Zdarza się dziś podwójna może potrójna lub poczwórna nawet okazja by przypomnieć księdza Zygmunta. Należy on do licznego grona ludzi wielkich chociaż nie znanych. Każdy może podać przynajmniej kilka takich przykładów. Ja podaję swój.
Niedawno ,kilka tygodni temu, była 100 rocznica urodzin Ojca Zygmunta, jutro będzie rocznica Jego śmierci. Pojutrze rocznica świeceń kaplańskich a dwa dni później rocznica wstapienia do zakonu. Dzisiejsza niedziela jest więc dobrą okazją wspomnienia tego kapłana.
Odchodzą od nas ludzie wielcy, chociaż nieznani.
Do takich zaliczam człowieka niespotykanego, jakim byl ojciec ZYGMUNT KLIMOWICZ , czlonek Warszawskiej Prowincji Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów (łac. Ordo Fratrum Minorum Capuccinorum).
Syn Adama i Janiny Jablonskiej-Klimowicz, urodzony 22 czerwca 1914r. w Żytomierzu, zmarl w domu opieki w Yonkers NY USA w wieku 96 lat,11 sierpnia 2010. Do Zakonu wstapil w 14 sierpnia 1937r. w Nowym Miescie n/Pilica. Przyjety do poslugi kaplanskiej 12 sierpnia 1945 w Versailles we Francji. Kontynuowal studia w Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie do 1951r.
Więzień niemieckiego obozu koncentracyjnego w Dachau, aż do dnia wyzwolenia, 25 kwietnia 1945r..
Ukształtowana wówczas zdolność przetrwania w nędznych warunkach była widoczna do Jego ostatnich dni. Tam, w obozie, poznał osoby beatyfikowane poźniej przez Jana Pawla II i często o nich opowiadał.
Pracował na polskiej misji w Australi m.inn. w Blactown-Scheyville . Do USA przyjechał w 1964r. jako obywatel australijski. Od 1969 r. został obywatelem amerykanskim. Jako kapłan posługiwal w polskich parafiach w takich ośrodkach polonijnych jak : Passaic,Trenton, South Amboy i Bayonne w stanie New Jersey. W Zakonie pełnił funkcje przelożonego zgromadzenia o.Kapucynow w Oak Ridge, NJ w latach 1967-73 oraz asystenta przełożonego Zakonu w latach1973-78 i 1979-85.
Ojciec Zygmunt miał w swoim życiu dwie pasje. Byl miłośnikiem języka esperanto i Marszalka Józefa Piłsudskiego.
Oto o. Zygmunt jako „esperantysta” w krótkiej rozmowie dla warszawskiej prowincji Zakonu:
Drugą pasją ojca Zygmunta byl Marszałek Józef Piłsudski, którego ojciec Zygmunt poznał osobiście w dzieciństwie w posiadłościach swoich rodziców. Sympatia do Marszałka pozostała u niego do końca życia. Potrafil opowiadać o nim całymi godzinami.
Mnie ksiądz Zygmunt powierzył opiekę nad jego osobistą kolekcją dzieł wszystkich Marszałka wydanych w 1931r. nakładem Tow.Wydawniczego „Polska Zjednoczona” w Warszawie.
Father Ziggy, bo tak go tu wszyscy nazywali miał trzy niezłomne cechy charakteru: sumienność, stanowczość i poświęcenie. Byl franciszkaninem który wypełniał swoje powołanie kapłanskie bez granic. Cale 65 lat. To dłuzej niż żywot wielu ludzi. Z okazji 55 lecia kapłaństwa otrzymal do swojego pokoju mały telewizor aby mógł go oglądać w zaciszu i prywatności zamiast w zgiełku parafialnej jadalni służącej także za świetlicę. Ojciec Zygmunt uznał, że to jest zbyt duże dla niego wyróżnienie, na które jeszcze sobie nie zasłuzył i przkazał ten telewizor innemu, mlodszemu księdzu franciszkaninowi. Nie miał w zasadzie żadnych własnych rzeczy z wyjątkiem tych , które byly mu niezbędne na z górą dwa tygodnie. No i oczywiscie książki. Żyl skromnie całe swoje swoje życie.
Byl bardzo inteligentnym czlowiekiem. Władal wieloma językami:polskim, angielskim, francuskim, niemieckim, flamandzkim, łaciną no i oczywiście esperanto którego byl największym miłośnikiem. Pewnego Bożego Narodzeni, kiedy Ojciec Święty Jan Pawel II przekazywał blogoslawienstwo, jak zwykle w wielu językach znalazł się wśród nich także esperanto. Podekscytowany ojciec Zygmunt natychmiast obwieścił obecnym: ” Widzicie , nawet Papież mówi w esperanto, więc jest dowód że należy uczyć się tego języka. Następnego dnia już pukał do drzwi jednego z młodszych księży z materiałami do nauki esperanto w ręku.
Nade wszystko, byl jednak kapłanem. Modlitwa była głęboko wryta w jego serce.Często można było znaleźćgo klęczacego przy modlitwie w ciemnym pokoju. Nie przerywał modlitwy aby zapalić światło.. Można go bylo często spotkać samotnie lub z kimś, modlącego się na drodze krzyżowej. Jeśli obiecał odprawić intencyjne nabożeństwo, odprawiał je czasem dwa albo trzy razy.
Jego swiątobliwy i skromny styl życia był z pewnością wynikiem doświadczeń przeżytego obozu koncentrancyjnego, pracy na misjach po calym prawie świecie, wszystkich doświadczeń jakie go spotkały w ciągu 96 lat życia.
Był wzorcem dla nas wszystkich aby niezależnie od tego jak złe w życiu się zdarza, nie oddalać się od Boga, od Chrystusa, od Maryi i Świętych.
Nawet, a może przede wszystkim, w najciemniejszych momentach życia każdy może się wznieść ponad wszystko i być czymś wielkim i dobrym.
Father Ziggy, pewnie nie chiałby abyśmy po nim płakali. Dziś jest pewnie szczęśliwy w Niebie razem z aniołami i świętymi opwiadajac im jak pieknym językiem jest esperanto i ucząc ich tego języka.
Piszę to wspomnienie z wielkim w sercu wzruszeniem. Bo wielkość czlowieka nie polega jedynie na wielkich czynach. Często ludzie działający w szarości dnia robią wiecej niż wielkie figury z pierwszych stron gazet. Cisi bohaterowie, małych-wielkich dokonań. Moze to wlaśnie takim ludziom powinniśmy stawiać pomniki nie tylko na grobie. Amen.
2 komentarz