Najpierw Dziennik, a po nim wszelkie możliwe portale internetowe, w tym – jak najbardziej – onet.pl, poinformowali, że nasza władza wreszcie (wreszcie!) zrobi porządek z nauczycielami. Ja oczywiście świetnie rozumiem to podniecenie. W końcu, jak już tu parę razy pisałem, kompleks szkolny człowieka nie opuszcza do końca życia, a biorąc pod uwagę, że relacja między życiem szkolnym przeciętnego obywatela, a jego dorosłą karierą jest wprost proporcjonalna – a więc, im człowiek był większym idiotą w szkole, tym bardziej jego przyszłe życie determinowane jest przez nienawiść do nauczycieli jako ludzi i jako grupy zawodowej – nie ma się co dziwić, że statystycznie, bardzo duża część obywateli, jak tylko słyszy słowo ‘nauczyciel’, zaczyna pogardliwie rechotać. Mówiąc „idioci”, wbrew pozorom nie mam na […]
Najpierw Dziennik, a po nim wszelkie możliwe portale internetowe, w tym – jak najbardziej – onet.pl, poinformowali, że nasza władza wreszcie (wreszcie!) zrobi porządek z nauczycielami. Ja oczywiście świetnie rozumiem to podniecenie. W końcu, jak już tu parę razy pisałem, kompleks szkolny człowieka nie opuszcza do końca życia, a biorąc pod uwagę, że relacja między życiem szkolnym przeciętnego obywatela, a jego dorosłą karierą jest wprost proporcjonalna – a więc, im człowiek był większym idiotą w szkole, tym bardziej jego przyszłe życie determinowane jest przez nienawiść do nauczycieli jako ludzi i jako grupy zawodowej – nie ma się co dziwić, że statystycznie, bardzo duża część obywateli, jak tylko słyszy słowo ‘nauczyciel’, zaczyna pogardliwie rechotać.
Mówiąc „idioci”, wbrew pozorom nie mam na myśli uczniów złych, krnąbrnych i migających się od nauki. Każdy nauczyciel, który jeszcze nie zwariował od tego wysiłku, i w miarę możliwości kontroluje sytuację, doskonale wie, że prawdziwych szkolnych idiotów o z większym skutkiem znajduje się po przeciwnej stronie tej barykady. Sami uczniowie zresztą też doskonale się orientują, jak to się te relacje w każdej klasie układają. A zatem, i w miarę przytomni już uczniowie i wciąż jeszcze przytomni nauczyciele wiedzą też dobrze, że nie ma nic bardziej niszczącego dla przeciętnego szkolnego idioty, jak jego przyszła kariera. A niestety, tak to się często dzieje, że to właśnie ci najgłupsi jakimś cudem – możliwe, że przez tę szkolna traumę – wybijają się i zostają ministrami, premierami, ważnymi dziennikarzami i Bóg wie, kim jeszcze. I wtedy dopiero się odgrywają.
Skąd się ten kompleks bierze, nie wiem. Mogę się tego zaledwie domyślać i coś tam sobie spekulować, ale ponieważ nie mam żadnych mocnych teorii, nie będę się tu mądrzył. Fakt jednak jest taki, że przez znaczną część społeczeństwa, w tym może najbardziej aktywni są tu ci, którzy w ogóle mają najwięcej do powiedzenia, nauczyciele są nieustannie poddawani tak mocnej moralnej presji, że w pewnym momencie jedynym dla nich rozwiązaniem jest zmienić nazwisko, miejsce zamieszkania i wreszcie zawód. Jak wygląda ta presja? Przede wszystkim polega ona na tym, że powtarza się wciąż nauczycielom, że nic nie robią i za to nicnierobienie dostają kupę pieniędzy i że gdyby nie te pieniądze wydawane przez biedne państwo na utrzymanie tych nierobów, Polska by była bogatsza, a innym – o wiele bardziej zasłużonym – grupom zawodowym żyłoby się dostatniej. Niestety, nauczyciele są bardzo agresywni, świetnie zorganizowani, i w dodatku wciąż straszą porządnych ludzi, że jak nie da im się więcej pieniędzy, to przestaną przychodzić do pracy, a tego przecież polskie państwo by nie zniosło. No i jest jak jest. Nędza, przestępczość i ogólny syf.
Informacja na temat porządków, jakie rząd zamierza wprowadzić w polskich szkołach została przekazana przy pomocy jednego i wszędzie tego samego tytułu: „Koniec nauczycielskiego eldorado”. Odpowiednia atmosfera była oczywiście już nadmuchiwana znacznie wcześnie, choćby przez ciągłe powtarzanie, że oto właśnie nauczyciele otrzymali kolejną podwyżkę, i w tej chwili najgłupszy z nich, za te nędzne 9 miesięcy pracy w roku, po 18 godzin tygodniowo, spędzanych głównie na plotkach w pokoju nauczycielskim, dostaje już niemal 4,5 tys. złotych polskich miesięcznie, a ponieważ rząd znajduje się pod nieustanną presją, niedługo będzie trzeba dać jeszcze więcej. No i dziś, kiedy wszędzie pojawia się ta zapowiedź o „końcu eldorado”, wielu już się tylko ustawia w kolejce, żeby być jak najbliżej tego widowiska, które już niedługo się rozpocznie. To dopiero będzie frajda patrzeć, jak ta banda leni zacznie się przesiadać z tych swoich wypasionych samochodzików do autobusów i tramwajów. To się pośmiejemy, widząc, jak zaczną sprzedawać te swoje wypasione wille i wynajmować tanie klitki, najlepiej po awansujących za swą ciężką pracę dziennikarzach. I zasmakują trochę życia bez corocznych wakacji na Karaibach. No a przede wszystkim, to dopiero poczujemy dreszcz sprawiedliwości, jak oni wreszcie zaczną normalnie pracować. Osiem godzin dziennie przy tablicy, panie! Z odliczeniem przerw co 45 minut, jasna cholera!!! 11 miesięcy w roku. Eldorado im się zachciało. A uczniom też się to przyda. Niech zapieprzają w wakacje. Myśmy w końcu też nie mieli łatwo.
Z zawodu jestem nauczycielem, ale z powodów, w które nie chcę tu po raz kolejny wchodzić, rodzinę utrzymuję głównie z tego pisania. Pracowałem jednak w szkole i to raz nawet – prawdopodobnie z naruszeniem prawa – 35 godzin w tygodniu z wychowawstwem da dokładkę. Również moja żona jest nauczycielką, a zatem w tej całej branży orientuje się świetnie, jak to jest pracować w szkole i jak to jest pracować ciężko. I powiem od razu, że z mojego punktu widzenia jest to najlepsza z możliwych praca. Wbrew jednak temu co się wydaje wspomnianym na początku idiotom, wcale nie ze względu na to, że tam świetnie płacą za żadną pracę, i że człowiek ma dla siebie całe wakacje. Nawet nie dlatego, że to jest idealne miejsce, żeby zostać gwiazdą świecącą nad bandą zastraszonych dzieci. Nie jest też szkoła wspaniałym miejscem pracy, bo się ma za kolegów innych nauczycieli, kotrzy – jak wiemy – są wspaniałymi ludźmi. Jest to miejsce dla mnie wymarzone, bo nie wyobrażam sobie, gdzie jeszcze można czuć sens tego co się robi w równie jednoznaczny i bezpośredni sposób.
Jednak, przy tym wszystkim, świetnie wiem, że trudno znaleźć inne miejsce poza szkołą, która angażuje człowieka psychicznie w tak strasznie dewastujący sposób. Nie wiem, jak jest z tymi, którzy ten mój dzisiejszy tekst czytają, ale ja znam co najmniej kilku nauczycieli, którzy na stare lata zwyczajnie zwariowali. Znam takich nauczycieli, którzy – moim zdaniem przez to właśnie, że całe swoje życie byli nauczycielami – dziś są obłąkani do tego stopnia, że kiedy idą ulicą, to to ich szaleństwo po nich widać. Nie wiem, jak to jest z lekarzami, czy policjantami. Nie wiem, czy praca w biurze też tak okropnie potrafi człowieka zniszczyć. Natomiast to jedno wiem na pewno. Że odsetek nauczycieli przechodzących na emeryturę z poważnym psychicznym defektem jest na tyle duży, że warto by było się choć czasem nad tym zadumać. I w tej zadumie starać się nie kombinować w tę stronę, że oni zwariowali z braku zajęcia i z finansowego rozpaskudzenia.
Oczywiście, umiem patrzeć też poza swoje podwórko i wiem, że nie trzeba być nauczycielem, żeby świadomość tego, czym się jest i co się robi, do tego stopnia determinowała ludzkie życie, że człowiek przestaje być człowiekiem, a staje się już tylko lekarzem, sędzią, policjantem, czy księgowym. Wiem też, że z jakiegoś powodu wielu dziennikarzy czy lekarzy na przykład kończy jako zapici na śmierć menele, ale też wiem, że chyba w żadnym innym zawodzie, tak jak wśród nauczycieli, człowiek nie żyje pracą 24 godziny bez przerwy na okrągło. I nawet kiedy śpi, śni mu się klasa, kreda, gąbka, a kiedy się budzi, to często dlatego, że go budzi przenikliwy dźwięk dzwonka. I zapewniam wszystkich ewentualnych mądrali, że tak mają również ci, którzy pracują w szkole choćby na 2/3 etatu, byle tę fuchę mieli przez nieco dłuższy czas, niż rok czy dwa. Powiedzmy, trzy lata wystarczą. To jest czas jak najbardziej odpowiedni. I z jakiegoś powodu wiem na pewno, że to ostatnie zdanie kieruję przede wszystkim nie do tych, którzy w szkole zbijali bąki i chuliganili, ale do prymusów i laureatów olimpiad. Bo tamci wiedzą to i bez moich mądrości.
Tymczasem w sytuacji kiedy mamy przed sobą kogoś, komu na najważniejsze 10, czy czasem nawet więcej lat naszego życia powierzamy do niemal wyłącznej dyspozycji nasze dzieci, i chcielibyśmy, żeby ten ktoś miał zapewnione wszystko co mu jest potrzebne, żeby tych naszych dzieci nie zniszczyć, lecz pomóc nam wyprowadzić je na ludzi, pojawia się pomysł, by nauczyciela traktować jak piąte koło u wozu – parszywego głupca i lenia – który dopiero zrozumie, co do niego należy, jak się mu każe pracować nie 18 godzin na tydzień, ale 118. Z zaleceniem takim oto, że jak nie będzie dawał rady, to niech po prostu krócej śpi. A jak będzie miał jakieś wypracowania do sprawdzenia, niech sprawdza w czasie przerw i okienek. I z taką oto obietnicą, że jak się będzie dobrze i wytrwale starał, to mu samorząd ewentualnie podwyższy pensję. Po co to wszystko? Oczywiście pierwszy powód jest zawsze ten sam – chodzi o zawiść i głupotę. Natomiast w tym akurat wypadku, mamy jeszcze do czynienia z tak zwanym rządzeniem.
Całość dla wszystkich zainteresowanych na www.toyah.pl
"Gdy tylko zobaczysz, ze znalazles sie po stronie wiekszosci, stan i pomysl przez chwile" - Samuel Langhorne Clemens"