MINISTERSTWO HANBY
ESBECKA SZAJKA POD OKIEM SIKORSKIEGO
Wizy Schengen do Francji, Danii czy Niemiec dostawały osoby trudniące się nierządem, objęte zakazem wjazdu do tych krajów. Obywatele ukraińscy byli zmuszani do płacenia haraczu za załatwienie wiz. Przez granicę przewożono nielegalnie ukraińskie dzieci. Według naszych informatorów, w konsulacie RP w Łucku na Ukrainie działała szajka kierowana przez byłych esbeków, a osłaniana przez polskie służby specjalne.
Według naszych ustaleń, proceder wydawania wiz za łapówki może dotyczyć tysięcy przypadków, co zważywszy, że konsulat w Łucku jest drugą co do wielkości po Lwowie polską placówką konsularną na Ukrainie, przynosiło ogromne dochody. Sprawą – jak udało nam się potwierdzić – zajmuje się prokuratura.
Procederem przestępczym w konsulacie kierowali według naszych informatorów byli esbecy.
Ukrainka: chcieli 400–500 euro
Dotarliśmy do Ukrainki, która starała się o wizę legalnie, ale zmuszono ją do zapłacenia haraczu. Kobieta zgłosiła się do konsulatu w celu wystawienia jej wizy na zaproszenie polskiego obywatela. Zaproszenie, jak mówi, zostało zarejestrowane w Mazowieckim Urzędzie Wojewódzkim.
– Pierwsze trudności napotkałam już przy wejściu. Zatrzymał mnie w drzwiach, jak się potem dowiedziałam, funkcjonariusz BOR – opowiada. – Poprosił mnie o przygotowane dokumenty, w tym wniosek wizowy. Następnie poinformował, że moje zaproszenie nic nie znaczy i że na tej podstawie wizy nie dostanę – dodaje.
Skierował ją do drzwi obok. – Ze wskazaniem do „pani Ludy”, która, według niego, pomoże mi przygotować dokumenty i załatwić wizę. Poszłam tam. Rozmowę ze mną zaczęto od kwoty 400–500 euro. Miała to być opłata za ubezpieczenie, wypisanie umowy, ankiety wizowej i dołączenie innego, niż posiadałam, zaproszenia z Polski, na podstawie którego dostanę wizę – opowiada zdenerwowana kobieta.
Naszą rozmówczynię poinformowano, że sprawa jest do załatwienia w ciągu jednego dnia – wieczorem konsul dostanie dokumenty, a rano będzie wiza. Wizę, jak mówi, dostała, ale utargowała 100 euro.
PRACOWNIK MSZ – NIELEGALNIE WYWOZILI DZIECI
Jak opowiedział nam pracownik polskiego MSZ, proceder polega właśnie na tym, że osoby uczciwie starające się o wizy są odsyłane do pośredników. Ci wmawiają im, że albo popełnili jakąś pomyłkę w wypełnianiu wniosku wizowego, albo ubezpieczenie jest niewłaściwe itp. Pośrednik informuje od razu, że za odpowiednią kwotę jest możliwe załatwienie wizy, i to w trybie ekspresowym. Wizy na podstawie lewych dokumentów załatwia się po godzinach, a trafiają do wybranych okienek wizowych jeszcze przed godzinami pracy. Czas ma znaczenie dla załatwiających nielegalnie wizy. Chodzi o to, żeby wnioski wizowe wraz z dokumentacją nie krążyły w konsulacie i nie trafiły na uczciwego urzędnika.
– W nocy przygotowują dokumenty, przynoszą je do zaufanych ludzi w konkretnych okienkach. Nie tylko wizami handlują. Karty Polaka też sprzedają, za 700 euro. Można spotkać ogłoszenia na mieście i na Facebooku. Za łapówki załatwiają też wizy (na podstawie fikcyjnych zaproszeń), które przydzielane są bezpłatnie – na imprezy sportowe, kulturalne – mówi nasz informator.
Aby interes się kręcił, dostarczane są fałszywe dokumenty z biur turystycznych i prywatnych firm biznesowych w Polsce i na Ukrainie, które mają być podstawą do uzyskania wizy, wystawienia voucherów, na podstawie których Ukraińcy jeżdżą m.in. do Francji, Hiszpanii, Niemiec, Danii itd.
– Firmy zapraszające z Polski pochodziły z różnych regionów naszego kraju, m.in. z południa – z Żywca, Bielska-Białej. W gazetach ukraińskich i na słupach w Łucku były ogłoszenia: „wizy Schengen za 500–700 euro załatwię”, a normalnie kosztują 35 euro – mówi nasz informator z MSZ. Jak zapewnia, w konsulacie były wystawiane także pakiety wizowe, np. siedmioro dzieci i jedna osoba dorosła. – Nie było przy tym zgody rodziców tych dzieci na ich wyjazd, mimo że miały mniej niż dziesięć lat. To bardzo dziwne, może wzbudzać podejrzenia, że chodzi o przewóz dzieci do nielegalnych adopcji. Prokuratorzy powinni to sprawdzić – dodaje nasz informator. Jak opowiada, niektóre pracownice okienek wizowych, Ukrainki, są zmuszane do uczestniczenia w procederze. Szantażuje się je, że w razie odmowy zostaną zwolnione z pracy.
– Wnioski wizowe roznosi do okienek m.in. kierownik administracji konsulatu w Łucku. Warto, by prokuratorzy zapytali go, czy nie słyszał o nielegalnych korzyściach z handlu wizami. Może jakieś informacje dotarły do jego żony, która jest sekretarką ministra Radosława Sikorskiego, albo do kadr MSZ, gdzie jedna z urzędniczek też podobno zna sprawę? – mówi nasze źródło.
PROKURATURA – SZCZEGÓŁY NIE BĘDĄ UJAWNIANE
Afera w konsulacie w Łucku na Ukrainie wybuchła w 2011 r. Na jej ślad trafili funkcjonariusze Straży Granicznej. Informacje o niej dotarły do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Centralnego Biura Antykorupcyjnego i prokuratury. Postępowanie prowadzi m.in. Prokuratura Okręgowa w Bielsku-Białej.
„Z uwagi na dobro prowadzonego postępowania szczegóły śledztwa nie będą ujawniane” – poinformowała nas Małgorzata Borkowska, zastępca prokuratora okręgowego w Bielsku-Białej. Przyznała, że jej prokuratura nadzoruje wszczęte 12 stycznia 2011 r. śledztwo w sprawie „organizowania obywatelom Ukrainy, wbrew przepisom ustawy, przekraczania granicy RP, poprzez posługiwanie się przez obywateli Ukrainy wyłudzonymi dokumentami wizowymi”.
Dochodzenie w tej sprawie zostało wszczęte 18 listopada 2010 r. przez placówkę Straży Granicznej w Żywcu. „W ramach tego postępowania wyjaśniany jest również wątek prawidłowości wydawania wiz turystycznych Schengen w Konsulacie RP w Łucku na podstawie dokumentów wystawianych przez polskie biura turystyczne i hotele” – napisała Borkowska.
Do tej pory zarzuty przedstawiono pięciu podejrzanym – właścicielom hoteli i biur. Zarzuca się im poświadczania nieprawdy w fakturach VAT i voucherach potwierdzających rezerwacje w hotelach, „co stanowiło podstawę do wyłudzenia poświadczających nieprawdę dokumentów w postaci wiz państw grupy Schengen jako wiz turystycznych”. Miało to umożliwić kilkuset osobom wjazd na teren państw grupy Schengen i przekraczanie polskiej granicy.
Według informacji „GP”, wszczęte na początku 2011 r. śledztwo nabrało tempa i objęło pracowników konsulatu. Organizatorzy procederu znajdowali się bowiem w łuckiej placówce.
MSZ i CBA KRYJĄ AFERĘ
– W Łucku w związku z aferą były dwukrotnie kontrole CBA. Pierwsza w marcu 2012 r. była połączona z kontrolą Straży Granicznej. Na następną, po kilku tygodniach, oprócz CBA przyjechali kontrolerzy z Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Biura Ochrony Rządu. BOR zajmuje się ochroną konsulatu, a funkcjonariusze tej służby są umoczeni w proceder – wyjaśnia „GP” jeden z urzędników Departamentu Konsularnego MSZ. – Kontrolerzy niestety nie zastali szefa sekcji wizowej, Sylwestra Szostaka, bo wyjechał. Podczas pierwszej kontroli CBA też go nie było. Szkoda, bo na pewno pomógłby im, podobnie jak bardzo doświadczony konsul z wieloletnim stażem w dyplomacji Jerzy Zimny – dodaje. Mówi, że o aferze głośno w MSZ, „aż huczy o tym na korytarzach”.
Sylwester Szostak to rzeczywiście doświadczony dyplomata, jeszcze z PRL. Pisaliśmy o nim w czerwcu 2005 r. w „GP” w artykule „Towarzysze dyplomaci”: „Z pamiętników założyciela i wieloletniego prezesa Związku Polaków na Białorusi, Tadeusza Gawina, wynika, że nad odpolitycznieniem polskiej organizacji, czyli odsunięciem jej od opozycji, równie gorliwie co służby białoruskie pracował konsul generalny w Grodnie Sylwester Szostak. Dyplomata z wieloletnim stażem peerelowskiego MSZ, dziś konsul generalny w Kijowie, podczas swojej misji w Grodnie sabotował, zdaniem Gawina, spotkania działaczy Związku z polskimi parlamentarzystami. Podczas gdy Polacy zapraszali posłów na spotkanie, Szostak tłumaczył politykom z Polski, że nie powinni przyjeżdżać, bo narażą się na obecność na manifestacji politycznej ze sztandarami i hasłami opozycji białoruskiej. Konsul, podobnie jak władze w Mińsku, zwalczał starania Polaków o budowę polskiej szkoły w Nowogródku. (…) Następcą Gawina został, popierany przez konsula Szostaka, Tadeusz Kruczkowski. Prorosyjski, zupełnie podporządkowany władzy w Mińsku”.
Ciekawe, że CBA na pytania „GP” dotyczące kontroli w Łucku i stwierdzonych nieprawidłowości zaprzeczyło, by miały one miejsce. Rzecznik CBA Jacek Dobrzyński odpisał nam e-mailem: „Uprzejmie informuję, że Centralne Biuro Antykorupcyjne nie prowadziło czynności kontrolnych w sprawie, o którą redakcja pyta”.
MSZ też nie przyznało, że w konsulacie RP wykryto aferę. Rzecznik MSZ Marcin Bosacki odpowiedział na nasze pytania wymijająco, zatajając fakt wykrycia afery (obok zamieszczamy odpowiedzi MSZ na nasze pytania). Nasi informatorzy nie mają jednak wątpliwości, że kontrole CBA i MSZ w Łucku były. Jak twierdzi nasze źródło w MSZ, blisko dwa miesiące temu do zbadania afery powołano nawet specjalną grupę międzyresortową, w której skład weszli przedstawiciele MSZ, CBA, Straży Granicznej i prokuratury.
Zwróciliśmy się ponownie do rzecznika MSZ, czy odpowiedzi udzielone „GP” wcześniej są aktualne i „czy w konsulacie w Łucku nie wykryto w ostatnich dwóch latach nieprawidłowości (jeśli natomiast wykryto, to jakie)”. Marcin Bosacki napisał: „Uprzejmie informujemy, iż podtrzymujemy wcześniej udzielone odpowiedzi”.
Zastanawia, jak to możliwe, że przestępczy proceder umknął uwadze kontrwywiadu ABW.
– Takie działania mogą oznaczać, że osoby umoczone w przestępstwa w łuckim konsulacie mają osłonę rządu PO–PSL – mówi nasz informator.
KONSULAT – RAJ DLA PROSTYTUTEK
Nasz informator przytacza szokujące fakty. Jak mówi, w styczniu tego roku policja hiszpańska wystąpiła do przedstawicieli polskiej policji w Kijowie o przedłożenie wniosków wizowych dotyczących kobiet zmuszanych do prostytucji w ich kraju. Hiszpanie chcieli sprawdzić, czy były wystawione legalnie. Okazało się, że wizy były prawdziwe, ale dokumenty pań fałszywe.
Ambasada Francji w Kijowie zwróciła się do konsulatu polskiego w Łucku z zapytaniem, dlaczego wydawano wizy kobietom z Ukrainy po odmowach Francji. Te odmowy zaklejano polskimi stemplami wizowymi.
Ambasada Danii w Kijowie też zwróciła się do konsulatu w Łucku z pytaniem, czy praktyką konsulatu jest wydawanie wiz Schengen po odmowach innych krajów.
Według naszego informatora, Łuck przoduje pod względem ilości anulowanych wiz przez służby imigracyjne Niemiec.
Policja ukraińska i niemiecka prowadzą sprawę w związku z zatrzymaniem w Niemczech osób trudniących się nierządem – wizy wydane były w większości w Łucku na podstawie fikcyjnych dokumentów. Kobiety deklarowały, że jadą w innym celu.
– Gdy prezydentem Francji był Nicolas Sarkozy, postulował, by zmienić zasady wydawania wiz Schengen, tak aby częściowo przywrócić kontrolę na granicach. Jednym z powodów była działalność konsulatu w Łucku – mówi nasz informator z MSZ.
To nie wszystkie grzechy szajki w polskim konsulacie. W maju 2011 r. Ukraińcy wykryli na granicy, że rzekome „ciuchy” dla dzieci, które miały trafić do organizacji polskiej na Ukrainie, wywożone przez pracowników konsulatu, są w rzeczywistości ładunkiem nowych dżinsów. Ukraińcy zwolnili towar, a urzędnicy dżinsy sprzedali.
Zdaniem naszych rozmówców, afera w konsulacie w Łucku to wierzchołek góry lodowej. Według nich, podobny proceder, być może na mniejszą skalę, trwa w innych placówkach polskich na Ukrainie, i nie tylko. Będzie trwał dopóty, dopóki polskie służby dyplomatyczne nie zostaną oczyszczone z PRL-owskiej agentury.
MSZ – KONSULAT W ŁUCKU – WSZYSTKO W NORMIE
Odpowiedzi Marcina Bosackiego, rzecznika Ministerstwa Spraw Zagranicznych, na pytania „Gazety Polskiej”
„GP”: Czy w ostatnich dwóch latach MSZ przeprowadzał kontrole w konsulacie w Łucku, a jeśli tak, kiedy się one odbyły i czy stwierdziły nieprawidłowości w funkcjonowaniu placówki, na przykład w systemie wydawania wiz?
Bosacki: Kontrole placówek przeprowadzane są według ustalonego harmonogramu, zgodnie z nim w ostatnich dwóch latach nie były planowane kontrole w Konsulacie Generalnym w Łucku.
„GP”: Czy Ministerstwo Spraw Zagranicznych dokonywało w ostatnich dwóch latach zmian na stanowisku konsula w Konsulacie RP w Łucku na Ukrainie, a jeśli tak, jakie to były zmiany personalne?
Bosacki: W II połowie 2011 r. nastąpiła zaplanowana, zgodnie z obowiązującym w MSZ systemem rotacyjnym w placówkach, zmiana na stanowisku Konsula Generalnego w Łucku; pana Tomasza Janika zastąpił pan Marek Martinek.
„GP”: Czy ww. zmiany były spowodowane wykryciem nieprawidłowości w konsulacie przez Centralne Biuro Antykorupcyjne lub działaniami prokuratury, a jeśli tak, czego nieprawidłowości dotyczyły?
Bosacki: Zmiana na stanowisku Konsula Generalnego wynikała z obowiązującego na placówkach zagranicznych systemu rotacyjnego.
„GP”: Czy MSZ dokonywało lub zamierza dokonać w konsulacie w Łucku także innych zmian na stanowiskach kierowniczych i decyzyjnych, a jeśli tak, czy miały one związek z nieprawidłowościami w ww. placówce?
Bosacki: Wszystkie stanowiska w placówkach zagranicznych, w tym również w konsulacie w Łucku, objęte są systemem rotacyjnym; ponieważ zmiana na stanowisku Konsula Generalnego w Łucku nastąpiła w II połowie 2011 r.
MSZ nie przewiduje na chwilę obecną zmian na tym stanowisku. Jeżeli chodzi o obsadę pozostałych stanowisk konsularnych, podlegają one zmianom w ramach obowiązującego planu rotacji.
Źródło:
„Gazeta Polska”