Zadzwoniła do mnie znajoma, by przypomnieć, że U Reformatów odbywają się kolejne comiesięczne sobotnie spotkania modlitewne z charyzmatycznym O. Józefem. Wybrałam się więc na 10-tą rano na mszę ( trochę się spóźniłam) i modlitwy, w sumie 4 godziny. Cały kościół po brzegi wypełniony ciasno ludźmi, jakby innymi niż na niedzielnych mszach, bardzo żarliwymi i znającymi całe pieśni, nie tylko pierwszą zwrotkę, w przeciwieństwie do mnie.. Cały obrzęd ma swoją kolejność i jak pamiętam zaczyna się od modlitwy przywołującej Ducha św., potem do Boga Ojca modlitwy przebłagalne i uwielbienia, potem do Jezusa i Maryi, Aniołów Głównych i Anioła Stróża. Piszę w skrócie. Potem są modlitwy uzdrawiające zranienia z dzieciństwa i zranień całego drzewa genealogicznego przodków, i za ofiary skrzywdzone przez naszych […]
Zadzwoniła do mnie znajoma, by przypomnieć, że U Reformatów odbywają się kolejne comiesięczne sobotnie spotkania modlitewne z charyzmatycznym O. Józefem.
Wybrałam się więc na 10-tą rano na mszę ( trochę się spóźniłam) i modlitwy, w sumie 4 godziny. Cały kościół po brzegi wypełniony ciasno ludźmi, jakby innymi niż na niedzielnych mszach, bardzo żarliwymi i znającymi całe pieśni, nie tylko pierwszą zwrotkę, w przeciwieństwie do mnie.. Cały obrzęd ma swoją kolejność i jak pamiętam zaczyna się od modlitwy przywołującej Ducha św., potem do Boga Ojca modlitwy przebłagalne i uwielbienia, potem do Jezusa i Maryi, Aniołów Głównych i Anioła Stróża. Piszę w skrócie.
Potem są modlitwy uzdrawiające zranienia z dzieciństwa i zranień całego drzewa genealogicznego przodków, i za ofiary skrzywdzone przez naszych przodków, modlitwy o wybaczenie krzywd i wstawiennicze. Adoracja Eucharystii, błogosławieństwa, modlitwy o uzdrowienie nas i naszych bliskich, oraz w intencjach z którymi przyszliśmy, w których Ojciec mówi "językami" co przypomina modlitwy i śpiewy żydów po hebrajsku, albo w podobnym języku brzmiącym z arabska. Niektórzy ludzie włączają się w te modlitwy i też modlą się językami po cichu, co słyszałam obok mnie. Niektórzy wstają z wózków inwalidzkich na własnych nogach i modlą się w zachwyceniu. Inni padają na kolana i modlą się z głową na posadzce, inni z uniesionymi wysoko rękoma i inne dziwne rzeczy się dzieją.
Na końcu Ojciec powiedział, że teraz będzie nakładał ręce na głowę i przekaże nam kapłański charyzmat uzdrawiania i wyganiania demonów i inne charyzmaty Ducha, o które prosimy. Pierwszy raz za mojego życia usłyszałam w kościele coś takiego. Wprawdzie dla apostołów i uczniów Chrystusa było to coś normalnego, ale nie umiałam sobie przypomnieć, by kobietom taki dar był przekazywany. Pomyślałam o mistyczkach, że one miały ten dar od samego Jezusa, ale w innej formie, one nie uzdrawiały świadomie, cuda uzdrowień działy się samoistnie w ich obecności, jak mi się zdaje, albo za pośrednictwem długich modlitw, (muszę jeszcze więcej poczytać w temacie) ale teologia i logika wiary wskazuje, że nie ma w tym nic sprzecznego z nauką Jezusa, wszak dał kapłanom nieograniczone możliwości, z których Kościół kiedyś korzystał, do czasów Oświecenia.
Ustawiłam się więc w tłumie i modliłam przesuwając się powoli w kierunku kapłana przy ołtarzu. Będąc już blisko zauważyłam, że niektóre osoby upadają na ziemię po nałożeniu rąk, wiedziałam już z wcześniejszych doświadczeń, że nazywa się to spoczynkiem w Duchu św. Przyszła moja kolej, kapłan nakładał obydwie dłonie dwóm ludziom naraz wypowiadając cicho modlitwy, czułam jego dłoń lekko dotykającą moją głowę, jakby trochę popychając ją w bok, a może mi się tak wydawało, i nagle poczułam, że słabnę i upadam w tył trochę bokiem i lecę bezwładnie, bez lęku, upadam całkiem do tyłu w tłum, ciało było bezwładne, gdzieś jakby w dalekim tle miałam świadomość, że ludzie się rozstępują, a ja czułam się błogo, nie tracąc całkiem przytomności, ale w jakimś innym stanie świadomości, dalekim od realności . Upadłam bardzo miękko, jakby.. hym, jakby coś złożyło mnie na posadzce, poleżałam tak chwilę, może 10 sekund, z wielkim spokojem w duszy, i równocześnie zmieszana trochę, że tak leżę i zawadzam, podniosłam się więc, pomogli mi w tym porządkowi i poszłam sobie za innymi do wyjścia, a po drodze lały mi się gorące łzy napływające z falą wielkiego wzruszenia, które czułam w sercu. Wróciłam więc drugim wejściem i wyszlochałam się w tylnej ławce za filarem.
No i teraz mam Dar/Łaskę/charyzmat uzdrawiania chorób i wyganiania demonów, bo jak inaczej mam odebrać ten znak, jak nie przyjąć go wiarą? Nie ma w tym oczywiście żadnej mojej zasługi, nie zamierzam też robić z tego jakiegoś halo, ale logiką muszę przyjąć taką interpretację i nie mogę równocześnie jej odrzucić, bo zaprzeczyłabym pierwszemu przykazaniu i poczyniła grzech przeciwko Duchowi św., czyli grzech zwany śmiertelnym.
I nie wiem teraz co z tym zrobić, jestem trochę skonfundowana. Jakby więc ktoś był chory na duchu lub ciele, z wiarą nałożę na niego ręce, a potem niech sobie już Pan Jezus decyduje co z tym wszystkim zrobić, a najlepiej wybierzcie się do O. Józefa Witko. Amen.
A tu inne świadectwa z tego Kościoła.
http://www.katolik.pl/index1.php?st=artykuly&id=1270
Skąd wzięła się nazwa zakonu? Dla czego raz mówimy Zakon Braci Mniejszych a kiedy indziej Reformaci czy Bernardyni?
By to wyjaśnić trzeba nieco sięgnąć do historii zakonu. Pierwotnie Święty Franciszek ustalił w Regule nazwę "Ordo Fratrum Minorum" czyli Bracia Mniejsi. Reguła ta została zatwierdzona przez papieża Honoriusza III w 1223r. Jednak w przeszłości ilekroć pierwotny ideał podlegał jakiejś dewiacji podejmowano próby reform co z reguły owocowało podziałem na "zreformowanych" i "niezreformowanych". Zjawisko to było wspólne dla wszystkich wielkich zakonów monastycznych i medykanckich a wyrażało przede wszystkim zdrowe pragnienie powrotu do początków. Tak więc na przełomie dziejów powstały cztery Rodziny: Obserwanci (w Polsce Bernardyni), Reformaci, Bosi lub Alkantaryni i Rekolektanci. |
Kościół i klasztor |
Reformaci przybyli do Polski w 1622, w Krakowie na przedmieściu Garbary osiedlili się 1625. Kościół ukończono w 1640 dzięki ofiarności Zuzanny Amendówny, która przekazała w testamencie z 1644 także zachowany do dziś w ołtarzu bocznym słynący cudami obraz Madonny. Ten pierwszy kościół Reformatów spłonął w czasie potopu szwedzkiego. |
Jednym z najbardziej tajemniczych miejsc Krakowa są katakumby tutejszego kościoła. Specyficzne warunki panujące w podziemiach sprawiły, że chowani tutaj od 1667 Wielopolscy, Szembekowie, Morsztynowie i zakonnicy ulegli procesowi naturalnej mumifikacji i w świetnym stanie zachowały się ich ciała do dziś. Klasztorne księgi mówią, iż pochowano tutaj 730 osób świeckich i 250 zakonników. Zakonnicy spoczywają pod prezbiterium kościoła bez trumien, bezpośrednio na ziemi i piasku. W szklanej trumnie pochowany jest zmarły w opinii świętości O. Sebastian Wolicki. Spoczywa tu także hrabina Domicella Skalska, która była w kościele zatrudniona jako służąca przez 20 lat, a do swojego pochodzenia przyznała się krótko przed śmiercią w 1864.
W kryptach uwagę zwraca też postać napoleońskiego żołnierza pochowanego w pełnym rynsztunku w mundurze z szablą i karabinem (broń zabrali w czasie II wojny Niemcy, którzy w katakumbach urządzili schron przeciwlotniczy). Tradycja klasztorna mówi, że żołnierz ciężko ranny z przestrzelonym kolanem dowlókł się do bram klasztornych w 1812. Nie dawał znaku życia, nie wiadomo skąd znalazł się w Krakowie. Zmarł wkrótce później w klasztornej lecznicy nie odzyskawszy przytomności. Może łączyło go uczucie z hrabiną Skalską, która go tu odszukała i postanowiła blisko niego pozostać?
Iza Rostworowska. Crux sancta sit mihi lux / Non draco sit mihi dux Vade retro satana / Numquam suade mihi vana Sunt mala quae libas / Ipse venena bibas