W okolicy San Francisco w Kalifornii, mieszka 90 letni weteran II wojny swiatowej, skromny społecznik oddany służbie Polski, znany miejscowej Polonii jako wieloletni przedstawiciel Skarbu Narodowego wspomagający emigracyjny Rząd Polski w Londynie
W okolicy San Francisco w Kalifornii, mieszka 90 letni weteran II wojny swiatowej, skromny społecznik oddany służbie Polski, znany miejscowej Polonii jako wieloletni przedstawiciel Skarbu Narodowego wspomagający emigracyjny Rząd Polski w Londynie i aktywny członek miejscowego Stowarzyszenia Polskich Kombatantów. Po wielokrotnych prosbach Pan Zdzisław J. Xięzopolski dał się namówić do napisania wspomnień o swoich życiowych przejsciach i przygodach. Będzie to historia wojennego emigranta, człowieka na wskros dobrego jako momento , że w historycznej zawierusze niewiele można kontrolować, ale zawsze można pozostać porządnym człowiekiem. Częsć pierwsza była ogólnym zarysem i wprowadzeniem do następnych bardziej szczegółowych wspomnień. Częsć druga to lata dzieciństwa.
Autor z Mamą i Siostrą
DZIECIŃSTWO
Łanięta,to miejsce mojego urodzenia, 8 km. na południowy wschód od Gostynina. Gostynin leży w połowie drogi miedzy Kutnem a Płockiem. Księżopol, albo Xiężopol, skąd wywodzą się moi przodkowie, leży w okolicy Leżajsk ( organy) i Żelazowej Woli.
Nauczyła mnie i swoich synów, prawie moich rówiesników czytać, pani Polankiewiczowa, małżonka jednego z pracowników w biurze mego ojca. Nie przypominam sobie bajek jakie i czy mi opowiadano w dzieciństwie, ale doskonale pamiętam kiedy ojciec czytał wyjątki z dzieł polskiej literatury: kulig z „Popiołów” Żeromskiego, jak i wyprawę Rafała z Krzysiem na zator wislański, albo wizytę tajemną tegoż Rafała u Heleny (z wyjątkiem zdania o kożuszku i jego walki z wilkiem i smierci Basi).
Kiedy miałem 10-11 lat rodzice umiescili mnie na stancji w pobliskim miescie Gostyninie, gdzie miałem otrzymać srednie wykształcenie w miejscowym gimnazjum. Tam spotkałem się z chłopcami w moim wieku zamieszkałymi, jak się to wówczas mówiło, w tym samym podwórzu, czyli domami mającymi wspólne podwórko odgrodzone od ulicy. A więc byli to dwaj synowie profesora (w całej Europie nauczyciel gimnzajum był profesorem) Bronek i Stefan, Wojtek i Grzesiek, synowie felczera. Pewnego deszczowego dnia schronilismy się u profesora. Bronek wystąpił z projektem zabawy z „Ogniem i Mieczem”. „Ja będę Zagłobą”- powiedział jeden. „A ja Kmicicem”- odezwał się drugi. „A ty kim chcesz być?” – zapytał mnie Bronek. Wstyd mi się zrobiło bo nie wiedziałem o co chodzi. Jaki Kmicic, jaki Zagłoba. Nie zaznajomił mnie z jakims ogniem… mój wychowawca z poprzednich lat.
Czytałem tylko dziecinną powiastkę „O Stasiu Wojaku” u pani P., a Zagłoba był mi zupełnie nieznany. Wysmiali mnie. W póżniejszych latach, bo z początku zajęty byłem, pochodzący z całkiem obcego srodowiska, aczkolwiek przyszło mi to bez trudnosci, postanowiłem czytać i nie tylko „Ogniem i Mieczem” , czy „Leci (!) liscie z drzewa „ – lektura obowiązkowa – i „Popioły” w całosci. Zagłębiłem się w Arcydziełach Literatury Francuskiej we wspaniałym tłumaczeniu Boy-Żeleńskiego, z niewielkiej, ale wyborowej biblioteki ojca. Od Rabelais i Diderota poprzez Moliera i De La Rochefoucauld. Ten ostatni nie bardzo przypadł mi do gustu. Za to, poza Boyem – Zola, Victor Hugo, Decameron, nawet „Pas Cnoty” – zabronione pod grożbą eskkomunikacji – tym mogłem moich kolegów w kozi róg zapędzić. Nie zachwycałem się obowiązkową szkolną literaturą polską, może dlatego, że była obowiązkowa.
Czytanie pozostało moim hobby. Cokolwiek co mi w ręce wpadło. Po polsku, hiszpańsku, francusku, rosyjsku, angielsku, aczkolwiek, „przyznam to szczerze” francuski i rosyjski przychodzą mi po tylu latach zaniedbania z ogromną trudnoscią.
Tu pozwolę sobie na dygresję: uwadze Boya nie uszedł Rousseau, mój najmniej lubiany autor, bo, nie tylko, że głupstwa pisał, (ale Boy o tym nie wiedział) pozwolił swoim dzieciom z głodu umrzeć. I tu mi przychodzi do głowy Marks. Wprawdzie nie był Francuzem, ale miał wiele wspólnego z Rousseau, że zagłębiony w swoich mrzonkach i bibliotece w Londynie, skazał swoje dzieci na głodową smierć.
Za te błędy dusze obojga chyba w piekle pokutują. Jesli oczywiscie dusze i piekło istnieją, jesli istnieją to są odpowiedzialne za poczynania ciał w których zamieszkiwały. A jesli nie ma piekła ni czysca, jaki sens ma modlitwa za duszę? Rozumię, ku przypomnieniu, że ciało istniało. Co ty, czytelniku, na to?
PYTANIE: czy istnieje życie pozagrobowe?
Może się mylę co do Rouseau i jego dzieci. Być może, że to dotyczy innej znanej badaczom osobistosci.
Mój ojciec prócz biblioteki posiadał zmysł humoru, był doskonałym gawędziarzem, znawcą literatury polskiej i francuskiej, założycielem i reżyserem teatru amatorskiego. Był wspaniałym rysownikiem i malarzem, pływakiem i cyklistą, mimo protez, ale popełnił w moim wychowaniu wiele żałosnych w skutkach błędów. Nie mam zamiaru ich tutaj wyliczać.
Zdzisław Józef Xiężopolski
(Już w następnej częsci udział Pana Zdzisława w Kampanii Wrzesniowej.) Jacek K.M.
Fraszka reprezentuje puls dzisiejszego swiata jest krótka i niecierpliwa w dazeniu do konkluzji. Ostra jak przeszycie sztyletem i powodujaca zarazem usmiech satysfakcji i odprezenia, który przychodzi po przebyciu trudnej ale krajobrazowej drogi. F