Bez kategorii
Like

Edziu.

22/10/2012
453 Wyświetlenia
0 Komentarze
7 minut czytania
no-cover

O koledze, z dzieciństwa.

0


 Edek był moim przyjacielem z dzieciństwa. Wyglądał może nieco dziwnie, ale mi to wcale nie przeszkadzało. Ani inne jego cechy niby negatywne. Tych lepszych uważam, że miał zdecydowanie więcej.

 

   Ja wyglądał? Nieco ekstrawagancko: włosy do ramion, niegustowne okulary w grubych oprawkach, ze szkłami jak od butelkowych denek. Dla niektórych wyglądał jak szaleniec.

   Poza tym chodził do „nienormalnej” szkoły. To znaczy do specjalnej. Dla większości znaczyło to to samo. A Edi był inteligentny. Tylko zbyt żywy i niesforny. Nauczyciele, więc, aby mieć z nim spokój, oddali go do tej szkoły.

   W dniu poznania Ediego zrobiłem zaraz gafę. Mówił o sobie i coś wspomniał o starszym bracie. Na co ja:

 – Jest normalny, czy taki jak ty?

   Jemu zrobiło się głupio, mi także.

   Był gorący marzec. Stawy skute przy brzegach jeszcze lodem. Mimo to postanowiliśmy popływać. Taka dziecięca fantazja. Potem on całe życie chorował na nerki.

   Edek był, mało powiedziane, nieco pechowy. Kiedyś ścigaliśmy się na „Komarkach”. Ja pojechałem inną trasą i przyjechałem wcześniej. Patrzę, a Edi przed metą wcale nie zwalnia. Tą metą było ogrodzenie, a za nim pole z ziemniakami.

   Zbliża się na pełnym gazie. Włos rozwiany, wzrok naprawdę szalony. Myślę sobie: „może jeszcze się zdąży zatrzymać?”. Coraz bliżej, a on jakby tego nie widzi. A praw fizyki nie da się oszukać. W końcu wpada na ten płot. Z całym impetem.  Ląduje daleko w polu. I nieruchomo leży na plecach. Ale mówi:

 – Marian, żyję?

 – Żyjesz, żyjesz. Tylko mi powiedz, jak mogłeś nie zauważyć tego płotu?

 – Oj, widziałem. Tylko nie mogłem wyhamować. Bo dostałem jakiegoś skurczu ręki, czy co.

   Po tym wypadku coś w „Komarku” pękło. Jakaś śruba w przednim kole. Edi, więc założył nową. Ale się odkręcała.

   Co kilkaset metrów  ją musiał dokręcać. Ręcznie. Schylał się więc przez kierownicę i dokręcał. Jeździł tak długi czas.

   Kiedyś stoję z kolegą przy drodze i rozmawiamy. Patrzę, jedzie Edziu i coś w torbie wiezie. Jak nas zobaczył to się ucieszył. Tak bardzo, że aż zapomniał o dokręcaniu. Skręcił, ale zdążyliśmy uciec zanim to koło mu nie odpadło. „Komarek” leży, Edziu leży, torba też zgnieciona leży.

   Edziu jednak szybko do siebie doszedł. Podniósł ręce w górę i podskakując powiedział:

 – Nic mi nie jest! Nic mi nie jest!

   W torbie wiózł radio. Gdyby potrafiło mówić na pewno nie podzieliło by optymizmu Edzia. Po prostu miazga.

   Kiedyś wybraliśmy się do jego rodziny na wieś w odwiedziny. Był niedzielny ciepły dzień. Edziu w eleganckim białym sweterku. Przed samą wioską zatrzymaliśmy się, aby trochę ogarnąć. Ponieważ był w pobliżu staw, „Komarki” też umyliśmy.

   Odpalam. Nic. Jeszcze raz. Nic. Wreszcie zaskoczył. Gazuję.  Zadowolony i uśmiechnięty odwracam się do Edzia.

   A on biedak stoi jak siedem nieszczęść. Mokry i od góry do dołu w błocie. Biały sweterek już nie był taki biały. Bo cały szlam z rury wydechowej mojego „Komara” poleciał na niego.

   Rodziny nie odwiedziliśmy.

   Edziu miał taką jedną, niezbyt szczęśliwą „tradycję”. Raz w roku musiał tak się poturbować, że aż lądował w szpitalu. Co roku.

   Spędzaliśmy kiedyś wspólnie Sylwestra. Już jako dorośli ludzie. Parę minut przed północą powiedział mi na korytarzu:

 – Wiesz, to będzie mój pierwszy rok bez żadnego wypadku.

   Następnie tak się wychylił, że aż wypadł przez poręcz schodów. W szpitalu spędził pół roku. Do Nowego Roku brakowało zaledwie minuty.

   Edziu się ożenił, miał dzieci, wybudował dom, był szczęśliwy. Gdy już nadszedł czas by cieszyć się z życia lekarze znaleźli u niego raka. Nieoperacyjnego. Jak powiedział jeden z lekarzy, pozostał mu co najwyżej miesiąc.

   Każdy na jego miejscu by się przejął. Nie ma mocnych. Edziu nie był tu wyjątkiem. Pił dzień w dzień. Do nieprzytomności. Minął miesiąc, trzeci, pół roku. W końcu umarł.

   Nie wytrzymała wątroba.

……………………………………………………………………………………………………………………………..

   Choruję na chorobę neurologiczną. O pracy nawet nie ma mowy. Napisałem wspomnienia o swoich przeżyciach w więzieniach. Niemieckich i polskich. http://wydaje.pl/e/wiezienia5

……………………………………………………………………………………………………………………………….

0

Mefi100

275 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758