Nie ma co – w PJN pracują prawdziwi „fachowcy” PR-u.
Co myśleć o ludziach (z PR-owego punktu widzenia), którzy za nazwę partii wybrali slogan wyborczy swojego największego chyba przeciwnika (to akurat pal licho), ale – mając swoich przedstawicieli w UE – nie pomyśleli o tym, że po przetłumaczeniu nazwa ich ugrupowania brzmi … dla jednych zabawnie, dla innych trochę niebezpiecznie?
Co myśleć o ludziach (z PR-owego punktu widzenia), którzy na starcie nie mogą zarejestrować stowarzyszenia, bo nie dokonali audytu czy dana nazwa nie jest już zajęta?
Co myśleć o ludziach (z PR-owego punktu widzenia), którzy gdy musieli zrezygnować z rejestracji stowarzyszenia i założyli partię o nieodmienialnej nazwie to zrobili stronę internetową do której kody ma były członek tej "organizacji" (obecnie na wygnaniu), który umieszcza tam sobie co uważa?
Co myśleć o ludziach (z PR-owego punktu widzenia), którzy zlecili zaprojektowanie strony, używając zastrzeżonej czcionki (font empik Pro)?
Co myśleć o ludziach (z PR-owego punktu widzenia), którzy aby tylko zaistnieć w mediach przepraszają, że robili kampanię poprzedniemu "klientowi"?
***
Ciekawe, która firma zdecydowałaby się na wynajęcie takich specjalistów np. w celu promocji jakiegoś brandu handlowego (wszystko jedno jakiego)?
Bo czym innym jest dzisiaj kampania wyborcza jak nie wyścigiem po "konsumenta" z kartką wyborczą?
"Z zawodu analityk, milosnik historii, modelarz, dzialacz i moderator ruchu konsumenckiego "nabiciwmbank.pl"