W III RP autorytetami są zazwyczaj są ci, którzy mają odpowiedni dystans do polskiej tradycji, kościoła i nienawidzą PiS-u – tak właśnie wyglądają polskie elity. Krzysztof Łoziński nie jest, niestety, tutaj żadnym wyjątkiem.
"Trzeba reagować na te brednie"- zgodnie zaapelowali salonowi dziennikarze z Jackiem Żakowskim oraz Tomaszem Wołkiem na czele. Słuszna uwaga! Do tej pory żaden naukowiec merytorycznie nie podważył tezy o dwóch wybuchach ekspertów współpracujących z zespołem Antoniego Macierewicza. Kiedy Krzysztof Łoziński podjął próbę obalenia tej absurdalnej tezy, można było się spodziewać, że salon zrobi z niego nowego bohatera narodowego: "Zachęcam wszystkich, aby wszyscy zapoznali się z analizą Łozińskiego" – mówił. Zaś Monika Olejnika napisała w "Gazecie Wyborczej, że Macierewicz został rozłożony na łopatki.
Ten sam ekspert, w audycji tej samej dziennikarki, przez większą część programu przekonywał słuchaczy Radia Zet, że Kaczyński to kłamca, nihilista i mały zakompleksiony człowiek, który za wszelka cenę chce zmienić historię, ponieważ był nikim w "Solidarności". Z kolei Macierewicz to opętany miłością do Che Guevary rewolucjonista, który wyrzekł się u Rydzyka swojego żydostwa.
Merytorycznie było tylko kilka minut, jeżeli tak to można nazwać. Łoziński przekonywał, że wnioski zespołu Macierewicza, nie są oparte na żadnych dowodach, bo do nich nie mają dostępu. Albo to jest zła wola, albo ignorancja.
System TAWS ma za zadanie ostrzegać pilotów, kiedy samolot przekracza niebezpieczną odległość do ziemi. Antoni Macierewicz wraz ze swoimi współpracownikami odczytali w USA (u jego producenta) komputer z zapisami tego systemu i dokonali analizy. Wynika z niej, że Tu-154 nie zniżył się do wysokości 20 metrów nad pasem startowym, a to oznacza, że nie mógł zahaczyć o żadną brzozę.
Czego to jednak wymagać od pani Olejnik i innych pracowników mediów, głównego nurtu. Skoro jeszcze w poprzednim tygodniu Andrzej Mrozowski wmawiał Witoldowi Waszczykowskiemu, że premier jako pierwszy umówił się z Putinem na obchody Katyńskie, a prezydent Kaczyński, najzwyczajniej w świecie, bezczelnie się tam wepchał.
Nie to jest ważne; istotne jest to, kim jest ekspert, który merytorycznie zniszczył naukowe dokonania Macierewicza. Jego większa część rozmowy z Moniką Olejnik, to charakterystyczne dla tego środowiska, urządzanie sobie towarzyskich pogawędek, w którym opluwa się Kaczyńskich i obóz IV RP.
Kluczem do tej zagadki wydają się pretensje Łozińskiego do Jarosława Kaczyńskiego, o to, że nazwał dziennikarzy "Gazety Wyborczej" potomkami działaczy KPP: "Moi rodzice oboje byli żołnierzami Armii Krajowej, ojciec był żołnierzem Kedywu, matka była w czasie, była hufcową Szarych Szeregów, w czasie powstania była dowódcą sekcji łączności „Radwana”, skończyła powstanie warszawskie w stopniu podporucznika i teraz ja słyszę, że oni byli w KPP" – mówił w Radiu ZET
W ten sposób Krzysztof Łoziński mówi, nam, że on też jest reprezentantem salonu, że przynależy do elit III RP, którym przewodzi Adam Michnik; że on też brał udział w kultowej rewolucji w 1968 roku.
Czy może, więc dziwić jego puenta: "Kaczyński dąży, to znaczy do wywołania rozruchów i do przeprowadzenia puczu. To otwarcie mówię, ja widzę tutaj taki plan, on chce doprowadzić do rozruchów, do tego żeby najlepiej by było, jakby policja zaczęła strzelać do ludzi i on wtedy dokona przewrotu. Ponieważ on doskonale wie, że żadnych wyborów w Polsce już nie wygra i po prostu w ten sposób upatruje swoją drogę do władzy i mam nadzieję, że mu się to nie uda" – mówi