Bez kategorii
Like

Et incarnatus est*

17/09/2012
535 Wyświetlenia
0 Komentarze
6 minut czytania
no-cover

Wiersz inspirowany książką Erica-Emmanuela Schmitta „Moje życie z Mozartem”

0


 

 

 

 

 

Oto czas w którym rodzi się boska muzyka.
Nie będzie słów nużących, lecz jedynie tchnienie.
Dźwięk czysty i natchniony wznosi się, umyka
ku sklepieniu katedry radosnym promieniem.

Oto śpiew adoracji, celebracja życia.
Niepowtarzalny, kusi każdą parafrazą,
wdzięcznie wypełnia przestrzeń, odurza, zachwyca,
bo czym są wokalizy jeśli nie ekstazą?

Oto czas spowolnienia, zawieszenia frazy.
Giną granice głosów żwawo żeglujących
po nieskończonych łukach melodii bez skazy,
w gęstwinie ornamentów jak wśród dzikich pnączy.

Oto czas transpozycji. Trwa zauroczenie.
To już nie wokaliza, ale powiew, który
swym tak uroczo prostym harmonijnym brzmieniem
jak na skrzydłach wynosi umysły nad chmury.

Oto czas absolutu. Wobec tych uniesień
tracą wagę tak słowa, jak też ich znaczenia.
Geniusz z nogami w błocie, lecz z głową w niebiesiech
celebruje tajemny boski cud istnienia.

* Et incarnatus est – I począł się – aria z Mszy c-moll V.A. Mozarta.

Tutaj można posłuchać arii w wykonaniu Arleen Auger i Symphonieorchester des Bayerischen Rundfunks
pod dyr. Leonarda Bernsteina:

A oto fragment książki "Moje życie z Mozartem", który mnie zainspirował:

„Et incarnatus est”.
Ta aria towarzyszy mi od dawna.
Kiedy nie wierzyłem w Boga, delektowałem się nią jak czystą muzyką, jedną z najpiękniejszych, jakie znam. Już wtedy byłem nią oczarowany.
Dziś, gdy wierzę – jest obrazem mojej wiary: śpiew, który wznosi się ku niebu, ponad ten padół pełen łez, śpiew szczęśliwy, wdzięczny, czysty, intonowany wciąż od nowa, śpiew jak lot skowronka. Ta muzyka jest coraz bliższa źródłu, wiedzie ku pierwotnej czułości, tej, z której wszystko się bierze, ku miłości obfitej, rozlewającej się na świat cały – ku czułości Stwórcy.
Et incarnatus est. „I począł się". Pierwszą, która zanuciła tę arię, była Konstancja, ta sama, która dała Ci synów, matka ludzka, spełniona i znużona, zachwycona dzieckiem. W czasach gdy nie wierzyłem, dostrzegałem tylko ową wdzięczność. Ta radość – to było już coś.
I tak słowa zostały wyszeptane: Et incarnatus est. Czas na narodziny muzyki. Nie będzie już słów, lecz jedynie tchnienie, które unosi muzyka
Na tle delikatnego koronkowego akompaniamentu fletu i oboju głos staje się kolejnym instrumentem, tym najswobodniejszym, najdłuższym i najpiękniejszym. Czysty, podparty, natchniony dźwięk wznosi się ku sklepieniu katedry z bezgraniczną radością.
Et incarnatus est. Oto słodki śpiew adoracji, celebracja życia. Śpiew jedyny, niepowtarzalny. Głos radośnie wypełnia przestrzeń i zachwyca się, odurza i upaja samym sobą. Okazuje się, że młoda mama jest nieco podchmielona, czymże bowiem są te wokalizy, jeśli nie upojeniem?
Chwila spowolnienia, zawieszenia… Nie wiadomo już, gdzie są granice głosu, który żwawo unosi się w niekończących się łukach melodii i rozwija – nigdy nie sięgając celu – w falującej grze łączących się ze sobą ornamentów, nigdy nie popadając przy tym w ekspresję wielkich interwałów. Idea absolutu…
Zauroczenie trwa i dokonuje się metamorfoza. To już nie jest głos, ale skrzydła. To już nie ludzkie tchnienie, ale harmonijny powiew, który unosi nas ponad chmury. To już nie kobieta, ale wszystkie kobiety, matki, siostry, żony, kochanki.
Słowa i znaczenia tracą wagę: Ty celebrujesz cud istnienia.
„Dlaczego istnieje raczej coś niż nic?" – pytają filozofowie.
„Istnieje!" – odpowiada muzyka.
Et incarnatus est.
W Twej muzyce słyszę dwa śpiewy: śpiew stworzenia i śpiew Boga.
Śpiew stworzenia to śpiew ludzkiej duszy, która zwraca się do Stwórcy, by mu podziękować lub błagać: by szeptać „litości", recytować alleluja, wybuchać szczęściem przy słowie exultavit – słowie ziemskim, cielesnym, obleczonym bardzo silnymi emocjami. Twoje kompozycje religijne – pisane z nogami w błocie – spełniają taką właśnie funkcję.
Śpiew Boga to punkt widzenia Stwórcy. Wydaje mi się, że niekiedy wznosisz się na ten właśnie poziom. Nie ma już uczuć, tylko stan wolny od uczuć, spojrzenie z góry i wreszcie spokój…

0

tsole

Niespelniony, choc wyksztalcony astronom. Zainteresowania: nauki scisle (fizyka, astronomia) filozofia, religia, muzyka, literatura, fotografia, grafika komputerowa, polityka i zycie spoleczne, sport.

224 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758