Łeb mi co prawda pęka i mam gorączkę, przez co zdecydowałem się nic nie pisać dziś w ekranie, ale zajrzałem sobie na strony niezalezna.pl i zbaraniałem. A jak już zbaraniałem to przestała mnie boleć głowa i tak to właśnie siadłem do pisania. Cóż się okazało – oto policja zatrzymała Marcina Dubieneckiego.
Tak, tego samego Marcina Dubieneckiego, który ma konszachty z mafią, torturuje swoją żonę, która wygląda jak przez to jak ciężko poraniony czarny łabędź i nie ma serca do córek, które mieszkają z nim w domu. Tego samego, który powiedział publicznie, że coś mu się tam z tym śledztwem smoleńskim nie podoba, tego, który, pchał się do polityki i ma taką nieprzyjemną twarz, znacznie bardziej nieprzyjemną niż Nikoś, Słowik i żona Pershinga razem wzięci. No właśnie. Przyskrzynili draba. A kiedy już podjechali pod dom, żeby go wyciągnąć w kajdanach z betów okazało się, że – cóż za przypadek – stoją przed tym domem kamery licznych telewizji, które zatrzymanie filmowały. Czy to nie szczęście prawdziwe? Nie dość, że złoczyńca schwytany to jeszcze możemy to w telewizji oglądać. Teraz wypada napisać za co tego typka zatrzasnęli. Okazało się, że jakiś obywatel widział go w lokalu jak pił wino, a potem wsiadał do samochodu i jechał! Czy to nie straszne?! Ile dzieci, niewinnych kur i gęsi mógł zabić po drodze! Straszne, po prostu straszne. Całe szczęście, że mamy tak oddanych służbie publicznej obywateli, a także dziennikarzy, którzy zawsze są na posterunku, w przeciwnym wypadku Dubienecki napiłby się jak nic i kary za to nie poniósł. Co prawda po zatrzymaniu okazało się, że alkomat nie wykazał niczego w oddechu Dubieneckiego, ale komu to przeszkadza, nie chodzi w końcu o to kto czym oddycha, tylko o to, by ludzie w Polsce umieli przyjąć obywatelską postawę, a ten co nadał na Dubieneckiego umiał i za to należy mu się cześć.
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy