Najpierw dowcip – Rzym, dwa tysiące lat temu.
Brutus, ulubieniec tłumów, postanowił uczcić urodziny Cezara i obiecał, że na jego cześć zgwałci w Colosseum sto dziewic. Przywitał go tłum wiwatujący i pozdrawiający go. Na piasku leżało rzędem 100 dziewic. Brutus zaczął swoje dzieło – 10, 20, 30 dziewic zgwałcił w ciągu paru minut. Szał na trybunach! 40, 50, 60 – widzowie w amoku! 70, 80 – Rzymianie skandują imię "Brutus, Brutus!". Ale coś złego zaczyna się dziać – bohater słabnie. Przy 90-ej dziewicy następuje kryzys. Ale widzowie jedynie coraz głośniej kibicują swemu ulubieńcowi. 91, 92, 93, 94 – Brutus słabnie, ale bardzo się stara, niesiony entuzjazmem tłumów. 95, 96, 97, 98, 99 – ostatkiem sił gwałci te dziewice, ale – niestety – na setnej pada bez zmysłów, nie zgwałciwszy jej. W tym momencie na trybunach słychać głośne, równe, donośne i pełne złości skandowanie – "Brutus pedał, Brutus pedał!!!"
Dlaczego przypomniał mi się ten dowcip? Bo widzę reakcję mediów na pierwszy dzień prezesowania Janusza Piechocińskiego. Jeszcze wczoraj był uosobieniem sukcesu i wzbudzał niekłamaną sympatię, a dziś – po jednej nieudanej konferencji i niezbyt sprytnie rozegranej wojence z Waldemarem Pawlakiem – na twitterze czołowi dziennikarze wieszali na nim psy i szydzili, jako o nieudaczniku i łamadze. Cenieni przeze mnie żurnaliści zachowują się jak rzymski tłum, któremu zgwałcenie 99 dziewic nie przeszkadzało uznać Brutusa za "pedała" tylko dlatego, że … potknął się na setnej. Tak działają media, tak działa współczesna demokracja, takie życie mają politycy