Bez kategorii
Like

Dżungla prawna a gospodarka

26/03/2011
441 Wyświetlenia
0 Komentarze
11 minut czytania
no-cover

Mamy dżunglę prawną, w której giną nawet najsilniejsi i najwytrwalsi. Co robić, będąc przedsiębiorcą, który ryzykuje własny majątek, dobrą reputację i los rodziny? Zadaniem władzy publicznej jest wyraźnie ukazać i komunikatywnie wytłumaczyć obywatelom i przedsiębiorcom istotę i zawiłości ustawodawstwa.

0


Nieznajomość prawa szkodzi, jak głosi znana rzymska paremia. Tak jednak można było powiedzieć bez wyrzutu sumienia właśnie w czasach rzymskich. Wtedy obowiązywały powszechnie przyjęte normy prawa naturalnego (często ubrane w kostium wzorca cnót republikańskich) oraz stosunkowo nieliczne akty prawa stanowionego, a tyczące się dziedzin z konieczności regulowanych przez prawo.

Dzisiaj nie sposób mówić o zawsze zawinionej przez kogoś nieznajomości prawa. Raczej można by rzec o praktycznej niepoznawalności prawa, która, owszem, szkodzi, ale jakże często bez winy zainteresowanego. Prawo niepoznawalne nie może być prawem znanym przez szerokie gremia, jeśli wyłączymy specjalistów. Mamy dżunglę prawną, w której giną nawet najsilniejsi i najwytrwalsi.

Skąd owa niepoznawalność prawa? Niektózy sądzą, że ze skomplikowania. Niekiedy tak, ale trzeba zgodzić się, że niektóre dziedziny (dajmy na to prawo morskie albo prawo atomowe) muszą być skomplikowane nie ze względu na samo prawo, lecz ze względu nie dziedzinę, której ono dotyczy. Rzecz raczej w tym, że zbyt wiele dziedzin życia jest prawnie uregulowanych, regulacje mają charakter kazuistyczny (a nie generalny), zaś wąskotematyczność ustaw powoduje brak przekrojowego ujęcia z punktu widzenia podmiotu podklegającego prawu, czy też użytkownika prawa. Każdą dziedzinę życia reguluje ustawa albo ich zespół, w każdej ustawie mamy setki paragrafów i artykułów, a prawie żadnej ustawy nie da się zrozumieć bez znajomości wielu innych. 

Trzy wyżej zasygnalizowane schorzenia są wynikiem procesów cywilizacyjnych, które dokładnie opisali i historycy filozofii, i znawcy zagadnień cywilizacyjnych, i co mądrzejsi myśliciele. Nie sposób w blogu i półamatorsko opisać tego samego na poziomie równym filozofom tomizmu egzystencjalnego czy konserwatywnym badaczom dziejów myśli ludzkiej. Co gorsza, jeśli idzie o narastanie procesu nadmiernej "kaziustycznej jurydyzacji" z roku na rok jest tylko gorzej, a nie lepiej. Oczywiście co jakiś czas albo Janusz Korwin-Mikke, albo Waldemar Pawlak, albo Janusz Palikot zauważą ów fakt  (każdy ze swojej, lepszej lub gorszej, perspektywy), ale jeszcze nigdy  nie nastąpił zasadniczy zwrot i odwrót ku lepszym czasom. Co nie znaczy, aby nie zawracać Wisły kijem (za prof. Bartyzelem), ale Wisła płynie tak, jak dzisiejsi neostaliniści ją uregulowali, czyli (mówiąc metaforycznie) od morza do gór, a więc contra naturam.  

Co robić? Na zaś pracować nad zwrotem cywilizacyjnym, na już wmontować mechanizmy samoobronne. Krótko o jednym i o drugim. Wprzódy co do zwrotu cywilizacyjnego. Musielibyśmy odrzucić i porzucić tyranię oświeconego rozumu, a za nim omnipotentnego państwa, wrócić do rozumu zakorzenionego w nadprzyrodzoności i budować królestwo godziwej wolności. Wtedy właściciel budowałby na swojej posesji bez zezwolenia biurokratów, rodzice zamiast urzędników ustanawialiby ład rodzinny, przedsiębiorca produkowałby i świadczył usługi miast wypełniać sprawozdania i oczekiwać kontroli, podatnik nie obawiałby się ciosu zza węgła ze strony uzbrojonych organów, a nikt nie nazywałby stróża porządku publicznego "panem władzą". Państwo zamiast ograniczać wolność, broniłoby jej, np. strzegąc małego przedsiębiorcę przed zniewoleniem ze strony instytucji finansowej.  Wiele dziedzin życia społecznego i gospodarczego podlegałoby zasadzie swobody umów, stąd obywatele i przedsiębiorcy podlegaliby bardziej zdrowemu rozsądkowi niż szczegółówym przepisom.

Rzecz jasna, że im bardziej generalne prawo, tym może być łatwiej o sytuacje sporne. Dekalog jest krótki i jasny, więc tym bardziej rodzi spory. Gdyby nasze ustawy były krótkie i co do zasady jasne, to nie opisywałyby w szczegółach sytuacji niejasnych, które jednak mają miejsce w życiu. Wtedy jednak  ustawy i spory na ich tle w większej niż dziś mierze podlegałyby kontroli sądowej. Dużo więcej musielibyśmy wymagać od sądów, ale nade wszystko, aby kierowały się bardziej duchem praw niż samą literą prawa. Sąd jest cywilizowanym sposobem rozwiązywania sporów i sprawa sądowa wcale nie musi być nacechowana negatywnie, jednak jakiej dojrzałości trzeba wymagać od sędziów, aby na podstawie generalnych sformułowań i zawiłych sytuacji wydawali sprawiedliwe wyroki… To jednakowoż lepsze niż dżungla prawna składająca się z setek ustaw, nieczytelnych przepisów, zawiłych opisów potencjalnych sytuacji i odwołań do innych ustaw, któe znowu mają te same wady! 

Pozostaje pytanie, co robić dzisiaj, gdy cywilizacja dołuje, a przepisy mnożą się jeden za drugim. Szczególnie,  co robić, będąc przedsiębiorcą, który ryzykuje własny majątek, dobrą reputację i los rodziny. Otóż zadaniem władzy publicznej jest wyraźnie ukazać i komunikatywnie wytłumaczyć obywatelom i przedsiębiorcom istotę i zawiłości ustawodawstwa, i to widzianego z perspektywy właśnie obywatela i przedsiębiorcy.

Lista problemów jest następująca: ustawy po prostu nie są znane obywatelom i przedsiębiorcom; jeżeli są znane, to nie są przystępne w treści i łatwe do zrozumienia; jeżeli zaś są nawet czytelne, to pisane często z perspektywy innej niż obywatelska (np. obywatel czyta ustawę o utrzymaniu porządku i czystości w gmianach, z której wynikają uprawnienia i zobowiązania jednostek samorządu terytorialnego i przedsiębiorców, ale wcale wcale nie wie na tej podstawie, co ma zrobić on sam, aby pozbyć się legalnie własnych śmieci).

Władza publiczna winna poświęcić co najmniej tyle samo czasu propagowaniu i tłumaczeniu prawa, co jego uchwalaniu. Tymczasem bardzo często bywa tak, że jedynymi znawcami ustaw jest kilkunastu urzędników ministerialnych, kilkunastu najbardziej aktywnych parlamentarzystów i kilkunastu najbardziej zainteresowanych lobbystów.  Powinien powstać powszechnie znany portal, sponsorowany z publicznych pieniędzy, który ukazywałby ustawy nie tylko w porządku chronologicznym, ale tematycznym i nade wszystko przekazywałby opinii publicznej ekstrakt z ustawodawstwa ujęty w perspektywie obywatelskiej.

Innymi słowy: obywatel chce zbudować garaż obok domu? Otwiera zakładkę: Jak doprowadzić do budowygarażu?, gdzie znajduje wyciąg z przepisów administracyjnych, budowlanych, środowiskowych i Bóg wie jakich pokazujących włąściwą drogę krok po krok, kazus po kazusie, pułapka po pułapce. Przedsiębiorca chce zbudować biogazownię? To samo. Rodzic chce zmienić dziecu szkołę? To samo. Firma chce przyjąć do pracy niepełnosprawnego? To samo. Obywatel chce ubezpieczyć samochód kupiony w kredycie? To samo. Tenże sam obywatel chce sprzedać ów już ubezpieczony, a kupiony w kredycie samochód? To samo. Świadek wzywany jest na policję w celu przesłuchania? To samo.

Oczywiście życie jest bogatsze niż jakikolwiek zbiór przepisów. Co więcej, ludzi nie można i nie da się prowadzić całę życie za rączkę. Jednak jeżeli państwo ponosi odpowiedzialność za dżunglę prawną, powinno też ponosić odpowiedzialność za informację obywatelską. Ktoś skorzysta lub nie, każdy we własnym zakresie i w końcu na własną odpowiedzialność. Jednak podstawowy obowiązek władzy publicznej zostanie spełniony. Obywatele otrzymają odpłatę za swoje daniny publiczne, przedsiębiorcy dostęp do prawdziwej informacji publicznej, a gospodarka zacznie się lepiej kręcić, bo zamiast działać metodą prób i błędów przedsiębiorcy będą mogli korzystać z kompetentnej informacji z dobrze poinformowanego źródła. Czy to mało? To, owszem, dużo.          

 

   

 

 

0

Artur Zawisza

"absolwent polonistyki i filozofii KUL, posel na Sejm w latach 2001-07, przewodniczacy Komisji Gospodarki oraz tzw. bankowej komisji sledczej, obecnie przedsiebiorca i menedzer oraz wspólzalozyciel Stowarzyszenia "Przejrzysty Rynek"

53 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758