W dobie epoki informacyjnej ujmowanie kapitalistycznego rynku jako niezbędnego elementu, a raczej jako podstawy dla stworzenia dobrego systemu edukacji jest…
…pierwszym krokiem, pierwszą właściwą myślą prowadzącą do tworzenia sytuacji, w których polscy pedagogowie wreszcie będą mogli się odnaleźć i skonstruować system na miarę naszych czasów, odpowiadający indywidualnym potrzebom jednostek.
Tak więc w myśl o kapitalizmie, gdzie wolność zwykle wygrywa z godnością, a jednocześnie gdzie brak miejsca na behawiorystyczną utopię należałoby poprzez wartość jaką jest wolność i używając wolności jako narzędzia sprzeciwiać się przesadnemu interwencjonizmowi państwa w edukację polaków. Interwencjonizm państwa w ten system jak widać na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat nie tylko okazuje się zbędnym (postępuje samowychowanie i samoedukowanie się młodych polaków) ale także szkodliwym. Promuje się przestarzałe hasła industrializmu „Lepiej, szybciej, więcej!” nieprzemyślane z resztą, a narzucane odgórnie – przez UE. Nie dość, że nieprzemyślane to jeszcze niebezpieczne, powodujące zjawisko NIL (nuda i lęk), zabijanie ciekawości poznawczej, twórczości, innowacyjności, za czym idzie upadek obyczajów moralnych i mechanistyczny obraz świata, postępujący w błędnym wyobrażeniu człowieka epoki informacyjnej. A jaki system edukacyjny – takie inne systemy w kraju.
Pojawia się widok szkół-fabryk związanych łańcuchem „opiekuńczego” socjalizmu państwa, w których w razie ingerencji czy reformacji, zamiast przekształcać szkołę w instytucję dla uwalniania własnej inteligencji i kształtowania harmonii osobowości przekształca się ją w jeszcze większą, hiperindustrialną fabrykę, gdzie praca staje się jeszcze cięższą a myślenie pytajne i kształtowanie osobowości jeszcze bardziej spycha się do ciemnej piwnicy niewiedzy i uległości, skąd przyszła polska inteligencja nie będzie nawet wiedziała, że należy podjąć coś takiego jak próbę wydostania się.
Wolność jednostki… wszak podstawą grupy społecznej jest konformizacja i stawianie interesów grupy nad własne, ale tworzenie „światowej fabryki” jest już znaczną przesadą. Jest pewne prawo mówiące, że im większa grupa społeczna tym bardziej postępuje zjawisko dezindywidualizacji i prawdę mówią socjologowie i psychologowie, że to dobrze, że tak się dzieje, no bo to dla dobra grupy… Ale pod uwagę należy wziąć opinię futurologów, powiedzmy najlepszych na świecie, jak A. Toffler – dezindywidualizacja i zbytnie rozrastanie się grup powoduje globalizację konformizmu, a zbytnie poszerzanie się tej wartości jest gorsze niż behawiorystyczne sterowanie negatywne – kasuje nie tylko wolność ale i godność, a także zdolność do wytwarzania przez społeczeństwo nonkonformistów w różnych dziedzinach, a więc do wytwarzania twórczości i innowacyjności, a to hamuje postęp w kraju na wielu płaszczyznach.
Kluczowy wpływ na edukację powinny mieć jak najmniejsze i obiektywne zarazem grupy społeczne w Państwie np. instytucje, fundacje, stowarzyszenia, prywatne osoby. W Państwie winien istnieć duży wybór szkół o różnych strukturach przy zachowaniu tych samych celów, norm i stopnia unowocześnienia. Natomiast Państwo… skoro tak bardzo chce mieć własny system to niech ministrowie oświaty zrzeszą się i stworzą coś „konkretnego”. Ale wątpię by byli chętni, chcący uczyć się w systemie niekompetentnych osób (tylko po studiach).
Kapitalistyczny rynek stwarza możliwość tworzenia placówek edukacyjnych przez różne podmioty gospodarcze. Przy czym podmioty te nie podlegają „zaliczania egzaminu” u Państwa i ich stałej kontroli. Zwiększa to szansę na wyłonienie się ze społeczeństwa zdolnych jednostek ludzkich, które w toku naturalnego zabiegu konkurencji utworzą system, który w pełni dopasuje się do potrzeb większości jednostek chcących uczyć się w placówkach. Oczywiście jeszcze istnieje możliwość samokształcenia się np. w domu. Choć przy takim systemie społeczno-ekonomicznym samokształceniem nazywałaby się także formalna przynależność do wybranej placówki, ponieważ program na miarę epoki informacyjnej wymaga znacznej indywidualizacji w toku nauczania i elastyczności szkoły już nie jako docelowej instytucji, ale instytucji, która jedynie wspomaga, doradza i ukierunkowuje jednostkę uczącą się prywatnie i samodzielnie. Szkoła zamiast odpowiadać na pytania zaczyna je zadawać, zamiast nauczać różnych nauk zaczyna uczyć jak się uczyć samemu informacji wybranych przez siebie, wreszcie – zamiast kształtować słabego emocjonalnie specjalistę w jakiejś dziedzinie kształtuje człowieka zharmonizowanego, elastycznego, potrafiącego znaleźć się w każdej sytuacji i w razie potrzeby szybko przyswoić nową umiejętność. Ile razy w dzisiejszych czasach zmienia się pracę? Jaki jest dziś przeważający model rodziny? Jakie są aspiracje młodych polaków w przedziale 10 – 20 lat? Jak zmieni się to za 5, 10, 20 lat? Odpowiedzi nie da się udzielić jednoznacznie, zwłaszcza, że nie potrafimy przewidywać przyszłości. Ale potrafimy być na tyle dobrymi futurologami by już teraz oświadczyć, że przybliżone odpowiedzi na te pytania w żaden sposób nie pasują do obecnego systemu edukacji i do obecnego systemu ekonomicznego. Systemy te, choć są martwymi strukturami, zdają się nawet wykazywać wrogość wobec faktycznych odpowiedzi na te pytania, utrudniają one rozwój przyszłej i obecnej inteligencji polskiej i podobnie jak PRL wykazują pewien brak szacunku dla istoty ludzkiej traktując ją niezmiennie od tamtych czasów – przedmiotowo.
.