Wygląda na to, że David Cameron będzie musiał zmierzyć się z Goliatem partyjnej inercji albo może logiki. Po tym, jak sam podsycił falę nastrojów niezadowolenia do członkostwa w UE, teraz stara się okiełznać jej przybój „delikatnymi” podpowiedziami skierowanymi do swojej partii sugerującymi, jak głosować w nadchodzącym referendum. Rozumiemy, że owo „niezadowolenie” było potrzebne, żeby renegocjować warunki członkowstwa w UE. Teraz może się jednak okazać, że nie będzie czego negocjować.
Ależ to przecież żadne zmartwienie panie Cameron. Natura polityki taka już jest, że zawsze jest co negocjować i żeby nie daj Bóg tematów do negocjacji nie zabrakło wywołanie „drobnego”, (np. w GB referendum dot. wyjścia z UE, w Niemczech imigranci etc.) kryzysu może być przydatne. W najgorszym scenariuszu GB rozpocznie już w nieodległej przyszłości negocjacje o ponowne członkowstwo w UE. Zawsze znajdzie się grupa wolnych i łaknących apanaży lobbystów za każdą z opcji, którzy wesprą potrzebne akurat starania.
Bez polityki po prostu nasza maluczkich egzystencja byłaby nudna i pełna poczucia, że pieniądze z podatków są źle wydawane. Prawdziwie szekspirowskie dylematy zawsze dobrze lokują się na czołówkach mediów i w naszych spreparowanych umysłach, podczas gdy zwykły codzienny mozół polega na nudnych i upierdliwych szczegółach polityki państwa, których masy dostrzegać nie mają ochoty.
Z pozdrowieniami red. nacz.Liber
rysownik, satyryk. Z wykształcenia socjolog. Ciągle zachowuje nadzieję