Pomysł „czasu letniego” to taki idiotyzm, że nie warto o nim w ogóle pisać. Natomiast warto pisać o tym, że rządy czują się uprawnione do jego wprowadzania – i ludzie przeciwko temu nie protestują.
Parę dni temu wyśmiewałem tzw. „czas letni” nazywając go „komunistyczna bzdurą” – i twierdząc, że jest to produkt tych samych XX-wiecznych myślicieli, co to koniecznie chcieli „przekształcać przyrodę”, wychowywać „Nowego, Lepszego Człowieka” – i tak dalej.
Te pomysły są nam obmierzłe. Konserwatysta wie, że Stary, Jako-Taki Człowiek się sprawdził – a Nowy-Lepszy może okazać się katastrofą. Dopóki robiono eksperyment tylko na częśći świata, Untermenschach z (niestety, naszej…) części świata, to Ludzkość to przeżyła.
Gorzej, że ONI chcą teraz ten eksperyment upowszechniać.
Pomysł „czasu letniego” to taki idiotyzm, że nie warto o nim w ogóle pisać. Natomiast warto pisać o tym, że rządy czują się uprawnione do jego wprowadzania – i ludzie przeciwko temu nie protestują.
No, to radzę uważać. Bo jutro ONI wpadną na pomysł ośmio- albo i dziewięcio-dniowego tygodnia. Dzięki czemu zwiększyłaby się liczba dni pracy ( z 5/7 do 7/9…), wzrosło bogactwo narodowe…
To jak? Mają ONI do tego prawo?
Jeśli maja prawo gmerać w godzinach – to dlaczego nie w dniach tygodnia albo i miesiąca?
Otóż dawanie rządom takich uprawnień jest niebezpieczne. Powiem więcej: dzisiejsze rządy niemal zawsze posiadane możliwości wykorzystują przeciwko własnym obywatelom. I tak samo, jak odejście od waluty złotej dało rządom możliwość gigantycznego dodruku tzw. „pieniądza” – tak samo odejście od tradycyjnych miesięcy, tygodni, dni, godzin, minut i sekund daje IM dodatkowe możliwości.
I konserwatyzm jest tu naszą bronią.
A pomysłowość lepiej wykorzystywać w nauce. Chociaż… jej zdobycze też są coraz częściej wykorzystywane przeciwko nam.