„Nasza” polityka jest całkowitym przeciwieństwem angielskiej polityki wobec UE.
Najbardziej komentowany dziś tekst w The Economist nosi tytuł „ Wielki europejski rozwód”, po szczycie w sprawie Euro i brytyjskim vecie. Aktualna polityka premiera Camerona, nie jest wynikiem jego widzimisię. On jest do niej zmuszony stosunkiem do UE swojego społeczeństwa, którego już połowa nie chce w niej być. Na stratę jego poparcia może sobie pozwolić w mniejszym stopniu niż wyjście z UE.
Mimo wszelkich obostrzeń, wbrew stanowisku kierownictwa, w październiku za referendum w sprawie wyjścia z eurosojuza głosowało 80 parlamentarzystów, ¼ jego partii. Na dodatek referendum chce 70% Brytyjczyków.
Poza buntem we własnych szeregach, czuje też wyraźny nacisk ze strony radykalnej konkurencji. Poparcie Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa Nigela Farage rośnie w sondażach. Oscyluje ono ostatnio w okolicach 10%, UKIP walczy o 3cie miejsce na scenie politycznej i ma bardzo wyrazistego przywódcę.
Ta powstała w 1993 roku partia, w wyborach do europarlamentu uzyskała ostatnio 16,5 %, poprzednio 7%, w krajowych jedynie 3,1%. Jednak jest na fali. Nigel mówi, że nie wierzy Cameronowi, jeśli chodzi o jego sprzeciw wobec UE. Nie ma specjalnie ku temu powodów, jego obietnice i zapowiedzi są raczej szumniejsze niż ich realizacja.
Ten kraj to nie tylko geograficzna wyspa, on jest wyspą w bardzo wielu innych dziedzinach, połączoną z kontynentem jedynie wąskim tunelem. Nawet za ostatnich rządów socjalistów wolano tam płacić ciężkie miliony kar, niż stawiać tablice z logo UE, informujące o unijnych inwestycjach. Żadnej niebieskich flag tam nie widziałem. Albo brytyjskie albo angielskie.
Brytyjczycy generalnie ani Niemców, ani Francuzów specjalnie nie lubią. Nie czują wobec nich żadnych kompleksów, jak spora część Polaków. Zostawiają im kontynent ale nie pozwolą się szarogęsić na wyspach.
Są w UE, bo chcą być w grze, dbać w niej o swoje własne interesy. Np. interes City – centrum finansowego. Tego interesu i konserwatyści obecnymi groźbami, i ich poprzednicy sugerując wariant nuklearny – czyli wyjście z UE bronią jak niepodległości. To w końcu ponad 10% brytyjskiej gospodarki. Dokładną odwrotnością tego rodzaju polityki, było podejście do problemu stoczni, przez polski rząd. Notabene londyńskie centrum finansowe zbudowano w miejscu ich dawnych, największych stoczni. A my czym je zastąpimy?
Na głębszą integrację Anglicy nie pójdą. Tego rodzaju próby mogą tam odnieść jedynie przeciwny skutek, w Polsce tak jeszcze nie jest.
„Nasza” polityka jest całkowitym przeciwieństwem angielskiej polityki wobec UE.
Po pierwsze nie jest suwerenna.
To wina braku niezawisłości i faktycznej, i mentalnej partii, polityków jakich sobie większość ogłupionych przez telewizje Polaków wybrała. Są oni powiązani na różne sposoby z siłami zewnętrznymi, i pasożytniczymi wewnętrznymi.
Po drugie, wynikające z pierwszego – interes narodowy nie jest jej podstawą. Polityka nie polega na bezwzględnym a bardzo względnym i wybiórczym dbaniu o polską rację stanu, często działaniu przeciw niej, w osobistym interesie. Na to nakłada się postsowiecka, czy nawet postrozbiorowa mentalność janczara. Której nawet w warstwie symbolicznej w Anglii brak. Nikt tam nie próbuje się UE podlizywać.
Brak też u nas silnej partii eurosceptycznej, ja bym raczej powiedział eurorealistycznej. Było wiele prób jej tworzenia, rozwoju, które nie zakończyły się sukcesem. Obecnie jednak nasze społeczeństwo obudziło się ze snu o euro, o którym ma teraz takie zdanie, jak Brytyjczycy o UE i powoli wychodzi ze snu o euro-raju. Zaczyna docierać do niego, że jeśli sami sobie nie zbudujemy przyszłości, to nikt nam jej nie zbuduje. Fundament zaczyna powstawać.
Nasz obiektywny interes, to bycie w bardzo bliskich relacjach z UE ale poza UE, jeśli nie przejdzie ona radykalnej restrukturyzacji. Bo wypaczona idea i obecny system prawny tego tworu, bardziej blokują nasz rozwój, niż go wspomagają. Ostatnio otwarcie określony federacyjny kierunek nie rokuje szans na jej sukces i jest zagrożeniem dla naszej niepodległości.
Dotychczasowe saldo naszej obecności w UE jest ujemne. Plusy, które w jej wyniku nastąpiły, mogły równie dobrze powstać w wyniku umów dwustronnych, bez udziału minusów, które mimo wszystko je przewyższają.
Będziemy jeszcze bardzo długo państwem a dorobku. Jeśli poprowadzimy optymalną politykę rozwoju, to 20 lat. Jeśli nie, to czeka nas wieczna rola ubogiego krewnego zachodu. Wymierającej, pustoszejącej, powoli upadającej prowincji. Peryferii tkwiącej w stagnacji Europy.
(Obrazek z okresu zamieszek w Londynie)
"Czlonek Konfederacji Rzeczpospolitej Blogerów i Komentatorów............................. "My wybory wygralismy dzieki niekontrolowanemu internetowi i Facebookowi" V. Orban............. Jakosc polityki = jakosc zycia"