Jakieś zdumiewające komentarze pojawiły się po wpisie n/t perypetyj p.Ryszarda Opary w Nowej Południowej Walii. M.in. dowiedziałem się, że właśnie zdemaskowałem się ostatecznie jako rosyjski agent.
Otóż chciałbym zauważyć, że pisałem tam wyłącznie – co dwa razy podkreśliłem – o sprawie z Izbą Lekarską w Nowej Południowej Walii. Kilku Komentatorów, absolutnie przekonanych, że p.Opara jest agentem SB czy WSI (tego nie precyzowali…) wywodzili z tego wniosek, że w takim razie musi być oszustem, naciągaczem i w ogóle nieuczciwym człowiekiem.
Wniosek jest mylny. Mozna być agentem – i człowiekiem uczciwym. Nawet: bardzo uczciwym. I doskonałym lekarzem (proszę zauważyć, że ja znów: NIC nie mówię o kwalifikacjach medycznych p.Opary; to tytlko ogólna uwaga)
Gdyby nawet p.Opara był agentem SB czy WSI – to z tego nie wynika, by był agentem KGB. Wręcz przeciwnie: jest to mało prawdopodobne, bo KGB miała zakaz werbowania agentów SS w "demoludach" (często go łamała, co prawda).
Ponadto: gdybym ja był doskonale zamaskowanym agentem wpływu Moskwy, to na pewno nie podważałbym swojej wiarygodności broniąc kogokolwiek przed posądzeniami o bycie agentem! To wbrew wszelkim regułom konspiracji. (Z tych samych powodów agentów KGB raczej NIE widziało się w ambasadzie ZSRS!!)
To tak, aby się pośmiać z tych, co wiercą dziurkę w rurociągu "Przyjaźń" by sprawdzić, w którą stronę płynie ropa…