Minęły wybory, minął czas, który Premier lekką ręką, w dobie narzucania nam szaraczkom kolejnych oszczędności, dał niektórym ministerialnym nieudacznikom, aby jeszcze sobie troszkę zarobili i nie ma już w rządzie Katarzyny Hall.
Można by powiedzieć: dzięki Ci, Boże. Ale tak naprawdę niewiele się zmieniło. Dla przypudrowania swego fatalnego image’u w oczach społeczeństwa, Pan Premier usunął nam z oczu Panią Katarzynę, ale jako nieomylny, nie przyznał się do fatalności swego rządzenia w ogóle i jej zastępcą uczynił dotychczasową panią Wiceminister. Cóż za odważne pociągnięcie, cóż za radykalna zmiana. Godna herosa, jakim zdaje się być w swym mniemaniu nieomylny Premier. Ale może zostawmy na boku postaci tej komedii, a skupmy się jednak na kilku zdaniach podsumowania armagedonu, jaki była Minister oraz jej usłużni technokraci dokonali w polskiej edukacji.
Minister Hall była niczym dr Frankenstein polskiej edukacji. Podobnie jak uwierzyła w chore iluzje swoje umysłu i z zaślepioną zaciętością usilnie budowała nowego człowieka (w zasadzie dokonywała szarlatańskich eksperymentów na żywym organizmie szkolnictwa, a nasze dzieci stanowiły rodzaj laboratoryjnych myszy), Pani Minister, w przekonaniu swej nieomylności i graniczącego z pychą samouwielbienia, raczyła zabawiać się w arogancką inżynierię edukacyjną, próbując zastąpić nie tylko rodziców i rodzinę, ale także samego Pana Boga. Objawy dość typowe u piewców „nowego lepszego świata”, rewolucjonistów ułudy i fałszu, zapatrzonych w bezmiar ludzkich możliwości (w socjalizmie albo lepiej w komunizmie, Pani Minister byłaby klasycznym przykładem podręcznikowego pedagoga).
Za swoje największe sukcesy, mimo ogromnej i niesłabnącej krytyki, Pani Minister do końca urzędowania (a pewnie i teraz, siedząc w samotności i ubolewając nad zaściankowością świata, który nie zrozumiał jej światłych pomysłów) uznawała pomysły, za które powinna być zdymisjonowana po pierwszym dniu urzędowania.
Broni wprowadzenia nowej podstawy programowej. W tym oczywiście i zmian w programie nauczania historii oraz ilości godzin tego przedmiotu, dzięki czemu uczniowie będą mieli ich coraz mniej, a na tych kilku pozostawionych godzinach skupiać się będą głównie na historii najnowszej. Cóż, zapewne zamiast uczyć się o wielkich wodzach i bohaterach spod Termopil, Jerozolimy, Lepanto i Poitiers, z Wandei czy Beresteczka, reformatorach z Cluny, Grzegorzu Wielkim, Bernardzie Clairvaux, filozofach (np. Arystotelesie, Platonie, Św. Tomaszu z Akwinu) itp. nasze dzieci będą wpajać sobie „wielkie czyny” Aleksandra Halla czy „heroiczne bohaterstwo najbardziej honorowego człowieka z Gdańska” Lecha Wałęsy. A może nawet o narodowym bohaterze gen. Wojciechu Jaruzelskim. Tak trzymać, wiedza o czasach honoru i tradycji mogłaby zniechęcić przyszłych obywateli do bezpłciowych konformistów z PO lub, nie daj Boże, zasiać w ich umysłach poczucie patriotyzmu i zachowań honorowych, jakieś niepożądane ziarenko szlachetności. Nie, to byłoby zaściankowe. A z drugiej strony, zupełnie nie potrzebnie siałoby zamęt w mózgu przyszłego montera w niemieckiej fabryce, czy pracownika na zmywaku w bawarskiej restauracji (przecież w rozumieniu PO mamy być jedynie rynkiem zbytu i dostarczycielem taniej siły roboczej do Wielkich Niemiec, o tym przynajmniej świadczą ich czyny).
Za kolejny sukces Pani Hall uznaje wprowadzenie obowiązkowej edukacji przedszkolnej dla pięciolatków. Ależ naturalnie, dyrektywa ilościowa płynąca z UE jest najważniejsza. Jak śpiewał o czasach socjalizmu J.K. Kelus „…więcej, więcej więcej, węgla stali, małych samochodów, wagonów z pieniędzmi…” i statystycznych przedszkolaków, uczniów oraz niedouczonych magistrów czy niepełnosprawnych intelektualnie i naukowo doktorów lub profesorów – dośpiewa zapewne Pani Minister. W koncepcji Pani Minister wygrywa ilość – bożek postępowców i technokratów. W takim razie mam pomysł. Może już w szpitalu nadawać stosowne tytuły oraz stopnie naukowe noworodkom? Kryteria ich zdobywania i tak już przecież nie istnieją (znam przypadek, kiedy student na poziomie licencjatu miał mniejszą wiedzę o władcach Egiptu niż moja pięcioletnia córka, więc może by tak dać jej licencjat już teraz?), czyli w czym problem? Będzie taniej, bo zlikwiduje się szereg szkół, uczelni, etatów itd. Ale pewnie trzeba by też było nieco przewietrzyć kuratoria i gabinety w ministerstwie. Oj tak, to nie w stylu ministra PO.
Dalej z dumą obnosi Pani Katarzyna swój (taki swój w zasadzie, jak każdy pomysł i każde działanie rządu PO: wymuszony sytuacją, bądź żądaniami z UE) pomysł obniżenia wieku szkolnego do 6 lat (mimo zebranych ponad 200 tys. podpisów przeciwko tej hucpie i ogromnej liczbie przeciwników, którzy nie podpisali projektu tej ustawy gdyż w innych punktach mają, co do niego wątpliwości). To jest pełne spełnienie lewackich mrzonek o nowym człowieku, wypranym z tradycji i rodzinnej zaściankowości. Jak najszybciej zabrać dziecko rodzicom i rodzinie, zabić dzieciństwo, zniszczyć wartości i odniesienia do tradycji. Szybciej zacząć edukacyjną, szkolną budowę obywatela bezmyślnego, a więc nie groźnego dla „mocarzy intelektu” z tzw. elity europejczyków (i to mimo tego, iż wiele badań pokazuje, że dzieci niechodzące do przedszkola mają taki sam, albo lepszy stopień socjalizacji społecznej i poziom wiedzy; nie mówiąc już o tych związanych z edukacją domową, które dzięki temu znacznie szybciej przyswajają wiedzę i mają więcej czasu na zabawy i realizację zainteresowań). Ale to dla „wielkiej pedagog” refleksja obca i niezrozumiała.
W wyniku tych genialnych posunięć, a można by ich wymienić i więcej, dziś edukacja stoi na skraju przepaści. To, co pozostawiła po sobie Pani Hall to jak Warszawa po Powstaniu. Zgliszcza. W imię urawniłowki i statystyki, którą będzie się można pochwalić u berlińskiego lub brukselskiego tronu, zabija się dziś szkoły społeczne, czy nauczanie domowe (pewnie niedługo jak w niedościgłych, uwielbionych przez Ministra Sikorskiego Niemczech, będziemy za próbę podjęcia takiego nauczania wsadzani do więzień). Dla ułatwienia produkcji nowego człowieka, niszczy się rodzinę poprzez ustawę o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie (państwo z butami wkracza w nasze życie i brutalnie rujnuje więzi rodzinne). A pamiętajmy, że krzywda dzieci odrywanych z byle powodów od rodziców przez bezdusznych urzędników i Sądy, nigdy nie zostanie wynagrodzona. Wystarczy popatrzeć na przykład Szwecji, której niechlubnym śladem zapewne chcieliby podążać nasi domorośli terroryści edukacyjno-społeczni. W swoim zapędzie, Pani Hall gorzej niż Stalin pozwoliła inwigilować nasz dzieci i gromadzić o nich nawet bardzo wrażliwe i intymne informacje. System inżynierii będzie bowiem potrzebował wszelkich danych, aby stworzyć bezkształtną masę człekopodobną. Ministerstwo niszczy dobro naszych dzieci w imię ratowania rynku i bankrutującego sytemu emerytalnego (czego nie krył nawet Minister Michał Boni, stwierdzający to choćby podczas IV Konferencji Krakowskiej, której patronowała „Rzeczpospolita”). Ze szkół ruguje się filozofię, łacinę (np. ma zniknąć z matury, jako przedmiot do wyboru, gdyż wybiera ją kilkuset uczniów, a geografię kilkaset tysięcy), etykę czy logikę (to samo jest na studiach). A przecież, jak słusznie zauważa w „Rzeczpospolitej” z dnia 21.06.2011 r., Jacek Hołówka, np. lekarz ma dostać wiedzę, jaka potrzebna jest pacjentowi (aby go uratować), a nie to, co podoba się studentowi medycyny. Dzięki temu kształcimy rzeszę bezmyślnych barbarzyńców, tabuny Hunów z tytułami, którzy nie potrafią samodzielnie myśleć, myśleć twórczo i skojarzeniowo. Których wiedza ogólna, kiedyś stanowiąca minimum dla każdego człowieka kulturalnego, spada do poziomu form człekokształtnych. Tworzymy społeczeństwo intelektualnych prymitywów czy jaskiniowców, niezdolnych nie tylko do wytworzenia cywilizacji, ale nawet do jej podtrzymania. Tylko, że w zamyśle naszych „inżynierów dusz” nowy człowiek nie ma myśleć, ale wykonywać ślepo polecenia, pracować, płacić podatki i najlepiej nie doczekać emerytur. Ku radości nieudolnego rządu. To nie ma być umysł twórczy, ale odtwórczy pracownik taśmy znajdujący rozrywkę w grillu i piwku w sobotę oraz czerpać wiedzę o świecie z pewnej codziennej gazety i bliskiej rządowi telewizji.
Tak ukształtowani uczniowie są kompletnie nieprzygotowani do porażek, wymagań i życia. Mam jednak nadzieję, że kiedyś te wszystkie ofiary kolejnych ministrów edukacji, z najgorszą minister w historii III RP na czele, wystawią tym nieudacznikom i technokratom słony rachunek. Szkoda tylko, że nic nie uratuje już ich zmarnowanego życia i zniszczonej osobowości. Przegranych szans.
Bartosz Józwiak
Prezes Unii Polityki Realnej
PS.
A są i inne genialne pomysły, eliminujące nie pasującą do światłych wizji, tradycyjną rodzinę oraz myślenie oparte na tradycjach cywilizacji łacińskiej:
– monitoring Internetu w zakresie tzw. mowy nienawiści wobec mniejszości seksualnych i etnicznych,
– postuluje się zastąpienie wychowania prorodzinnego w szkole edukacją seksualną,
– wspomniana wyżej ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie w zasadzie ogranicza prawa rodziców i nadmiernie rozszerza pojecie przemocy (np. wywoływanie poczucia winy czy kontrolowani i zabranianie kontaktów z innymi),
– pozwala się parom jednopłciowym sprawować opiekę zastępczą nad dziećmi,
– kompletny brak prorodzinnych rozwiązań podatkowych,
– promuje się związki partnerskie i zrównanie ich w prawach z rodziną,
– nasila się pomocowe i podatkowe promowanie fikcyjnych rozwodów i separacji,
Czy to już koniec? Obawiam się, że niestety nie.
tekst pierwotnie opublikowany na portalu www.konserwatysci.org
Dr Bartosz Józwiak Prezes Unii Polityki Realnej - partii konserwatywno-liberalnej. Doktor archeologii.