Embargo na siebie
22/02/2012
449 Wyświetlenia
0 Komentarze
17 minut czytania
Na żądanie USraela zdychająca Unia Europejska podjęła kolejną głupią decyzję: nałożyła embargo na import ropy z Iranu. Zaszkodzi głównie sobie i dobije euro.
Embargo na import irańskiej ropy nie jest niczym nowym. W roku 1951 premier Iranu dr Mohammed Mossadek przy poparciu Madżlisu (parlamentu) znacjonalizował irański przemysł naftowy. Natychmiast potem brytyjska flota królewska zablokowała wszystkie porty i wody terytorialne Iranu przerywając wszelki wywóz ropy, londyńskie banki zamroziły irańskie aktywa i rozpoczęto kampanię izolowania Iranu przy pomocy sankcji. Rząd Mossadeka był wtedy demokratycznie wybrany i miał szerokie poparcie społeczne. Trudno było obalić go poprzez tzw. gniew ludu, którym nie umiano jeszcze wtedy sterować tak dobrze jak teraz, toteż propaganda anglo-amerykańska zaczęła przedstawiać go jako pionka w grze Moskwy, który chce z Iranu zrobić jeszcze jedno państwo komunistyczne.
Ostatecznie w 1953 służby specjalne UK i USA dokonały zamachu stanu i obaliły Mossadeka posługując się szachem. Za ich namową z konstytucyjnej głowy państwa szach przedzierzgnął się w absolutnego monarchę, na wzór posłusznych Zachodowi władców Jordanii, Arabii Saudyjskiej, Kuwejtu, Kataru albo Bahrajnu, a Iran z demokratycznej monarchii konstytucyjnej zamienił się w dyktaturę. Po wielu latach skończyło się to rewolucją islamską.
Dziś aż tak bezczelna militarna wersja embargo na irańską ropę jak w latach 1950-ych nie jest już możliwa. Zamiast tego używa się obłudnie języka pełnego troski o pokój i wysuwa twierdzenie, że embargo i ewentualna wojna prewencyjna są konieczne aby zapobiec zbudowaniu przez Iran broni atomowej. Mamy tu więc do czynienia z logiką dla idiotów: trzeba wszcząć wojnę w trosce o pokój. Podobnie jak w latach 1950-ych również obecne embargo naftowe na Iran jest powiązane z nieukrywanym celem tzw. zmiany reżimu. Dziś jednak są w nim także dużo większe cele polityczne, które wykraczają daleko poza granice Iranu.
Największym odbiorcą irańskiej ropy są Chiny. Według Międzynarodowej Agencji Energetyki (IEA), organizacji mającej swą siedzibę w Paryżu, a utworzonej po słynnym arabskim embargo naftowym w roku 1973 jako strategiczne skrzydło OECD, Iran sprzedaje do Chin 543.000 baryłek ropy dziennie. Kolejnymi wielkimi klientami Iranu są Indie, Turcja, Japonia i Korea Płd. Indie importują 341.000 baryłek irańskiej ropy dziennie, Turcja 370.000, Japonia 251.000, a Korea 239.000. Z kolei wg statystyk irańskiego Ministerstwa Ropy Naftowej cała Unia Europejska kupuje w Iranie 510.000 baryłek ropy dziennie, co czyni ja zbiorczo drugim co do wielkości odbiorcą irańskiego eksportu.Na UE przypadało dotychczas 18% całego eksportu ropy z Iranu.Warto o tym pamiętać, kiedy mowa o wielkim ciosie jaki UE chce w ten sposób zadać gospodarce Iranu. Iran bez trudu znajdzie sobie nowych klientów na tę ropę, lub choćby tylko zwiększy dostawy do Indii i Chin, np. w ramach podpisanego wcześniej porozumienia o zwiększaniu chińskich rezerw strategicznych. Wszelkie skutki tego embargo, jakie odczuje gospodarka Iranu będą raczej związane z jego wtórnymi konsekwencjami dla całej gospodarki światowej, a takie niechybnie będą.
Najważniejsze wystąpią w odniesieniu do euro i można postawić tezę, że to jest właśnie główny cel oraz pułapka, w którą Unia dała się wpuścić. USrael chce kosztem euro umocnić dolara i przedłużyć jego zakłamaną egzystencję. Na światowym rynku dominują dwie główne waluty – dolar amerykański i euro. Międzynarodowy Fundusz Walutowy (IMF) podaje, że na koniec 2011 łącznie przypadało na nie 84,4% światowych rezerw walutowych. Znacznie silniejszą pozycje ma tu dolar, na który przypada 61,7% światowych rezerw. Ogromną część tego równania stanowią surowce energetyczne, ponieważ dolar jest tradycyjnie związany z handlem ropą naftową . Oznacza to, że światowy handel ropą naftową odgrywa wielką rolę w podtrzymaniu pozycji dolara USA. Prawie wszyscy, którzy kupują ropę i handlują nią na świecie są praktycznie zmuszeni do posługiwania się tą walutą.
O pozycji amerykańskiej waluty dodatkowo przesądza fakt, że wszystkie waluty naftowych krajów tzw. Rady Współpracy Zatoki (Gulf Cooperation Council, GCC), czyli Arabii Saudyjskiej, Bahrajnu, Kataru, Kuwejtu , Omanu i Zjednoczonych Emiratów Arabskich, są w sposób sztywny powiązane z dolarem (tzn. że ich kursy wahają się wraz z dolarem). W podobny sposób z dolarem na sztywno związane są także twarde waluty krajów nie mających nafty, takich jak Jordania, Liban, Erytrea, Dżibuti, Belize i kilku tropikalnych wysepek na Karaibach, co czyni je zresztą tym lepszymi rajami podatkowymi dla spekulantów. Oprócz takich „walut wasalnych”, istnieje zresztą grupa państw zupełnie niesamodzielnych finansowo, w których nawet oficjalnie walutą ‘narodową’ jest właśnie dolar USA. To, że należą do nich terytoria zamorskie i kolonie USA, takie jak Puerto Rico albo Guam, jest dla wszystkich oczywiste, ale mamy wśród nich również państwa formalnie niepodległe takie jak Panama, Liberia, Salwador lub Ekwador. Oznacza to, że strefa amerykańskiego dolara wykracza daleko poza Stany Zjednoczone.
Euro jest zarówno rywalem jak i sprzymierzeńcem amerykańskiego dolara. Obie waluty często występują jako tandem wobec walut trzecich i można odnieść wrażenie, że w takich przypadkach są one wspólnie zarządzane z jednego światowego centrum finansowego. Euro, podobnie jak dolar, ma również swoje imperium obiegu o wiele większe niż sama eurostrefa w UE. Oprócz siedemnastu krajów UE, w których euro jest walutą oficjalną, prawa emisji euro mają także Monako, San Marino i Watykan. Takie przemytnicze i oderwane od Serbii kraiki jak Czarnogóra i pseudo-państewko albańskiej mafii w prowincji Kosovo również formalnie przyjęły euro jako własną walutę „narodową”. Podobnie jak w przypadku dolara USA, także dla euro istnieje grupa walut wasalnych, tj. ściśle i sztywno do kursu euro przyszpilonych. Po angielsku używa się tu terminu ‘pegged’ co dosłownie oznacza ‘zaklinowanych kołkiem’. Są to waluty Litwy, Łotwy, Danii, Bułgarii, Bośni i Maroka. Niewiele do gadania miały pod tym względem dawne zwłaszcza niewielkie kolonie państw europejskich, których waluty były wcześniej podwiązane pod waluty, jakie weszły w euro. Są to zwłaszcza byłe kolonie Francji z dwóch stref CFA w Afryce, czyli walut dawniej powiązanych z frankiem francuskim, ale także Komory, Reunion, Polinezja Francuska, Nowa Kaledonia, Martynika, Guadelupa, itp.; byłe kolonie portugalskie – Wyspy Zielonego Przylądka, Wyspy Św. Tomasza i Książęca; byłe kolonie Danii: Grenlandia i Wyspy Owcze etc. Wszystkie one są sztywno powiązane z euro i ewentualnie razem z nim upadną. Tworzy to bardzo rozległy obszar niestabilności na mapie świata.
Wobec narastającej od lat konfrontacji z USraelem Iran, który ze zrozumiałych względów unika jak może starcia zbrojnego, usiłuje się urwać z dolarowego łańcucha w handlu ropą naftową i przechodzi w transakcjach naftowych na płatności w innych walutach m.in. po to by mniej odczuwać narastające sankcje ekonomiczne z USA. Tak samo zachowywał się Saddam Hussain w roku 2000. W tym celu w sierpniu 2011 Iran otworzył nawet oficjalnie osobną giełdę naftową na wyspie Kiszm, nazwaną Kishm Oil Bourse, której zadaniem było przejąć handel z nowojorskiej giełdy NYMEX (New York Mercantile Exchange) i londyńskiej IPE (International Petroleum Exchange). Jej pierwsze transakcje były dokonywane w euro i w dirhamach ZEA. Oczywistym celem Iranu było wykorzystanie zakładanej rywalizacji dolar-euro, stworzenie rynku petro-euro i w konfrontacji Iranu z USraelem przeciągnięcie Unii Europejskiej bardziej na swoją stronę. Założenia irańskie były jednak fałszywe, a inicjatywa podjęta za późno. Prawie od razu okazało się, że dolar i euro działają razem, a UE jest podporządkowana USraelowi również w wymiarze strategicznym. Uchwalenie embarga na ropę z Iranu jest tego ostatecznym dowodem. W tym czasie trwała już zresztą „wiosna arabska” czyli kontrolowana przez Zachód inicjatywa strategiczna na rzecz zmiany układu sił w strefie islamu, w której UE ma swoją ważną rolę do spełnienia. Tzw. zmiana reżimu w Syrii i Iranie jest najważniejszym celem tej inicjatywy, realizowanej poprzez kontrolowane rewolucje, sankcje, embarga, a w ostateczności wojnę, ku której – jak się wydaje – Zachód obecnie zmierza.
Iran dość szybko zatem odszedł także od koncepcji większego zaangażowania w euro. Obecnie rozmawia z Indiami o rozliczeniach w złocie, z Rosją handluje w rublach i rialach, z Chinami w renminbi, z Japonią w jenach itd. Prawie wszystkie liczące się gospodarki świata marzą o umocnieniu własnych walut i odchodzeniu od hegemonii dolara i euro. EU miała szansę wzmocnienia się w handlu ropą i przejęcia dużej części światowego rynku na rozliczenia w euro, co dałoby tej walucie spory impuls i nadzieję na przezwyciężenie coraz głębszego jej kryzysu. Poprzez wprowadzenie embargo na ropę z Iranu Unia nie tylko szansy takiej nie wykorzystała, ale w praktyce wbiła gwóźdź do trumny euro. Iran prawie natychmiast odwzajemnił sankcje uchwalając kontr-embargo na eksport ropy także do tych sojuszników UE, którzy poprą zakaz handlu z Iranem. Ponieważ Europa nie ma czasu na szybkie zastąpienie irańskiego importu i będzie musiała długo zaopatrywać się na wolnym rynku, oznacza to niechybny wzrost cen ropy i jej pochodnych nawet jeśli wojny w Zatoce nie będzie. Arabia Saudyjska złożyła wprawdzie ofertę zastąpienia ropy irańskiej swoim eksportem, ale do tego musi dopiero zbudować nowe moce wydobywcze. Jest oczywiste, że łatwiej Iranowi sprzedać nadwyżkę ropy, którą już wydobywa, niż Arabii Saudyjskiej (lub komukolwiek innemu) taką nadwyżkę dopiero wyprodukować.
Koniec eksportu irańskiej ropy do UE i jednoczesny wielki kryzys europejskiej waluty tworzy ogromną bezpośrednią korzyść dla USA i dolara amerykańskiego. Jeśli euro upadnie, co wydaje się już tylko kwestią czasu, dolar USA zajmie większość uwolnionej w ten sposób przestrzeni w światowym handlu przynajmniej na pewien czas. Pusta w gruncie rzeczy waluta, drukowana bez pokrycia przez prywatny Bank Rezerwy Federalnej USA przedłuży swoje sztuczne życie i wydrenuje dalsze zasoby z kieszeni posłusznych wasali. Nawet Moskwa, która w każdym przypadku skorzysta na drożejącej ropie i gazie i jeszcze bardzie uzależni od siebie Europę, ostrzegła Brukselę, że ulegając Ameryce w sprawie embargo na Iran działa wbrew własnym interesom. Elita, która rządzi Unią ma jednak inną perspektywę, innych mocodawców i inne cele niż interes państw członkowskich i ich obywateli. Pogłębienie kryzysu euro i dodanie do niego kryzysu paliwowego w Europie nie daje praktycznie szans na uratowanie zagrożonych gospodarek Grecji, Hiszpanii albo Włoch. Może to dać efekt domina i grozi rozpadem Unii, o czym coraz bardziej otwarcie się już mówi.
Wskutek embarga tylko we Włoszech zostanie zamknięte około 70 rafinerii ropy naftowej. Do wyższych cen paliw dojdzie więc pogłębione bezrobocie w nowych gałęziach przemysłu. Piero de Simone, dyrektor włoskiej Unione Petrolifera ostrzegł, że na rynku już zaczynają się pojawiać oferty z rafinerii azjatyckich, w tym chińskich i koreańskich, które przejmują ropę irańską, bardzo dobrej zresztą jakości, przerabiają ją i będą chciały sprzedawać jej produkty w Europie.
Dla każdego myślącego człowieka jest zrozumiałe iż konflikt z Iranem i gwałtowny wzrost cen ropy doprowadzi również do bardzo groźnej destabilizacji całej gospodarki świata. Wzrost kosztów produkcji i transportu w Europie da także efekt wzrostu cen na całym świecie. Biedniejszym krajom w Trzecim Świecie znów mocniej wiatr powieje w oczy. Pozwoli to jednak na dalsze przejmowanie ich bogactw przez sektor finansowy Zachodu, a takie instytucje załganej pomocy jak IMF i Bank Światowy będą miały kolejne okazje by wymuszać dalsze programy rabunku zwanego prywatyzacją.
Bogusław Jeznach
Deser muzyczny
Dziś na deser muzyczny mamy piękny utwór w wykonaniu greckiego skrzypka i kompozytora Nicosa Chatsopoulosa pt. Nihavent Oriental, zaczerpnięty z jego albumu The Classic Collection. Prawie sześć minut zanurzenia z zamkniętymi oczami w muzyczną przyjemność .