W filmie „Edukatorzy” grupa młodych ludzi swoim zachowaniem i przekonaniami wyrażała bunt przeciwko systemowi z jego zakłamaniem, mieszczańską stabilnością, hipokryzją i wątpliwymi moralnie kompromisami. Ale tak było kiedyś. Teraz faktycznie bezideowi edukatorzy kolaborują z systemem w organizacjach ekologicznych albo wyrażają swój bunt na Facebooku, bo to wygodne. Można z domu nie wychodzić a jednocześnie w czymś uczestniczyć, bez przykrych konsekwencji podjęcia jakiegoś konkretnego działania. Bo i jakiego? Zresztą czasu na to nie ma, bo zaraz po zabraniu głosu pośród tzw. społeczności w TV dają jakieś show typu „Głos polski” albo „Musi grać muzyka” albo „Taniec z takim, czy owakim”, „Jazda na lodzie, betonie na trzeźwo albo po zgonie”.
http://www.galerialiber.pl/galeria/karykatury.html
Niegdysiejsi edukatorzy, których poczynania mogły czasami śmieszyć, czasami trwożyć przepoczwarzyli się w całkiem poważnych koryfeuszy edukacji nadających ton jej państwowemu modelowi. Model to zawsze spóźniony w stosunku do rzeczywistości, owładnięty urzędniczą niemożnością, marazmem, przeświadczeniem o wyjątkowości misji, słuszności serwowanych idei i arbitralnością programową. Efekt – tysiące bezrobotnych bez szans na uzyskanie godnego miejsca w otaczającej nas walce na śmierć i życie o etat, czy lepszą pozycję. Wyrobników systemu na umowach śmieciowych i pozbawionych perspektyw normalnej dorosłości. Chyba, że przy boku rodziców, jeśli akurat ich pozycja materialna na to pozwala i żyją wystarczająco długo.
Słysząc, jakie tematy dostarczono maturzystom człowiek się zastanawia, czy pryncypia edukacyjne ciągle krążą wokół mitologii staropolskiej i wierszy Mickiewicza i czy w otaczającym nas świecie tzw. „narodowa literatura” ma zapewniać wiedzę o nim i jego złożoności. Edukacyjne nożyce rozwarły się i jednym ostrzem celują w narodowość i katolickość, drugim w kosmopolityzm i gender. Normalność zaginęła po drodze, a dla młodych te nożyce powoli zamieniają się w miecz Damoklesa, który wcześniej pościna im łby w państwowym kieracie edukacyjnym niż wtłoczy do nich przydatną wiedzę.
Oczywiście główni winowajcy poza urzędnikami to edukatorzy niższego niż ministerialny szczebla. Rozsiane po kraju i skupione w swoich wieżach z kości słoniowej, czyli ośrodkach szkolnych i akademickich kasty naukowych suwerenów zdolnych odpowiednim lobbingiem załatwić z urzędnikami co chcą, przeforsować bezużyteczny dla uczących się i wyjątkowo przyjazny dla siebie model kształcenia a nawet, jak słyszymy podwyżkę w czasach słabizny i powszechnego kryzysu.
„Państwo się zawsze wyżywi” nie jest, więc pustą formułą. Jej dopełnieniem na drugim biegunie są ci, którzy za cholerę nie potrafią się wyżywić korzystając z edukacyjnej usługi tego państwa.
rysownik, satyryk. Z wykształcenia socjolog. Ciągle zachowuje nadzieję