Czy euro jako rubel transferowy dzisiejszych czasów jest komukolwiek potrzebne? Czy jest to kolejna najdłuższa droga do normalności? Przecież sprzeczność interesów uniemożliwia zastosowanie a nawet przedyskutowanie najkorzystniejszych rozwiązań
23 listopada brak uplasowania niemieckie dziesięciolatek nasilił zamieszanie na rynku kapitałowym. Dzisiaj sytuacja powtórzyła się z pięciolatkami. Mimo że oczekiwano pozyskania 5 mld euro, uplasowania dokonano na kwotę 4,09 mld euro, przy rentowność w wysokości 1,11 proc. i skoku o 11 punktów bazowych w porównaniu z poprzednią aukcją. Mimo relacji popytu do sprzedaży na poziomie 2,1 Niemcy wyraźnie dają do zrozumienia że nie zgadzają się ze wzrostem ich postrzeganego ryzyka. Mówiąc rynkowi tak naprawdę, że nie powinien się obawiać o to że przejmą ryzyko innych krajów strefy w sposób istotny – i że to kraje zagrożone będą musiały samodzielnie się zmagać z narastającym ryzykiem.
W odpowiedzi Premier Pawlak snuje opowieści o rublu transferowym jako prekursorze euro i jedynie powszechna (n)wiedza sprawia że nie jest przyczyną ochłodzenia stosunków z Berlinem. Gorąco zachęcam do lektury komentarza Małgorzaty Goss na temat tego jakże oryginalnego pomysłu:
„Wicepremier Waldemar Pawlak proponuje przekształcić euro w walutę wzajemnych rozliczeń w Unii i powrót krajów eurostrefy do walut narodowych. Pomysł ma tę zaletę, że pozwala europejskim politykom wycofać się z euro z podniesionym czołem
Euro tylko do rozliczeń
– Euro rozliczeniowe mogłoby rozszerzyć się na wszystkie 27 krajów członkowskich bez naruszenia ich suwerenności, nawet Brytyjczycy może by się zgodzili. Mielibyśmy wspólną walutę do rozliczeń, a jednocześnie poszczególne kraje dzięki własnej walucie zyskałyby większą elastyczność reagowania i dostosowania do rynku – zachwalał wicepremier Pawlak swoją koncepcję.
W jej myśl euro oparte na koszyku walut krajów członkowskich służyłoby przedsiębiorcom i bankom do rozliczania transakcji pomiędzy krajami na podobnej zasadzie jak kiedyś ecu – umowna waluta stosowana w Unii w latach 1979-1998, czy teraz tzw. RDR używany w rozliczeniach przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Euro rozliczeniowe byłoby, zdaniem Pawlaka, bardziej stabilne i odporne na ataki spekulacyjne niż dzisiejsze euro.
– W tej chwili wszyscy myślimy wariantowo. Sytuacja jest bardzo poważna i nie wiadomo, co przyniesie kryzys – skomentował propozycję Pawlaka minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, zaznaczając, że decyzje podjęte na zbliżającym się szczycie UE mogą przywrócić zaufanie do euro, ale "nie jest to jedyna możliwa trajektoria wydarzeń". Sikorski wyraził opinię, że powrót do walut narodowych spowodowałby recesję w eurostrefie, która dotknie także Polskę. Z kolei szef sejmowej Komisji Finansów Publicznych Dariusz Rosati i jego zastępca Sławomir Neuman (obaj z PO) na propozycję Pawlaka zareagowali zaskoczeniem i oburzeniem. Powrót eurostrefy do walut narodowych, ich zdaniem, ściągnie na Unię i Polskę prawdziwy kataklizm gospodarczy. – Dla dobra koalicji lepiej, gdyby ludowcy wstrzymali się od takich inicjatyw – stwierdził Neuman.
– To dobry pomysł, ponieważ otwiera politykom drogę do honorowego wycofania się z błędnego projektu wspólnej waluty – komentuje propozycję Pawlaka dr Cezary Mech, były wiceminister finansów. Zaznacza, że euro jako waluta do rozliczeń międzypaństwowych w Unii jest nikomu niepotrzebne i wcześniej czy później podzieli los rubla transferowego używanego w RWPG. – Już teraz istnieje możliwość rozliczania umów na podstawie uzgodnionego między stronami koszyka walut, ale w praktyce nikt tego nie stosuje – zwraca uwagę finansista.
Klapa projektu euro jest tak oczywista, że nawet prezes NBP Marek Belka liczy się z opuszczeniem eurostrefy przez niektóre kraje. Strefa euro, jego zdaniem, przetrwa, ale w zmienionej formie i być może – składzie. – Wolę Europę dwóch prędkości niż Europę, która się wali – powiedział Belka w wywiadzie dla belgijskiego dziennika ekonomicznego "L´Echo".”