Ech, a miało być tak pięknie
01/06/2011
357 Wyświetlenia
0 Komentarze
7 minut czytania
Jakiś głupek z komórką w ręku, Napierniczak, czy tak jakoś, robił zdjęcia na pamiątkę
No, poczytałem sobie to i owo z prasy różnej i różniastej, nawet zajrzałem do kolorowej. A co tam, raz się żyje – a od pojedynczego zaglądnięcia na pewno nie wpadnę na pomysł, aby zostać celebrytą,cokolwiek to słowo tak naprawdę oznacza i oznaczać może.
To co czytam traktuję serio i wybiórczo – podobnie jest u mnie z jedzeniem, piciem i doborem towarzystwa.
Kto powiedział, że życie musi być takie akuratne, pod linijkę od – do, a nie może być jak bluszcz lub ruch skakanki? Albo jak odgłos spadającej kropli krwi.
Gęstość krwi jest zupełnie inna od gęstości wody – no i ceny też są zasadniczo różne.
Nasza polska, zebrana od honorowych dawców, strzelała niczym szampany na kejach w wietnamskich portach; podobnie jak strzelała z rozerwanych tętnic żołnierzy po obu stronach konfliktu wywołanego przez dobrego Wujka Sama.
Cytując klasyka: „ci Amerykanie, to nie są wcale tacy źli – wpierw napadną, a potem przeproszą nawet…”
Przeskoczyło mi się w temacie, od kolorowej prasy do koloru burgunda tryskającego z ran żołnierza; partyzanta przebranego za dziecko i cywila z brzuchem w ósmym miesiącu ciąży.
Ale nie o to, nie o to chodzi…
Idę dziś sobie spokojnym krokiem, było coś koło południa, Nowym Światem i w zamyśleniu wpadam na drzewo.
Lipa! O ja cię, już kwitnie a jak pachnie.
Zatrzymałem się i zaczynam podziwiać jakbym urwał się z innej bajki, w której lipa występuje tylko, i podobnie, jak atrapa rządu, dajmy na to – polskiego.
Pięknie to wygląda, naprawdę. Ale w tym pięknym wyglądzie i zapachu lipy czegoś mi zabrakło. Poszukałem i nawet odnalazłem kawałek suchej gałęzi. Przyglądam się uważanie i nie zauważyłem tego, co tam być powinno.
Dla porządku, to tak gdyby ktoś jeszcze nie wiedział – Wielki, Czcigodny, Dobrze Opalony, Gość – Obama (ja też oba_mam i nie czynię z tego żadnego helo, nie robię śmieszności na cały świat) był z wizytą i pouczeniem swoich mocodawców i sobie już pojechał. Nawet skleciłem jakąś notę na tamtą okoliczność mając nadzieję, że coś jednak drgnie po wyjeździe ( tutaj
http://wiktor-smol.nowyekran.pl/post/15674,odliczanie-raz-jeszcze-ostatecznie).
No. Lipa kwitnie, a dziecko służb specjalnych, pod kierownictwem Alfreda M., nie kto inny tylko spolszczony kaszub – Donald Tusk Matoł I, nie poddał rządu do dymisji, a jego pieski nie popełniają spektakularnych zejść – dalej obszczywają nogawkę swego pana.
Wojsko nie chce przejąć „pakietu kontrolnego” nad państwem na okres 9 miesięcy, to znaczy, że na ch*j cała ta wizyta była i na darmo ten stadionowy debil – Matoł I – wystawił sztukę „Ludzie wygnani II”, wietrząc dwumilionowe miasto na czas pobytu Drogiego Gościa.
Zatem, żadnych zmian. Kampania wyborcza prawie w toku – efekty zbiegną się razem z kampanią buraczaną i dowiemy się wtedy, kto dalej będzie buraczył w tym przegranym w karty państwie nad Wisłą.
Przyznam, że zostawiłem sobie pewien margines nadziei na zamiany spowodowane wizytą Obamy. Gdzieś tam tliła się nikła iskierka, że ów dobrze opalony i jeszcze lepiej poinformowany pan przywiózł ze sobą pewne dyrektywy i fotokopie teczek personalnych osób rezydujących w rządzie, sejmie i senacie i przyległych przybudówkach.
Że powie im – demokracja owszem, sprawne F16 i załadowane wyrzutnie jak najbardziej, ale wpierw niech od koryta (przez cztery lata dość nakradli) odejdą w trybie pilnym: rezydenci odwiecznych wrogów Polski udający polski rząd, na domiar złego reprezentujący struktury polskiego świata przestępczego.
Że doda (nie ta śpiewająca pinda) – panowie poszukajcie dobrego cieślę, może mieć nawet na imię Józef i stolarza, niech obaj ociosają te wszystkie kanty okrągłego mebla i niech z niego zrobią porządny prostokątny stół, przy którym posadzą tych, którzy tam zasiąść powinni ponad dwadzieścia lat temu.
Widać, nic takiego nie powiedział, albo co gorsza ktoś tutaj zwyczajnie, jak zdarzyć może się tylko w Polsce, ktoś zarąbał mu teczkę z właściwym przemówieniem i fotokopiami teczek, a Gościowi zwyczajnie był wstyd, że jego chłopcy dali ciała.
Jakiś głupek z komórką w ręku, Napierniczak, czy tak jakoś, robił zdjęcia na pamiątkę i zapytał – a co z wizami?
Ponoć usłyszał: będą jak tutaj będzie stał ten prostokątny stół, a ty chłoptasiu razem z towarzystwem czerwonej braci zwiniecie swoje interesy i przeniesiecie działalność do matecznika Lenina, a matoł do frau Merkel.
Wróciłem z Nowego Świata do starej rzeczywistości, podszedłem do globusa i zakręciłem nim mocno, aż woda z Atlantyku przelała się na Azję, postawiłem palec – trafiłem na pustynię.
O! Wielbłądy gotowe do drogi. Ja też.