Jak czytelnicy tego bloga zapewne pamiętają napisałem kilka książek. Tytuł jednej z nich brzmi „Dzieci peerelu”.
Jak czytelnicy tego bloga zapewne pamiętają napisałem kilka książek. Tytuł jednej z nich brzmi „Dzieci peerelu”. Jest to zbiór opowiadań o naszej codziennej siermiędze, którą pamiętamy dobrze z dzieciństwa. Książka raczej się podoba, co bardzo mnie cieszy i pewnie dopiszę niedługo jakiś drugi tom. W związku z tą książką, jak pewnie również pamiętacie zostałem zaproszony przez szkołę im. Melchiora Wańkowicza w Błoniu na imprezę pod nazwą „Melchiorada”. To taki event, który ma dzieciakom uświadomić czym był PRL, a starszym przypomnieć tamte ponure lata. Zadzwonili do mnie i spytali czy reflektuję. Zgodziłem się. Powiedzieli mi, że będę tam występował w charakterze – sam to tak określiłem – supportu, bo głównym daniem będzie pani nazwiskiem Beata Tadla, dziennikarka TVN, która również napisał książkę o PRL, nazywa się to „Pokolenie 89 czyli dzieci PRL-u w wolnej Polsce”, albo jakoś podobnie. Są to wywiady, które Tadla przeprowadziła z ludźmi takimi jak Prokop, Karolak, Andrus, Korwin-Piotrowska, Sekielski. W internecie można znaleźć stronę poświęconą tej książce. Ona się zasadniczo różni od mojej książki tym, że ja opisuję ludzi i miejsca, które znałem, a Tadla pyta o PRL ludzi, którzy z tym PRL-em nie mieli nic wspólnego. Karolak jak to sam niegdyś wyznał w „Vivie” jeździł z rodzicami od miasta do miasta, bo pracowali oni w tajnych jednostkach wojskowych. Dziś opowiada nam pan Karolak o tym jak mu się ciężko żyło w PRL i jak fajnie żyje mu się w wolnej Polsce. Warto to podkreślić – wolnej – w kontekście pointy niniejszego tekstu.
A taki na przykład Prokop Marcin opowiada o tym jak to w dzieciństwie pisał listy do Jaruzelskiego i w listach tych prosił generała by ten dał paszport jego tacie, żeby on – Prokop – mógł z tym tatą pojechać do Bułgarii na wczasy. Szkoda, że Prokop nie znał w tamtych czasach Karolaka, bo pewnie paszport załatwił by sobie w mig, bez pisania listów do Jaruzelskiego. Ja to już pisałem, ale jeszcze raz napiszę, bo uroda tej sceny uwodzi mnie mocno. Oto przy stole nakrytym czystym obrusem siedzi mały chłopiec. Za oknem noc stanu wojennego, czołgi na ulicach, w słuchawce telefonu jakiś gamoń powtarza – rozmowa kontrolowana, rozmowa kontrolowana. W telewizji na okrągło leci program „Poligon”, na poczcie czytają cudze listy, a w sklepach ocet. Wszyscy się boją wszystkich. Mały chłopiec zaś siedzi przy stole i coś pracowicie smaruje na kartce w trzy linie. Nagle do pokoju wchodzi jego tata. – Co tam piszesz Marcinku – pyta z troską w głosie. – Wiesz tato – Marcin na to – piszę list. – A do kogo – pyta znów zdziwiony ojciec. – No wiesz – Marcin na to – do tego dziada, co nie chce ci dać paszportu, tego skur…na, jak żesz się on nazywa?! O! Już sobie przypomniałem! Jaruzelski!
Czy to mili moi jest scena, która nie poraża was swoją autentycznością, prawdą psychologiczną zawartą w reakcjach bohaterów i głębią? Oczywiście, że poraża, tak więc zachęcam was do kupienia książki Beaty Tadli o dzieciach PRL-u. Jest wprost fantastyczna.
Wracajmy jednak do „Melchiorady” w Błoniu. Zostałem zaproszony telefonicznie, a potem wręczono mi bardzo sympatyczne zaproszenie w kopercie. Jest ono taką trochę większą kartką na mięso, która ma różne kupony opiewające na jakieś atrakcje. W środku zaś jest wydrukowany program całej tej „Melchiorady” i ja tam jestem w tym programie umieszczony – Gabriel Maciejewski – publicysta, autor blogów i książki „Dzieci peerelu” – tak napisali.
Impreza odbywa się dziś, tak więc wczoraj z rana zadzwoniłem do miłej pani nauczycielki z pytaniem – czy aby na pewno? – Na pewno – odpowiedziała miła pani. – Czy mogę wziąć książki? – ja na to. – Oczywiście – rzekła miła pani. Ucieszyłem się i wziąłem za robotę, tą samą co zwykle czyli za pisanie. Potem zaś pojechałem, a było już wczesne popołudnie, do sklepu żeby kupić sobie spodnie na tę okazję. Siedziałem właśnie w przymierzalni kiedy zadzwonił telefon. Zdziwiłem się, bo w słuchawce usłyszałem głos miłej pani nauczycielki, która oznajmiła mi, że niestety musi odwołać spotkanie ze mną. Powiedziała mi wprost, że dyrekcja szkoły podjęła taką decyzje ze względu na ten blog. Przyznam, że zaniemówiłem. To jest bowiem coś tak skandalicznego, że się nie mieści w głowie. Pani nauczycielka powiedziała co prawda, że spotkanie przełożymy na „po feriach” i zrobimy je w mniejszym gronie, ale ja jestem już naprawdę za stary na te numery. Poza tym to ja napisałem książkę „Dzieci peerelu” gdzie jest sama prawda o PRL, choć nazwisko Jaruzelski nie pada tam ani razu. Nie pada tam nawet nazwa „stan wojenny”. Niczego to jednak nie zmienia, „Dzieci peerelu” to książka prawdziwa w przeciwieństwie do książki pani Tadli.
Przypominam, że część tytułu książki Beaty Tadli brzmi – Dzieci peerelu – jak sobie radzą w wolnej Polsce. Tak więc, żeby Tadla mogła opowiedzieć młodzieży o wolnej Polsce i o tym jak się w niej żyje Karolakowi i Prokopowi, dyrekcja szkoły wyprasza z imprezy autora książki o podobnej tematyce, w której co prawda nie występują Prokop i Karolak, ale są tam inne, przypuszczam, że ciekawsze postaci – pijak Jurek, wozak Heniu, kolega Adam co wchodził na dach szkoły po piorunochronie i inni. Autor tej książki prowadzi bloga i to się nie podoba dyrekcji szkoły, w która – w wolnej Polsce – postanawia usunąć tego autora z programu imprezy. Pomiędzy otrzymaniem zaproszenia i wyproszeniem mnie za drzwi minęło 5 dni. Do dużo czasu. Spotkanie odwołano w ostatniej chwili, a raczej je przełożono. Ja, podobnie jak ten dyrektor chodziłem do szkoły w PRL i numery, które stosowało się w celu zrobienia w balona uczniów, nauczycieli, i rodziców są mi znane aż nadto dobrze. Myślę, że pan Jacek Cieślak – tak nazywa się ten dyrektor – który uczy historii doskonale mnie zrozumie jak również intencję tego wpisu. Jeśli nie to już wyjaśniam.
Szanowny Panie
Odwoływanie wizyty gościa, który został umieszczony w programie imprezy, którego nazwisko jest wydrukowane na zaproszeniu wręczanym innym gościom, to jest coś tak dalece odległego od standardów, nawet tych naszych biednych, obecnych, nawet tych z PRL, że po prostu brakuje tutaj słów. Myślę, że dał pan swoim uczniom prawdziwą lekcję tego czym był i czym nadal jest PRL, bo wszak nic się nie skończyło. Gdyby Polska była wolna nie odwołał by pan mojego udziału w imprezie. Nie byłoby po temu najmniejszych powodów. Skoro tak się stało, uczniowie dostają jednoznaczny i wyraźny sygnał i nie muszą się już zastanawiać gdzie żyją. Pan im to powiedział. Dziś. Bardzo wyraźnie. Muszę Panu podziękować, bo nie ma chyba dla autora większego splendoru niż tak wyraźnie okazywany strach przed upublicznieniem treści jego książek. I to wobec kogo – wobec młodzieży. Dziękuję więc i nie liczę na to, że zapowiadane przez pańską pracownicę spotkanie się odbędzie. Ja sam je zorganizuję, a uczniowie szkoły dostaną na to spotkanie imienne zaproszenia. Zapewniam Pana już dziś, że będzie to dla nich najbardziej pamiętna lekcja w życiu. Pozostaję z szacunkiem.
Gabriel Maciejewski.
Ponieważ mam obawy, że wobec uczniów dyrekcja zachowa się jeszcze bardziej nieprzyzwoicie niż wobec mnie, chciałbym powiedzieć, że jeśli ktoś powie tam na tej „Melchoradzie”, że autor książki „Dzieci peerelu” Gabriel Maciejewski nie przybył na spotkanie z uczniami bo zaspał, bo mu się nie chciało lub dlatego, że uważa się za „Bóg wi co” to po prostu kłamie, jak za najgorszej komuny, kłamie gorzej niż Urban i Falska razem wzięci. Ja zawsze przyjeżdżam na spotkania z czytelnikami.
Przypominam, że moje książki można już kupić w Warszawie w księgarni Tarabuk przy ulicy Browarnej 6, a także w sklepie Foto-Mag przy Alei KEN 83 lok.U-03, tuż przy wyjściu z metra Stokłosy, naprzeciwko drogerii Rossman. Można je też kupić w księgarni "U Iwony" w Błoniu oraz w księgarniach w Milanówku po obydwu stronach torów kolejowych, a także w tymże Milanówku w galerii "U artystek". Aha i jeszcze w galerii "Dziupla" w Błoniu przy Jana Pawła II 1B czyli w budynku centrum kultury. Cały czas zaś są one dostępne na stronie www.coryllus.pl Zapraszam. Uwaga! Atrapia i Toyah dostępne są jedynie w sklepie Foto-Mag, bo tak i już. Może kiedyś będą także gdzie indziej, ale na razie ich tam nie ma. Książkę Toyaha o liściu można kupić jeszcze w Katowicach w księgarni "Wolne słowo" przy ul. 3 maja. Gdzie to jest dokładnie, pojęcia nie mam.
Informuję także, że dnia 13 stycznia, w piątek, o 18.00, w Domu Polonii przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie odbędzie się spotkanie z blogerem coryllusem, autorem licznych książek i publikacji internetowych. Zapraszam.
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy