować się godnie, bo wszak uczestniczą w czymś naprawdę ważnym. Chodzi wszak o to czy Doda obraziła czy nie obraziła katolików, a także o to, czy przestrzeni publicznej wszystkie treści są traktowane jednakowo.
Sądzę, że wszyscy, którzy przyjmują zasady tej debaty są współwinni tego, że życie publiczne rozsypuje się na naszych oczach, że jest fałszowane, spłycane, spłaszczane, a dyskusja podlega cenzurze, wprowadzonej w imię kultury słowa i dla bezpieczeństwa towarzyszących dyskutantom dam. Mam nadzieję, że szybko oprzytomniejecie drodzy dyskutanci i nie dacie się do końca zrobić w beżowego. Choć mogę się oczywiście mylić.
Wszystkich oczywiście zapraszam na stronę www.coryllus.pl gdzie można już kupić nową Baśń jak niedźwiedź. Informuję także, że książka jest dostępna w warszawskich księgarniach – Tarabuk, Browarna 6 i Ukryte miasto Noakowskiego 16. Można ją kupić także w sklepie FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy.
Informuję także, że 22 o 18.00 w Centrum Kultury w Grodzisku Mazowieckim odbędzie się mój wieczór autorski. We wtorek zaś w Poznaniu:
Spotkanie z Gabrielem Maciejewskim (Coryllus)
i Krzysztofem Osiejukiem (Toyah),
pisarzami i blogerami Salonu24.pl
(www.coryllus.salon24.pl oraz www.osiejuk.salon24.pl),
autorami Zeszytów Karmelitańskich
Spotkanie poprowadzą redaktorzy Zeszytów Karmelitańskich:
Marek Jekel, Antoni Rachmajda OCD i Andrzej Sikorski
W tym samym czasie gdzieś na mieście jest promocja Teologii Politycznej, ale nie idźcie tam o mieszkańcy Poznania, u nas będzie o wiele ciekawiej, o wiele bardziej dynamicznie i o wiele bardziej ekscytująco. Teologia polityczna to flaki z olejem. Nie to co my; coryllus i toyah. Zapraszamy serdecznie.
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy