Bez kategorii
Like

Drony, bzykacze i inne trutnie

25/04/2011
507 Wyświetlenia
0 Komentarze
18 minut czytania
no-cover

Ten artykuł jest przedrukiem notki Triariusa z jego blogu. Uznałem go za wystarczająco istotny, by go zamieścić tu, na NE. Mustrum

0


 Oryginał tu: bez-owijania.blogspot.com/2011/04/drony.html

 

Jeszcze nie tak dawno, kiedy jakaś władza chciała komuś dać w dupę – ale w skali takiej nieco bardziej masowej, nie pojedynczej jednostce – to musiała tam posłać jakąś zgraję ludzi, którzy jakimś żelastwem, krótszym, dłuższym, osadzonym na kiju, albo nie, a czasem wysyłanym na niezbyt wielką odległość (albo kamieniami, czy inną terakotą), robili wrogowi kęsim i umożliwiali owej władzy zrealizowanie swojej woli.

Całkiem nie tak dawno temu zaczęło się to odbywać na wyraźnie większą odległość, ale o tyle się to nie zmieniło, że taka renesansowa armata była niewiele mniej niebezpieczna dla swej obsługi, niż dla wrogów… A nawet królom się to zdarzało – Jakub II Stuart, król Szkocji, zginął w 1460 wyniku wybuchu ukochanej armaty. Na polu bitwy zresztą, wtedy królowie brali w takich sprawach osobisty udział. Nie to co Rumpuje tego świata. Bombardowanie ludzi z paru tysięcy metrów wysokości było może bardziej "humanitarne", bo nie trzeba było ofiary oglądać i słuchać jej rzężenia, ale wciąż wymagało to masę odwagi.

Potem przyszły rakiety i to się znacznie zmieniło. Celność jednak była marna, leciało to w sumie tam, gdzie je wystrzelono i ew. zmiany kierunku były tylko marginalne. Teraz za to mamy (kto ma, ten ma) drony. Takie samolociki bez pilota, które sobie jakaś urzędniczka, ew. w mundurze, steruje jakimś joystickiem z jakiegoś biura, oglądając sobie co taki dron "widzi" na ekraniku, i zagryzając chrupki popijane colą.

A ten dron filmuje, szpieguje, robi zwiad, strzela, bombarduje i co tam jeszcze! (Oczywiście, już wcześniej próbowano wykorzystywać prymitywne roboty, sterowane najczęściej przewodowo, szkopy to robii np. w Powstaniu Warszawskim, ale to jednak był margines.)

Nie chcę tutaj tym razem o "tchórzowskich metodach walki", choć to ciekawy temat. Powiem tyle, że – oczywiście, pragnienie minimalizowania własnych strat, przy zmuszaniu przeciwnika, by nam wreszcie zrobił na rączkę – jeśli trzeba zabijając go masowo – samo w sobie nie jest wcale złę. Jednak, jak sądzę, takie coś na dłuższą metę się mści. Jak? A w ten sposób, że tworzy w nas przekonanie, iż można "zabijać nie będąc samemu zabijanym".

Co, jak to przekonująco wyłożył pewien amarykański historyk, pisząc o bitwie pod Maratonem (Hanson się chyba nazywa, musiałby sprawdzić, książka ma chyba w tytule hoplitów), "jest największym błędem, jaki można na polu bitwy popełnić". Przyznam, że parę lat mi zajęło, zanim pojąłem senst tego stwierdzenia, ale kiedy już, a do tego sporo od tamtego czasu poczytałem i nie tylko, to wyznaję, że wydaje mi się ono wyjątkowo trafne.

No dobra, a co robiła nasza droga władza, kiedy chciała dać w kość własnym… Powiedzmy – "obywatelom"? Upraszczając oczywiście znacznie w większości wypadków, bowiem "obywatel" to niejako z definicji jest właśnie władza, więc nie bardzo jest jak dawać mu w kość. A mówimy, przypominam, nie o jednym takim, który władzy podpadł, tylko o ich sporej grupie.

No więc, jak widzimy z historii, władza miała wtedy poważne problemy. Weźmy takiego Sullę, który mięczakiem nie był, na dowodzeniu się znał, miał doświadczonych i nie pieszczących się ani z sobą, ani z żadnym wrogiem, weteranów… A mimo to miał też poważne problemy z opanowaniem Rzymu – miasta znaczy – gdy mu wrogo nastawiona ludność kamienie z dachów na tych weteranów i jego czcigodną osobę rzucała. No a Pyrrus to wprost od dachówku rzuconej z dachu przez kobietę zginął.

Wynikało to z wielu czynników, wśród których nie najmniej ważne, to:

1. fakt, że uzbrojenie było w sumie wtedy tak proste, że cywile dysponowali środkami nie aż tak mniej skutecznymi, niż wojsko;

2. takie wojsko nie było zazwyczaj bardzo liczne (mówimy czasach sprzed masowego poboru w XIX w.), pod ręką władzy nie była go przeważnie wielka ilość – bo albo trzeba je było najpierw pracowicie i kosztownie zwerboweać, albo było gdzieś ulokowane daleko, np. przy granicy;

3. środki walki, nawet jeszcze w XIX w., były nadal tak proste, że wystarczyło zabarykadować uliczkę (a uliczki lubiły wtedy być wąskie), żeby nie można było nieposłusznego tłumu potraktować po prostu szarżującą konnicą… dopiero armaty polowe zrobiły tu w miarę istotną zmianę, i także w tym celu ulice zaczęły być długie i proste, a do tego szerokie;

4. w krajach Obozu Postępu to w ogóle budowano miasta bez ulic, co się zresztą do dzisiaj nie zmieniło… a czemu? a temu, że, jak mi to dawno, dawno tłumaczył mój ojciec, który z wielu względów znał się na tym, że czołgi bardzo nie lubią ulic, o czym się np. ruscy przekonali w Budapeszcie w ’56;

5. no a kiedy ta siła, która miala na rzecz władzy tę niepokorną ludność pacyfikować, była nieco większa, to często istniała realna groźba, że siła ta zbrata się z niepokornym ludem i kęsim zrobi nie jemu, tylko właśnie władzy… co zdarzyło się w historii wiele razy, ze skutkiem czasem na skalę obalenia caratu i dojścia, po paru drobnych zawirowaniach, do władzy bolszewików;

Teraz jednak sprawa się istotnie zmieniła, bo także i do kwestii pilnowania i ew. pacyfikowania niepokornej ludności mamy (kto ma ten ma) drony. Różnego rodzaju, w bardzo szerokim znaczeniu – od wszechobecnych dzisiaj kamer, podłuchów i komórkowej lokalizacji ludzi, po różne cwane sposoby dawania ludziom w kość… O których zdobyciu ta ludność nie może dziś nawet marzyć, nie jak kiedyś.

Swego czasu, aby wiedzieć co się wśród ludu mówi, co się dzieje, i ew. knuje, czy wzbiera, trzeba było wysłać w jego środek szpicli, którzy by to wywęszyli. Kiedy szpicle dość poważną sprawę wywęszyli, posyłało się drabów, czy innych kozaków, którzy płazowali, strzelali i łapali, żeby można było powiesić, czy uśmiercić w jakiś bardziej budujący i ciekawy sposób.

Szpicle byli jednak cały czas zagrożeni. Draby zresztą też, bo przeważnie, skoro już trza było ich posłać, to lud musiał być niezbyt potulny. Draby, a i poniekąd szpicle, także były jednak, w pewnym istotnym sensie, z ludu… Więc też do końca pewne nie były. Wojsko było albo obce, najemne, nieliczne i kosztowne, a od ludu (jako obce i kosztowne) znienawidzone… Nawet od tego, który specjalnie knuć czy walczyć z władzą nie miał ochoty… Albo jednak też z ludu, a nawet przeważnie bardziej.

Teraz jednak sprawa się rozwiązała – mamy (w bardzo szerokim rozumieniu tego słowa) DRONY! Szpicli wysyłać nie trzeba, skoro każdy sam, z własnej woli, władzy informacji o sobie i wszystkim innym dostarcza – używając komórek, internetu, gadu-gadów, poczty onet.pl… Dając się filmować na ulicach, udzielając informacji ankieterom i urzędom… Mówiąc co myśli, albo pokazując, że nie myśli tego, co mówi… I tak dalej, i tak dalej.

Drabów móże być zaledwie garstka – wystarczy, by byli wyposażeni w odpowiednio potężną i dla ludu niedostępną broń, a za nimi stała moc… Cholera wie czego właściwie, ale najlepiej czegoś naprawdę wielkiego, globalno-sowieckiego i obrzydliwego. Tę garstkę można dość łatwo zwerbować z takich, którzy z ludem nic wspólnego nie mają i mieć nnie chcą, a wykonywanie rozkazów władzy – im bardziej brutalnych, tym lepiej! – sprawia im żywą przyjemność.

Ew. armia się za ludem nie ujmie, bo także, jeśli już doszło do tego, że musi być użyta, jest nieliczna i z ludem nie ma wiele wspólnego. To dzisiaj w coraz większym stopniu po prostu NAJEMNICY – niezależnie od tego, z jakiego kraju pochodzą.

Kiedyś, i wcale nie tak specjalnie dawno, kiedy lud się zbuntował, działo się naprawdę sporo. Weźmy liczne rewolucje w Paryżu –  była tego naprawdę masa. Król, jeśli tam był, nie miał prawie nigdy wiele wojska, więc musiał uciekać, albo też wpadał w ręce wkurzonego ludu, który mu na głowę wkładał różne nietwarzowe czapki i wyczyniał brewerie. Odbywały się egzekucje, demonstracje, przeprowadzano zmiany w prawie… Zanim się to wszystko jakoś w końcu uspokoiło.

Po drodze – iluż to dostojników straciło życie, albo chociaż rozchorowało się ze strachu, który nie był wcale tylko urojony! Ile luksusów zniszczono, czy zrabowano – pałaców, mebli, ogrodów, powozów, dzieł sztuki! Co by tamta władza dała za to, by być od ludu jakoś szczelnie odgrodzona, by nim sterować, by go kontrolować, by go, od czasu do czasu, pomasakrować – ZDALNIE, bez zagrożenia dla samej siebie i ustalonego (najlepszego z możliwych, jak zawsze i od Boga, choćby świeckego, ustalonego) PORZĄDKU!

A dzisiaj co? Dzisiaj władza to ma i w dużej mierze dzięki dronom (w szerokim sensie). Lud – gdyby mu nawet nie wystarczyły morały serwowne w telewizjach, czy delikatne popychanie we właściwą stronę na Facebookach tego świata – jest cały czas pod kontrolą, a w razie czego, można mu dać w kość tak, jak Sulli w najśmielszych marzeniach się nie śniło. Choćby odcinając do takiego zbuntowanego milionowego miasta import żywności z Chin, czy skądśtm. Albo, powiedzmy, prąd.

Kiedy ten lud nawte już się zbuntuje i nie zostanie od razu spacyfikowany, to co on tak naprawdę osiągnie? Czy da popalić jakimś istotnym przedstawicielom władzy? Jakim niby? Kamerom na każdych dziesięciu metrach ulicy? Ależ lud nawet nie zdąży ich zlokalizować! Szpiclom i drabom? Wątpliwe, ale jeśli nawet, to niewielu…

Zresztą szpicle i draby to nie jest, mimo wszystko, Klasa Wyższa, której taka typowa ludowa ruchawka w ogóle nie dotknie, bo ta siedzi sobie (klasa znaczy, nie ruchawka) w pilnie strzeżonych (kamery też!) osiedlach i apartamentowcach, ma z pewnością schrony i masę żarcia, a jak coś, to możliwość wiania za granicę i szykowania ludowi rzezi…

Choćby w postaci "procesów"  o "zbrodnie przeciw Ludzkości, ach!", które to władza, jeśli jest właściwą Władzą, ma się rozumieć, zawsze wygra. No bo antysemici i faszyści, jak każdy wie, nie mają praw. I w ogóle. No  kto niby ustala, który to faszysta, który zaś antysemita? Jeśli nie władza właśnie. Ta właściwa, ma się rozumieć.

Tak że, na koniec chciałbym przypomnieć własne genialne stwierdzenie, iż: "Wszelkie dotychczasowe totalitaryzmy, bez baz danych, GPS’ów i mikrokamer, to była tylko wstępna gra miłosna". I rzucić parę przewidywań na przyszłość, w największym już skrócie. Jak to, że teraz b. szybko będzie tworzony podział na Uberklasę i Unterklassę, a tej pierwszej żadna normalna ruchawka nie będzie praktycznie miała szansy ruszyć, bo tak będzie ona zabezpieczona i ludu odseparowana.

Oraz drugie, że władza, kiedy poczuje zagrożenie – co akurat poniekąd teraz ma miejsce, bo Unia przeżywa coraz większe problemy, a ta władza, o której mówimy, to w dużym stopniu właśnie Unia, choć nie wyłącznie ona – będzie, logicznie i sensownie (z jej punktu widzenia), dążyć do jeszcze szybszego rozkładu i anarchizacji życia tej Unterklass, czyli ludu.

Bo wtedy jakakolwiek szansa na stworzenie wśród ludu (Unterklass) jakiejkolwiek alternatywy – która by choćby zapewniła żarcie dla tego miasta pozbawionego importu z Chin – jeszcze się ogromnie zmniejszy. I w końcu wszystko będzie musiało wrócić do "normy" – lud do jarzma, władza do władzy, kat z pomocnikami do swojej roboty.

To by było na razie tyle, reszta ew. interaktywnie, gdyby się wywiązała pod tym jakaś dyskusja, czy coś.
No i jeszcze możecie sobie przeczytać to, jako uzupełnienie: http://blogmedia24.pl/node/47738. Naprawdę warto.

0

Mustrum

Nie jestem rasista, wszystkich nienawidze po równo... ale lewactwo równiej.

27 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758