Nauczyciel ma prawo wyboru, co robi ze swoim życiem- ja natomiast mam prawo wyboru, kto ma uczyć moje dzieci.
W jednej ze szkół na południu Polski nauczyciel angielskiego sprowadził dla dzieci książkę „Król i król”. Opowiada ona o księciu, który zakochuje się w bracie księżniczki. W końcu mężczyźni „żenią się”. Ilustracje przedstawiają całujących się młodzieńców. Oprócz tego nauczyciel publicznie ujawnił dzieciom swoje preferencje seksualne.
Rodzice w obawie, że wywołanie afery zaszkodzi szkole i dzieciom, załatwili sprawę po swojemu. Dwóch barczystych ojców przekonało nauczyciela, że zgodnie z prawem czy wbrew prawu, nie będzie uczył ich dzieci.
Odszedł na własne żądanie.
Książka ta była swego czasu przedmiotem sprawy sądowej w USA. Została ona zalecona jako lektura dla uczniów II klasy. w Estabrook Elementary School w Lexington w stanie Massachusetts.
Dwie rodziny złożyły wówczas skargę do kuratorium, domagając się wycofania lektury, którą wprowadzono bez ich zgody.. Kuratorium odmówiło rodzicom nie tylko wycofania książki z listy lektur lecz nawet prawa do przeniesienia dzieci do innej szkoły. Na początku 2007 roku sąd odrzucił ich skargę o łamanie praw cywilnych.. Rodzice odwołali się do sądu apelacyjnego, który także odrzucił ich skargę.
Amerykańscy rodzice postąpili bardzo nierozsądnie. Wiedząc, że wszechwładny sąd może posunąć się nawet do odebrania im dzieci i umieszczenia w rodzinie zastępczej, powinni rozegrać sprawę podobnie jak to zrobili rodzice polscy, albo po cichu zabrać dzieci ze szkoły.
Zabrałabym natychmiast dziecko za szkoły, w której nauczyciel ujawniałby publicznie swoje preferencje seksualne. Niezależnie od tego czy byłby on heteroseksualny, czy homoseksualny, czy miałby upodobanie do zwierząt czy do zwłok. Niezależnie od tego czy byłaby to szkoła prywatna czy publiczna.
Zabrałabym również dziecko ze szkoły muzycznej, w której nauczyciel ujawniłby swoje upodobania do disco polo. Albo z kursów językowych prowadzonych przez osobę ze złym akcentem.
Nauczyciel ma prawo wyboru, co robi ze swoim życiem- ja natomiast mam prawo wyboru, kto ma uczyć moje dzieci. Nie życzę sobie, żeby dziecko nabrało złego akcentu językowego, nie życzę sobie żeby psuło sobie słuch i gust muzyczny, nie życzę sobie, żeby uczyło się złych manier (publiczne mówienie o sprawach intymnych jest oznaką złego wychowania).
A przede wszystkim nie życzę sobie, aby przebywało w środowisku akceptującym homoseksualizm, niezależnie od tego czy uznamy, że ma on podłoże genetyczne czy kulturowe.
Jeżeli homoseksualizm ma podłoże kulturowe, jasne jest, że należy izolować dziecko od wpływu środowiska, które być może zechce je wciągać w swoje praktyki, a w najlepszym wypadku będzie je propagować.
Jeżeli natomiast prawdą jest, że homoseksualizm ma podłoże genetyczne i dziecko ujawni nieodpartą skłonność do tej samej płci nie oznacza to, że rodzice mają ten fakt akceptować?. Czy mają akceptować fakt, że nie założy nigdy normalnej rodziny? Że grożą mu niebezpieczne choroby.
Czy rodzice mają akceptować wszelkie „nieodparte skłonności”, które może przejawiać dziecko? Na przykład nieodpartą skłonność do kradzieży (kleptomanię) lub do kłamstwa.
Wiele lat temu mieszkał w Krakowie młody chłopiec, który miał nieodpartą skłonność do zabawy bronią. Rodzice akceptowali te jego niepokojące upodobania, kupowali mu noże, zapisali do klubu strzeleckiego, a nawet pozwolili mu w czasie wakacji pracować w rzeźni, choć miał wtedy dopiero 12 lat. Na pewno nie spodziewali się, że skazują w ten sposób na śmierć kilka osób w tym własnego syna, który poniósł śmierć z ręki kata.