Oderwanie od realiów naszych polityków powoli zaczyna być przysłowiowe…
Przedstawiciele Prawa i Sprawiedliwości zaproponowali na ten przykład nałożenie embarga na rosyjski węgiel. Po co? Nie wiem. Zapewne w ich głowach zrodziła się (w bólach) myśl, że będzie to adekwatna odpowiedź na działania Rosjan – czyli, krótko i węzłowato mówiąc, skoro dzięki zakazowi eksportu płodów rolnych do Rosji w zadek dostali rolnicy to nie kupujmy od Rosjan węgla, niech przemysłowcy też poczują jaką to jesteśmy potęgą.
Zaraz, naprawdę ktoś myśli, że Rosja choć w najmniejszym stopniu odczułaby skutki takiego embarga?
Tak, wiem, sam wielokrotnie powtarzałem, że w polityce zagranicznej liczy się zasada wzajemności. I nadal będę to powtarzał, ale najważniejszy jest w tej polityce interes własnego kraju, i to nim właśnie politycy wszystkich opcji i poglądów powinni się kierować w pierwszej kolejności. A co do zasady wzajemności – to lepiej by było, gdyby partyjni koledzy Jarosława Kaczyńskiego postulowali zakaz zakupu rosyjskiej broni przez naszą armię – chodzi między innymi o produkowane na terenie Federacji Rosyjskiej lotnicze pociski rakietowe oraz uzbrojenie dla Marynarki Wojennej, w tym systemy uzbrojenia naszych okrętów podwodnych ORP Kaszub i ORP Orzeł, które… przechodzą przeglądy i naprawy na terenie Rosji.
Już słyszę te głosy zwolenników PiS wrzeszczące, że embargo to dobre rozwiązanie dla naszych kopalni, które wypełnią lukę w dostawach.
Bzdura kompletna, tak by się może stało gdybyśmy całkowicie zakazali importu węgla do Polski. Jednak w sytuacji, kiedy odetniemy tanie źródło surowca w jego miejscu pojawią się inne, droższe ale wciąż konkurencyjne dla naszego rodzimego, przebiurokratyzowanego i obciążonego gigantycznymi górniczymi przywilejami, przemysłu wydobywczego. Kopalniom to nie pomoże a uderzy w przedsiębiorców zmuszonych do kupowania droższego paliwa importowanego z Australii, Republiki Południowej Afryki czy, chwilowo jeszcze, Ukrainy. Tak, droższy, bo spadek podaży przy niezmienionym popycie skutkuje – ZAWSZE – wzrostem cen.
Na szczęście raz w życiu Janusz Piechociński zachował się jak powinien i powiedział twardo „nie!”.
Szkoda tylko, że dotąd ani on, ani jego poprzednicy na stołku ministra gospodarki wywodzący się ze wszystkich możliwych partii politycznych nie potrafili sprawić, że polski węgiel byłby konkurencyjny – już nie mówię, że na światowym – na polskim, wewnętrznym rynku. Dałoby się to zrobić i to wcale nie gigantycznym kosztem, tylko po pierwsze trzeba chcieć, po drugie mieć pojęcie co się robi, a po trzecie nie trząść tyłkiem przed każdym wkurzonym związkowcem palącym opony i rzucającym mutrami w okna ministerstwa.
Bo tam, gdzie powinniście, szanowni panowie „przedstawiciele Narodu” pokazać twardość i odwagę by postawić Polskę nogi robicie w gacie ze strachu przed utratą stołków. A tam, gdzie macie dbać o nasz interes narodowy i chronić obywateli swojego kraju trzęsiecie szabelką narażając nas na reperkusje i straty.
Prawicowiec, wolnościowiec, republikanin i konserwatysta. Katol z ciemnogrodu.