Momenty były?
„Repo man”. Teoretycznie SF, windykacja
Warning! Jeśli nie chcesz wiedzieć jak się kończy, nie czytaj!
Subiektywne streszczenie.
7,3/10
Znalazłem taki tekst w poczcie. Najpierw pomyślałem, że gość trafnie pisze, potem zobaczyłem, że to folder wysłane.:P
Może się komuś jeszcze spodoba.:)
OSTATECZNE OSTRZEŻENIE: DALSZE CZYTANIE GROZI KONTAKTEM Z ZAKOŃCZENIEM!!!!!!!!!!!!!!!
Więc gościu razem z kumplem, dostają wypłatę za pracę na wojnie. Ponieważ mają małe mózgi i twarde czaszki, dali ich do czołgu. :p
Niestety wojna się kończy, a z czegoś w cywilu żyć trzeba.
Zatrudniają się w windykacji Unii. Unia to firma-korporacja, która dba o zdrowie społeczeństwa w dziedzinie transplantologii, a właściwie organów syntetycznych.
Układ jest prosty. Podpisujesz z nimi umowę za gotówkę lub kredytową i dostajesz potrzebny organ. Jak to mówią w dziale sprzedaży: "Jesteś to winien rodzinie, jesteś to winien sobie."
Nie są to tanie rzeczy. Między 500k a 1mln $.
Średni interes jest na biznesie gotówkowym. Najbardziej rentowna jest sprzedaż ratalna. Normalnie kredyt obciażony jest na 18%.
W razie trudności ze spłatą, pojawiają się nasi bohaterowie i odzyskują własność firmy, do recyclingu i na tym oczywiście interes jest najlepszy. Można wielokrotnie sprzedać ten sam organ, wszystko zgodnie z prawem i poszanowaniem procedur.
Żonie naszego głównego bohatera zdaje się doskwierać profesja męża, co argumentuje jego nieregularnym czasem pracy, na czym rzekomo traci rodzina. Co później wychodzi, paniusia nie specjalnie przemyślała problem i chyba największy kłopot polega na tym, że nie wyszła za mąż, za maklera z górnej półki. Ma potrzeby do zaspokojenia, w tym godnego i szanowanego małżonka. :p
W związku z zachowaniem żony, bohater niepotrzebnie zaczyna myśleć. Jeszcze gorzej – mieć pomysły.
Na przykład wpada na to, żeby przejść do działu sprzedaży. Pensja dwa razy mniejsza, ale stała praca w gajerze. Tak się składa, że w tym samym czasie, szef, będąc pod wrażeniem ich dotychczasowych osiągnięć, składa im propozycję specjalizacji-nobilitacji. Tzn. mieliby się zająć tzw. "gniazdami" dłużników, czyli miejscami gdzie ci ostatni w większych zbiorowiskach ukrywają się przed wierzycielami.
Bohater odmawia. Kolega się o niego mocno niepokoi. Na tyle mocno, że postanawia mu pomóc. Dokonuje pewnych przeróbek w jego wyposażeniu, co prowadzi do kopa, po którym serce bohatera, ulega trwałemu zepsuciu.
Oczywiście firma natychmiast wszczepia mu najnowsze osiągnięcie w branży pomp. Bohater już jest na pewnym etapie metamorfozy i nie znosi tego najlepiej, a problem, nad którym duma, stał się jakby bliższy ciału.
Po opuszczeniu szpitala, nie jest w stanie odnaleźć się w pracy i dotychczasowym środowisku, oczywiście środowisku windykatorów.
Spadają mu wyniki, w zasadzie do zera, jeśli chodzi o premie od zleceń. To musi i owocuje kłopotem w spłacie rat kredytu.
Przyjaciel z całych sił stara się pomóc mu w odzyskaniu formy, ale próby spełzają na niczym. Nie jest w stanie się przełamać. Nawet przyciąga mu dłużników za włosy i zwiotcza ich wstępnie, ale nic z tego.
Przy okazji jednej z takich prób, na obrzeżach miasta, w slumsach, a jakże, wśród przebywającego tam elementu, rozpoznaje piosenkarkę do kotleta, z lokalu, do którego kiedyś uczęszczał.
Więc wziął się za otaczanie troską, spychając na moment problemy własne. Jak się okazało, koleżanka to jeden chodzący implant. Oczywiście, niespłacony.
Zawiązuje się uczucie. Zaszczuta kotka i do wczoraj hycel. Piszę to przez łzy, bo jestem uczuciowy bardzo.
Wpada na genialny pomysł wymazania ich kredytów z bazy, poprzez wprowadzenie do serwera, implantów jako "odzyskanych". Niestety, zostaje na tej próbie przyłapany i to przed wykonem. Przyłapał go kumpel. Dzięki temu stamtąd wyszedł.
Jego dług zaczyna podlegać windykacji.
Szef zleca jego sprawę przyjacielowi. Ten odmawia. Bierze ją jeden taki zawistnik, z dużo mniejszymi zdolnościami.
Pisanie potrafi nie tylko ranić, potrafi zabić. Gość kończy z maszyną do pisania w głowie. W zasadzie to chyba jest odwrotnie. Resztki jego głowy znajdują się w maszynie do pisania. Bohater jest akurat na etapie spisywania mądrości byłego windykatora.
Postanawia podjąć drugą próbę "wymazania". W tym celu składa wizytę byłemu szefowi, w oddziale firmy. Zamierza wykasować z bazy implanty, swój i wszystkie panienki śpiewającej, przy pomocy sterroryzowanego szefa. Niestety współczujący mu szef, informuje go, że po jego ostatniej amatorskiej próbie, wszystkie czytniki i interfejsy oddziału zostały wyłączone i mają teraz przez niego sporo dodatkowej roboty, wożąc towar do centrali w celu wciągnięcia do ewidencji i pobrania należnej gratyfikacji za prace.
Szef wyciąga do niego pomocną dłoń, chcąc się dogadać i żeby się nie wygłupiał, bo to – szkoda marnować talent – powiada, ale bohater nie korzysta z okazji.
Pojawia się dodatkowy problem. Koleżanka śpiewająca wdzięcznie, poważnie cieknie z kolana, a uszkodzenie utrudnia jej, czy wręcz uniemożliwia chodzenie. Udają się z tym problemem w kierunku czarnego rynku.
Najpierw trafiają do ulubionego dilera podrobów z drugiej ręki naszej koleżanki, ale okazuje się, że nie robi już w stawach. Rozkładają u niego obóz i idą do innej specjalistki niższego szczebla, która w stawach jak najbardziej. Serwis udaje się bez większych kłopotów. Co ciekawe, mimo że rzekomo za pół ceny, to nikt forsy od nich nie wymaga. Do tego jak ja się znam na czarnych, to w grę wchodzi tylko cash inaczej robią się nerwowi i tracą poczucie humoru.
Nie otrzymują również gwarancji, co później okazuje się brzemienne w skutkach.
Gdyż nasz kreatywny bohater ma całkiem nowego plana. Postanawia uciec przed systemem, poprzez opuszczenia strefy ekstradycyjnej, a pomóc im mają w tym zagłuszacze skanerów zwędzone z biura szefa podczas ostatniej pogawędki, które tam były z okazji rekwiracji dłużnikom w sprawach zamkniętych.
Udają się na lotnisko i wszystko idzie nieźle (znowu nie wiem, kto i jak płacił za bilety, też bym się przeleciał), do czasu, gdy koleżance puszcza partanina czarnorynkowa. Próbują przekonać obsługę lotniska, że pani nic nie jest i da radę, ale obsługa jest nieprzejednana w oferowaniu pomocy. Ostatecznie przekonują naszych bohaterów po tym jak stwierdzają, że broczącej krwią pani i tak nie mogą wpuścić do samolotu. Takie przepisy!
Znajduje się jeden nadgorliwy goryl lotniskowy, marzący o karierze i rozpoznaje naszego bohatera, do wczoraj postać numer jeden działu windykacji Unii, dzisiaj postać numer jeden do windykacji. Niby różnica niewielka, ale jednak. W efekcie w ambulatorium zamiast jednej pani, której trzeba pomóc znajduje się siedem, nieprzytomnych osób, którym trzeba pomóc.
Kwestia odlotu zostaje przełożona do czasu bardziej sprzyjających okoliczności.
Nasz tytan taktyki wymyśla kolejny szczwany plan. Postanawia przejąć główny serwer i tam dokonać "wymazania", a jakże, bierze do otwierania drzwi szefa i nim otwiera. Szefa świadomość nie jest przy tym obecna.
Sprawy się komplikują tuż przy wejściu do pomieszczeń serwera. Jest tam grupka windykatorów, zdająca swoje zlecenia. Rozpoznają go i zaszlachtowuje wszystkich tymi rencami. Dziewczę pomaga mu tylko minimalnie w newralgicznych momentach, raczej logistycznie.
Włażą do środka i okazuje się, że nie ma tam klawiatury, jest tylko skaner podrobów. Kwestia, kiedy bohater wyuczył się hajerki, nie jest rozstrzygnięta. Wpada na pomysł, że zeskanują swoje podroby in fly i po krzyku. Dokonują właściwych nacięc i dziur w sobie i skanują wpychając sobie w różne miejsca czytnik z biedronki. Sapią przy tym, ze ich boli i chyba robią figle damsko-męskie, ale to do końca nie jest pewne. Takie lekkie sadomaso. Wprowadzenie kontaktu intymnego na wyższy poziom i redefinicja chęci i pojęcia bycia w kimś.
Przybywa szef, którego świadomość wróciła wraz z dawnym kumplem. Kumpel staje po stronie hero, wbijając nóż po rękojeć w tchawicę szefa. Nie wiedzieć po co, wysadzają serwer.
ABSOLUTNIE OSTATECZNE OSTRZEŻENIE PRZED NIEUBŁAGANIE i NIEODWRACALNIE NADCIĄGAJĄCYM ZAKOŃCZENIEM!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Następna scena obejmuje klasyczną sytuację po robocie, na plaży w ciepłym klimacie. Leżaki, wdzięczna lala, drinki z palemką i książka. Ta książka to wydane przez syna mądrości windykatora, które jak pamiętasz pisał, gdy się nudził i oczekiwał na lepsze zastosowanie dla maszyny do pisania.
Sielankę burzy drobne przepięcie i kłopoty z obrazem, które po momencie mijają. Jak się okazuje nigdy nie wyszli od czarnorynkowego janosika. Janosik już też nigdzie nie pójdzie ,ale kto by się nim przejmował.
Ostatecznie dopadł ich tam stary, dobry kumpel, który podjął sztafetę podpisując kredyt, za sieć neuronową M5 (hicior nówka! pełen odlot za obrzydliwie niską cenę!) dla swojego kumpla. Uszkodził jego mózg, w trakcie ujmowania i bez tego by umarł. Co do kociaka to gdy opada kurtyna jeszcze żyje (ledwo) i przyjaciel wydaje polecenie, aby się wstrzymać z windykacją. Trudno powiedzieć po co i na jak długo chce ją wstrzymywać.
P.S
W takiej sytuacji zastanawia, czy kredyt za serce, z niewiadomych przyczyn został umorzony, czy przeszedł na kumpla razem z ratami za M5? Za to na pewno nie przeszedł na żonę, już wtedy byłą. Mamy tę pewność stąd, że film nie kończy się natychmiastową windykacją pompki.
Paramęt pikczers
Poniewaz genetyka zrobila olbrzymie postepy i stanczyków sie narobilo, pójde w Joker'a! :d