„Prezent” dla Zygmunta Baumana z okazji promowania się Buzka, Tuska, Schetyny, Komorowskiego, Wajdy, Zdrojewskiego …
Już chyba nie znajdzie się nikt, kto by uważał, że polityka rządu i partii PO, dotycząca ograniczenia finansowania partii politycznych, akcji bilbordowych, spotowych, itp., była podyktowana troską o stan finansów państwa. Oni dobrze wiedzieli, co się szykuje i jak to będzie można wykorzystać. Tusk i reszta, ani przez chwilę nie martwili się o to, że wraz ze zniknięciem spotów i bilbordów, również i oni znikną z mediów. Kalendarz tegorocznych wydarzeń politycznych i kulturalnych podporządkowany został w taki sposób kampanii wyborczej, by mogli sobie zagwarantować czołowe miejsce w newsach wszystkich mediów. Wszak nie tylko o wydarzeniach związanych z polską prezydencją, m.in. z nieformalnymi co prawda, ale jakże "istotnymi" spotkaniami, różnej maści ministrów i komisarzy europejskich, w Sopocie, bedzie trzeba codziennie prawie informować obywateli … Także o kulturze i to do tego "tej wysokiej", muszą wszyscy otrzymać należytą porcję wiedzy! … A że "najzupełniej przypadkowo", premier, ministrowie, politycy PO, będą bohaterami tych wydarzeń, i znajdą się na pierwszych stronach gazet … – to nie ich wina, przecież! To tylko Ojczyzna ich wybrała, jako najlepszych fachowców do naprawiania Europy i Świata! Co prawdę "trochę" to wszystko kosztuje, tak jak nowa siedziba w Brukseli, wraz z kosztami działalności kilkuset fachowców (od PR-u?) – prawie 500 mln złotych. Trzeba też pospiesznie kończyć niektóre inwestycje – byleby tylko zdążyć przed wyborami nimi się pochwalić? To, że później kilka razy więcej będą kosztowały poprawki? Kto by się tym teraz przejmował – skoro wyższe cele "nam" przyświecają. Przecież władza musi znowu trafić w ręce fachowców!!! Tylko jestem ciekaw, ile potrwa i ile będzie kosztowało chociażby poprawianie tego, co zamieciono we wrocławskiej Hali Stulecia – byle tylko kongres mógł się rozpocząć w terminie … Raczej wątpię, by jakikolwiek normalny odbiór techniczny miał miejsce przed kongresem, skoro na kilka dni przed, panował tam dosłownie "Sajgon".
W walkę Platformy Obywatelskiej o "demokratyczny" i "sprawiedliwy" przebieg kampanii wyborczej i samych wyborów, wpisują się więc coraz to nowe wydarzenia. Ot taki zbieg okoliczności – jak i przed wyborami do Parlamentu Europejskiego – że pojawili się, tym razem nie w Warszawie, ale we Wrocławiu, członkowie prezydium Europejskiej Partii Ludowej oraz jej posłowie – z Jerzym Buzkiem, przewodniczącym PE na czele …
Jednak główny nacisk na wyborczy lans, w tym roku spin doktorzy PO położyli na imprezę o wydźwięku światowym, na Europejski Kongres Kultury. Oczywistą oczywistością było, że bez obecności takich autorytetów w tej dziedzinie, jak Bronisław Komorowski, Donald Tusk, Grzegorz Schetyna, Jerzy Buzek, Bogdan Zdrojewski, Andrzej Wajda … kongres ten wiele by stracił! Z tego wynika, że ich obecność była tu nieodzowna!
www.tvpparlament.pl/prezydencja-w-ue/wroclaw-rusza-europejski-kongres-kultury/5217967
W tym momencie muszę ze wstydem wyznać, że sam siebie skazałem na niepowetowaną stratę intelektualną! Otóż, z własnej nieprzymuszonej woli NIE WYSŁUCHAŁEM ani jednego słowa z wiekopomnych treści, jakie niewątpliwie ci w/w Panowie przekazali, podczas uroczystej przemowy każdego z nich, licznie zgromadzonym w hali intelektualistom! A skoro nie słyszałem, to i nie mogę ponieść dalej tego kaganka kultury, który oni niewątpliwie rozpalili w sercach rozentuzjazmowanej publiczności. Tę stratę mógłbym zrekompensować przedstawieniem choćby ich dotychczasowych osiągnięć życiowych – tylko że z pewnością są one już dość dobrze wszystkim znane – łącznie z ubiegłorocznymi wyczynami w Pałacu na Wodzie, niektórych z nich.
W takim razie przybliżę jedynie sylwetkę człowieka, który w Hali Stulecia wygłosił inauguracyjny wykład, nawiązujący do tematów podjętych przez niego samego w książce „Kultura w płynnej nowoczesności”,
które to zjawisko niejaki Heraklit z Efezu określił słowami:
a nasz filozof Jerzy z Buzek – podczas odpływu PZU – wskazał na:
www.zyciewarszawy.pl/artykul/99670.html
Przybliżę … wszak niedaleko pada jabłko od jabłoni!
Posłużę się przy tym "gotowcem" sprzed kilku lat, autorstwa Piotra Gontarczyka:
"Motyle skrzydła" Zygmunta Baumana
Piotr Gontarczyk 21-03-2008, ostatnia aktualizacja 21-03-2008 23:03
Kiedy Zygmunt Bauman rozprawia o moralnej odpowiedzialności za zło epoki totalitaryzmów, nie myśli o sobie. Mówi, że jako oficer KBW walczył z „terroryzmem”
We wrześniu 2001 r. prof. Zygmunt Bauman opublikował w „Tygodniku Powszechnym” esej „Imiona cierpienia, imiona wstydu” poświęcony marnej kondycji współczesnego człowieka.
W tekście tym wspomniał między innymi o tragicznych skutkach, jakie przyniósł dla ludzkości XX wiek, epoka totalitaryzmów. Przekonywał, że wszystkie złe uczynki, niczym w teorii „skrzydeł motyla”, które swym ruchem powodują zmiany we wszechświecie, nie pozostają bez znaczenia. W epoce globalnej moralności, w jakiej żyjemy, muszą zostać napiętnowane i ukarane: „Odpowiedzialność moralna jest niepodzielna – jak samostanowienie narodu czy ta władza, jakiej się ich rządy domagają. Wymaga ona, by zbrodnie na ludziach dokonane nie uchodziły sprawcom na sucho i by ci, co zbrodnię knują lub gotują, wiedzieli, że im ona na sucho nie ujdzie. Ale odpowiedzialność wymaga wielu innych jeszcze rzeczy i bez nich pozostanie niespełniona. Jeśli bowiem ponosimy odpowiedzialność za to, by w świecie, jaki współzamieszkujemy, dla krzywdy ludzkiej i zadawania ludziom bólu nie było miejsca, to nie wolno nam spocząć, zanim ci, co czynią zło, nie zostaną oddani sprawiedliwości i ukarani, ale też i zanim zabraknie w tym świecie niesprawiedliwości, jaka poczuciem krzywdy się odciska, w jakiej zło się lęgnie i na jakiej złoczyńcy żerują”.
Filozofia moralna Baumana mogłaby więc stanowić znakomity punkt oparcia dla rozliczeń z XX-wiecznymi totalitaryzmami. Zło zostało w niej jednoznacznie nazwane i pozbawione jakiegokolwiek usprawiedliwienia. Krzywda ludzka jest godna potępienia bez względu na brunatny czy też czerwony kolor uzasadniającej ją ideologii.
Ale kłopot w tym, że opisywane kanony filozoficzne nie są dziś miarą oceny totalitarnej przeszłości. Najlepszym dowodem jest sprawa samego Zygmunta Baumana.
Czekista
W 2005 r. odnalazłem i opublikowałem dokumenty dotyczące Baumana z zasobów IPN. Wynikało z nich, że w latach 1945 – 1953 późniejszy filozof był oficerem Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Formacja ta, choć ubrana w mundury wojskowe, z wojskiem miała niewiele wspólnego. Była bowiem tworzonym przez Sowietów zbrojnym ramieniem partii komunistycznej i zadaniami dokładnie odpowiadała wojskom wewnętrznym NKWD. Bauman dobrze znał i tę drugą formację, służył w niej bowiem krótko w czasie wojny, w moskiewskiej milicji.
To właśnie KBW zwalczał po wojnie oddziały polskiego podziemia niepodległościowego. W formacji tej Bauman był oficerem pionu polityczno- wychowawczego, który za pomocą indoktrynacji miał przekształcać poborowych w pretorianów komunistycznego systemu. Zaczynał w 1945 r. w stopniu podporucznika jako zastępca dowódcy do spraw polityczno-wychowawczych 5. Samodzielnego Batalionu Ochrony, a kończył w stopniu majora jako szef Oddziału II Zarządu Polityczno-Wychowawczego KBW. Z opinii personalnych Baumana wynika, że zajmował się nie tylko pracą polityczną, ale też z bronią w ręku walczył z polskim podziemiem. Jego przełożeni pisali, że przez 20 dni dowodził grupą, która wyróżniła się schwytaniem wielkiej ilości bandytów. Za zasługi otrzymał Krzyż Walecznych. Z komunistycznych organów bezpieczeństwa został usunięty 15 marca 1953 r., dziesięć dni po śmierci Stalina.
Pseudonim Semjon
Ale to nie koniec działalności Baumana dla komunistycznych sił bezpieczeństwa. Okazuje się bowiem, że w jego sprawie zachowała się jeszcze jedna teczka. Wynika z niej, iż w listopadzie 1947 r. został pozyskany w charakterze tajnego współpracownika wojskowej służby bezpieczeństwa – Informacji Wojskowej. W ewidencji operacyjnej funkcjonował najpierw jako „informator”, a potem „rezydent” o pseudonimie Semjon.
Po trzech latach, ze względu na błyskawiczną karierę w KBW, Bauman został wyeliminowany z sieci agenturalnej. Jego zobowiązanie do współpracy oraz teczka pracy zostały potem zniszczone, toteż w sprawie zachowało się zaledwie kilkanaście istotnych dokumentów. Nie wiadomo dokładnie, kogo i czego dotyczyły przekazywane informacje.
Warto wspomnieć, że jeszcze w czasie służby w KBW Bauman eksternistycznie uczył się w szkole KC PZPR, a w 1953 r. trafił na Uniwersytet Warszawski. Jego ówczesne prace trudno traktować inaczej jak przenoszenie standardów intelektualnych bezpieki do „oczyszczanych” z autentycznych naukowców placówek badawczych. W typowym swoim tekście Bauman pisał: „Decydującą rolę w mobilizowaniu wysiłku mas odgrywa propaganda partyjna. Poruszająca problemy, które nurtują masy, oparta na głębokiej znajomości pragnień mas, śmiało omawiająca każdą bolączkę, rozwiewająca wątpliwości i umacniająca wiarę w twórcze siły mas, nastawiona na wyjaśnienie polityki partii, na wzmożenie zaufania i przywiązania mas do ich przodującego oddziału – propaganda partyjna powołana jest do zwiększenia aktywnej roli mas”.
Baumanologia zastosowana
Nie wolno nam spocząć, zanim ci, co czynią zło, nie zostaną oddani sprawiedliwości i ukarani” – pisał Bauman we wspomnianym eseju w „Tygodniku Powszechnym”. Jednak gdy pojawiła się sprawa jego przeszłości, reakcją autora wielu traktatów moralnych było stwierdzenie: „Moja biografia nie była i nie jest tajemnicą, i nie potrzeba grzebać się w archiwach bezpieki, by ją poznać.” Tyle że pytany przez dziennikarzy, nie potrafił precyzyjnie powiedzieć, gdzie, kto i kiedy i czy sam ją kiedykolwiek opisał.
Nieprawdziwe twierdzenia wsparł pretensjami pod adresem ujawniającego przeszłość historyka, że nie opublikował tego, co należy: „najprawdopodobniej w archiwach IPN znajdują się tłustsze, również mnie poświęcone teczki, zawierające sprawozdania z mojej działalności „antypaństwowej i antysocjalistycznej”„. Tak, takie dokumenty można w archiwum IPN znaleźć, ale czy z ich powodu wolno przemilczać lub fałszować istotę wcześniejszego zaangażowania Baumana? Moralność wszak – jak pisał – jest przecież niepodzielna. Ale w dalszej części komentarza można było wyczytać cień skruchy za wcześniejsze działania: „Gdzie i kiedy odniosłem się do powyższego fragmentu życiorysu? Wszędzie i zawsze w moim długim – dorosłym – życiu publicznym, poświęconym w znacznym stopniu uzmysłowieniu sobie i innym zagrożeń wynikłych z pułapek młodzieńczej naiwności, sideł umysłowego zniewolenia”.
Służba w komunistycznych organach bezpieczeństwa państwa została więc uznana za błąd młodości; coś złego i wstydliwego, od czego starała się nas chronić późniejsza aktywność publiczna naukowca. Ocena to bardzo znacząca. Zwłaszcza, że interpretacja minionej przeszłości w późniejszej filozofii praktycznej byłego funkcjonariusza KBW uległa znaczącej ewolucji.
Moralność postmoralna
W 2007 r. w Europie o przeszłości Baumana zrobiło się głośno za sprawą historyka Bogdana Musiała, który, opierając się na źródłach opublikowanych w „Biuletynie Instytutu Pamięci Narodowej”, opisał sprawę w niemieckiej prasie. W odpowiedzi Bauman udzielił wywiadu dla brytyjskiego dziennika „The Guardian”. Potwierdził w nim fakt służby w pionie politycznym KBW oraz agenturalną współpracę z Informacją Wojskową. Faktom tym nadał jednak zupełnie inną niż rok wcześniej w Polsce jakość: „Przed wojną Polska była bardzo zacofanym krajem, a to zacofanie jeszcze pogłębiła
okupacja. W zubożałym kraju należy się spodziewać, że przyjdzie się zmierzyć z nędzą, upokorzeniem, deptaniem ludzkiej godności i wieloma innymi złożonymi problemami społeczno-kulturowymi. Jeśli się spojrzało na obecne wówczas w Polsce spektrum polityczne, partia komunistyczna obiecywała najlepsze rozwiązanie. Jej program polityczny najlepiej pasował do problemów, przed jakimi stała Polska. Byłem całkowicie oddany. Idee komunistyczne były po prostu kontynuacją oświecenia”. Oczywiście we współczesnej Polsce podobna interpretacja zaangażowania w komunistycznym aparacie terroru na przełomie lat 40. i 50. nie spotkałaby się z powszechnym zrozumieniem. Toteż tu podobne słowa nie zostały wypowiedziane. Można je było zaprezentować dopiero w wywiadzie dla „The Guardian”. Dla przeciętnego czytelnika w Europie Zachodniej komunistyczny totalitaryzm jest rzeczą na ogół mało znaną. Bauman o tym wie, więc bez obaw manipuluje faktami i znaczeniami. A na koniec tak określa KBW, w którego szeregach walczył z polskim podziemiem niepodległościowym: „Były to oddziały odpowiedzialne za zwalczanie terroryzmu wewnątrz kraju – co jest równoważne z modnym dziś określeniem „wojny z terroryzmem”„. Że pewna granica została przekroczona? Nie szkodzi. Nikt na Zachodzie za „motyle skrzydła” Baumana nie złapie.
Kto jest zbrodniarzem?
Konsekwentna filozofa moralna Baumana wymaga, by i tym razem zbrodniarze zostali wskazani i napiętnowani. Ale kim są „oni”? Z publicznych enuncjacji filozofa wynika, że raczej nie politrukami i agentami Informacji Wojskowej.
W wywiadzie dla „The Guardian” padają słowa: „Grzebanie w dawno zamkniętych archiwach stało się podniecającym zajęciem; zwłaszcza że na ogół przedstawiane jest jako poszukiwanie prawdy i rozcinanie ropiejących wrzodów. I w pewien sposób tak jest naprawdę. Jednakże rodzą się pytania, jakie mają teraz znaczenie niektóre z tych odkryć i czy powinny one rzucać cień na całe życie ludzi uwikłanych. Jednocześnie, jak ostatnio polemizował Timothy Garton Ash, wyniki tych badań powinny zostać umieszczone w kontekście realiów ówczesnych czasów; trzeba także zrozumieć dzisiejsze motywy i cele, które często stoją za takim, a nie innym kontekstem tych ujawnień”.
A więc podejrzanymi nie są ci, którzy czynią zło, tylko ci, którzy je ujawniają. Nie ma więc potrzeby skupiać uwagi na złoczyńcach. Zajmijmy się tymi drugimi, którzy, zapewne w bardzo podejrzanych celach, interesują się prawdą. Istotą dociekań filozoficznych Baumana staje się jedno pytanie: „komu to ujawnianie służy?”. W cytowanym wywiadzie w „The Guardian” czytamy:
„Uważa on swoje „zdemaskowanie” za element nowego rodzaju polowania na czarownice w Polsce, mającego legitymizować prawicowe rządy Lecha i Jarosława Kaczyńskich. « Sądzę, że takie jest wyjaśnienie. Nigdy nie ukrywałem, iż jestem socjalistą. Byłem lewicowcem, jestem lewicowcem i umrę jako lewicowiec. Oby. Dyskredytując mnie, pośrednio dążą do dyskredytacji polskiej lewicy»”.
Nie pierwszy już raz prof. Bauman udowadnia, że prawdą dla niego nie jest to, co jest, tylko to, co w danej sytuacji można powiedzieć.
„Intelektualiści”
Oczywiście nie można wykluczyć, że ujawnienie kompromitującej przeszłości Zygmunta Baumana było spiskiem najwyższych czynników państwa polskiego chcących zdyskredytować niewygodnego, lewicowego naukowca. Jednak jako autor publikacji na ten temat takiej teorii stanowczo zaprzeczam. I w ogóle uważam, że sprawa okoliczności ujawnienia sprawy nie jest tu najważniejsza.
Istotniejsza wydaje się tu percepcja znanego filozofa moralności. Ma ona dla niego samego i jego nauk jak najdalej idące konsekwencje. Okazało się bowiem, że transcendentne dobro i zło po prostu nie istnieją. Nie ma stałych punktów oparcia i nie ma moralności. Jest postęp, który wymaga od dotykanych „skrzydłami motyla” zrozumienia i akceptacji dla budowniczych „nowego świata”. Zasługi dla postępu są ważniejsze od prawdy i sprawiedliwości; lewicę chroni przed nimi dozgonny immunitet pozwalający na autorytatywne wypowiadanie się w różnych kwestiach publicznych.
Prawda o XX-wiecznych totalitaryzmach i ich konsekwencjach musi być ujawniana i rzetelnie opisywana. Naturalnym elementem opisu musi być problem przezwyciężania spuścizny komunizmu, który nie doczekał się swojej Norymbergi. Niemała w tym zasługa intelektualnych patronów europejskiej lewicy, w tym także filozofa moralności prof. Zygmunta Baumana.
Autor jest pracownikiem IPN. Przygotowuje książkę o polityce PPR w latach 1944 – 1948.
Źródło : Rzeczpospolita"
Link do zdjęcia wprowadzającego:
www.rp.pl/galeria/55362,1,110322.html
Nie musisz komentować. Wystarczy, że przeczytasz ... i za to Ci również dziękuję.