Miał to być komentarz do tekstu p. M. Lipskiego… o systemie dla dzieci.
„System dla dzieci”
To nie tylko leczenie dzieci.
Najważniejsze to dostrzec i pokazać wartość dziecka. Dziecka-człowieka.
Niestety, dzisiaj dziecko postrzegane jest przez ogromną większość Polaków w pierwszej kolejności jako obciążenie rodziców. Różne czynniki na to wpłynęły, z czego może przede wszystkim postępujące ubóstwo rodzin. Finansowe, moralne, intelektualne… Ogromne kłopoty mieszkaniowe, brak pracy, obawa o zabezpieczenie przyszłości. O poczuciu stabilności mowy nie ma.
Widzę często kontrastujące ze sobą przekazy medialne – oto jedna matka w desperacji zabija swoje noworodki, inna stawia swoje potomstwo na piedestale wszystko ukierunkowując na jego, dziecka chciejstwa. Nie potrzeby, a chciejstwa właśnie.
Idiotyczne powiedzonko szerzące się powszechnie: „Ja tego nie miałem, więc teraz zrobię wszystko, by moje dziecko…” uważane jest za słuszne, ba, bardzo pozytywnie oceniane.
Co to za kryterium wartościowania – jeśli czegoś nie miałem, to jest warte tego, by moje dziecko dostało? „Chciałem mieć w dzieciństwie czerwony samochód, a nie miałem, to zrobię wszystko, by mój syn miał taki.” Upraszczam, ale po to, by wyraźniej pokazać „mechanizm” myślenia… Inna sprawa rzeczywiste potrzeby dzieci – te należy zaspakajać. Stanowczo, ale nie dlatego, że rodzic tego w dzieciństwie nie otrzymał!
Dziecko to taki sam człowiek jak dorosły, tyle że wymagający opieki, ochrony na miarę swojej bezradności. Im bardziej zaradne, tym mniej potrzebuje opieki. W tym zdaniu mieści się i to, że malcy bywają chorzy czyli poza nieporadnością przypisaną budowaniem dopiero swojego człowieczeństwa, dochodzi dodatkowa – niezaradność spowodowana chorobą. Ta, co zrozumiałe, wymaga szczególnej opieki.
Opieka, ochrona potomstwa to naturalna rzecz. Nawet, powiedziałabym – pierwotna. Na tyle oczywista, że wydaje się dziwne to, że dziś bywa koniecznym tłumaczenie tego niejednej matce, niejednemu rodzicowi, nawet politykowi.
Rolą współczesnych polityków winno być zapewnienie rodzicom tej podstawowej roli względem dzieci czy choćby szukanie optymalnych rozwiązań tych kwestii.
Najpierw rodzice ukierunkowani na dzieci. Taki kierunek…
Dzisiaj wiele się robi coś całkiem odwrotnego – zniechęca się młodych do dzietności:
Epatując skrajnościami: albo patologia – zabijanie, albo „dziecko-słońce” beztroskie, opływające we wszystko co chce i niczego nie musi…, źle działa na młodych. Widzą, bowiem, że zabijać nie chcą, a na „dzieci-słońca” ich po prostu nie stać. Nie mając mieszkania, dochodów, perspektyw na przyszłość i, co ważne, nie rozumiejąc wartości dziecka-człowieka w rodzinie.
Abstrahując od tematu zabijania jeszcze nienarodzonych. To jest właściwie pokłosiem tego, co wyżej – brak rozumienia spraw dziecka-człowieka jako istoty ludzkiej.
Służba zdrowia w Polsce to tylko(?) jeden aspekt ważny(!) dla spraw dzieci.
P. Kopacz jest zadowolona. Wczoraj czy przedwczoraj chełpiła się, że jest lepiej niż 4 lata temu. A dzisiaj słyszymy, że kolejny(!) szpital dla dzieci zamyka się, bo…finanse…
Obecnemu rządowi nie opłaca się…dbać o zdrowie nawet dzieci.