Historia Ewy Błasik jest historią kobiety pozostawionej samej sobie, opuszczonej i wystawionej na szturmowy ogień inżynierii pogardy.
Historia Ewy Błasik jest historią kobiety pozostawionej samej sobie, opuszczonej i wystawionej na szturmowy ogień inżynierii pogardy. Losy wdowy po tragicznie zmarłym dowódcy sił powietrznych są też opisem państwa, które w krytycznym momencie nie tylko nie potrafi zadbać o swoich obywateli, ale odwraca się do nich plecami.
Medialny przemysł pogardy
– To wszystko działo się za szybko. Oni chcieli to prędko załatwić, zamknąć sprawę– słyszymy od mieszkańców Rembertowa, gdzie mieszkali Błasikowie. „Oni” w ich odczuciu to rosyjski MAK, polski rząd i komisja Jerzego Millera. Wiadomość o tym, że ustalenia krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych podważają kłamliwe, głoszone przez większość mediów teorie, elektryzuje mieszkańców podwarszawskiego miasteczka. Bo „panią generałową” znają tu wszyscy. Z łatwością wskazują jeden z bloków, gdzie wdowa po dowódcy sił powietrznych mieszka do dziś.
Niemal natychmiast po katastrofie zaczęła się medialna nagonka na gen. Błasika. Najpierw rosyjskie, potem polskie media powtarzały kolejne rewelacje – że naciskał na pilotów, że był w kokpicie, że siedział za sterami samolotu. Dzień po dniu, tydzień po tygodniu. Nikt z mieszkających na osiedlu wojskowym sąsiadów nie zaprotestował publicznie w obronie pamięci gen. Błasika.
Publikacja na Wszystkich Świętych
Tuż przez uroczystością Wszystkich Świętych w 2010 r. tygodnik „Wprost” postanowił ujawnić „prawdę o Smoleńsku”. Autorzy powoływali się na akta śledztwa, które wyciekły z prokuratury. Gen. Błasikowi tygodnik poświęcił wtedy wiele miejsca. Pisano o dowódcy, który „brał sprawy w swoje ręce”,a więc zastępował pilotów za sterami, czy chcieli tego, czy nie. Powtórzono kłamstwa o domniemanym ostrym konflikcie pomiędzy załogą a generałem. „Łatwo się jednak domyślić, że obecność Błasika w kokpicie musiała działać na pilotów deprymująco” – czytamy na łamach „Wprost”. Jak ponury żart brzmi dziś nie tylko kategoryczny ton tych stwierdzeń, ale i fakt, że w tym samym numerze tygodnik podał, iż to, co pisze na temat katastrofy „Gazeta Polska”, wskazuje na utratę przez jej dziennikarzy kontaktu z rzeczywistością. Czas pokazał, że było dokładnie odwrotnie.
Ewa Błasik w filmie Pogarda wspominała ten czas: „Nie dano mi nawet przed tym dniem Wszystkich Świętych spokoju. Nie rozumiem, dlaczego nikt nie przerwie tych oszczerczych ataków, dlaczego nikt nie myśli, co my czujemy”.
Całość reportażu w dzisiejszym wydaniu "Gazety Polskiej Codziennie"
[fot. PAP/Jakubowski]
Źródło: www.stefczyk.info/wiadomosci/polska/dramatyczna-historia-ewy-blasik