Problem w tym, że te refleksje nie służą niczemu innemu, jak tylko utwierdzaniu w mesjańskiej porażce. „Nie daliśmy rady” walka dobra ze złem znów skończyła się porażką tego lepszego.
Obserwuję sobie bezrefleksyjne nastroje wśród najbardziej zagorzałych zwolenników Kaczyńskiego i natychmiast przychodzą mi do głowy dwa skojarzenia, jedno klasyczne, drugie z najnowszej półki. Skojarzenie z prezesem Ochudzkim nie jest moim lenistwem intelektualnym, czy innym brakiem inwencji, zwyczajnie trudno o bardziej precyzyjne skojarzenie. Każdy może sobie podejść do szafy i nagrać głębokie przekonanie o tym, że prezes jest niezastąpiony i jak w pierwowzorze nikt nikogo i do niczego nie zmusza. Na dyskretne zwrócenie uwagi, że przecież zachwyceni prezesem działacze, ale także wyborcy mogą zwyczajnie kłamać, pada już kultowa odpowiedź: „A po co mieliby to robić?”. Trwa wyścig w zapewnianiu prezesa Kaczyńskiego w jego wielkości i niepodważalnej pozycji partyjnej i czynią to ludzie, którzy są zwyczajnie uzależnieni od własnego środowiska. Obojętnie czy znany prawicowy dziennikarz, czy jakiś bloger kojarzony z PiS, wszyscy pieją do szafy i deklarują swoje jednoznaczne i dozgonne poparcie. Najmniejszy przejaw krytyki prezesa, próby analizy i naprawy obecnego stanu rzeczy, który można nazwać permanentną opozycją, kończy się drugim skojarzeniem, jakie nie może mnie opuścić. Dość już o tym Smoleńsku. Gdy już nie wiadomo jak się bronić przed konstruktywną krytyką, pada hasło smoleńskie, w którym Smoleńsk jest zastąpiony prezesem. Dość już o tym prezesie, bo ludzie to wilki i każdy prezesowi wtyka szpilki.
PiS stał się wcale nie takim niszowym źródłem dochodów i sławy, z obecnego statusu tej partii i samego prezesa całkiem nieźle sobie żyje spora grupka zainteresowanych utrzymaniem stanu rzeczy. Gdzie znajdą łatwiejszy chleb niż w tej spiżarni, w której gotowe są kolejne materiały publicystyczne, wystarczy w poprzednich zmienić przecinki i parę metafor. Brak pomysłu na siebie i co tu dużo mówić, tchórzostwo intelektualne, wygoda i uzależnienie od wiernych czytelników od środowiska, które jest bezlitosne w ocenie wszelkich odstępstw, powoduje, że temat prezesa staje się tabu. Zbyt wielu znalazło sobie koło prezesa intratne zajęcie, nie wymagające specjalnego wysiłku, żeby tak łatwo ze stanu posiadania rezygnować. Właściwie trwa nieustanny wyścig wśród najbardziej wiernych, kto jest najwierniejszy, wygrywa ten, który przekona prezesa, że prezes jest większy niż sam prezes sobie wyobrażał, a Polska już się budzi. Obwozi się prezesa po wsiach i miasteczkach, organizuje spotkania z fanami i utwierdza w przekonaniu, że: „Tu jest Polska”. Potem, gdy kolejny raz zbiera się baty, no to nagle przychodzi proste usprawiedliwienie, że jednak istnieje ktoś taki jak Palikot, Michnik, czy w końcu legendarny leming. Dochodzi i do głębszych refleksji, że PiS nie ma ani jednej telewizji, która by PiS sprzyjała, a ostatnia ogólnopolska gazeta właśnie została odzyskana przez właściwych ludzi.
Problem w tym, że te refleksje nie służą niczemu innemu, jak tylko utwierdzaniu w mesjańskiej porażce. „Nie daliśmy rady” walka dobra ze złem znów skończyła się porażką tego lepszego. I broń Boże nic nie zmieniać, niczego nie krytykować, łubu dubu, niech nam żyje, w dodatku na wieki, bo bez niego nic się nie uda. Jasne? A jak nie, to dość już o tym smoleńskim prezesie, bo to nudne, zajmijmy się krytyką rządu, zamiast wiecznej opozycji. Obłęd doszedł tak daleko, że na banalne pytanie, jakim to cudem najwierniejsi z wiernych w 2015, roku podwójnych wyborów, zamierzają rozmnożyć 66-letniego prezesa, żeby obskoczył wybory prezydenckie i parlamentarne, nie ma innej odpowiedzi niż wyżej wymienione techniki. Problem nowego lidera na prawicy będzie wracał, czy to się podoba ślepo wiernym, czy też lękają się o swój status. Moja propozycja jest kompromisowa, odsuwanie prezesa od PiS nie ma żadnego sensu, ponieważ Kaczyński postawił celną diagnozę polityczną, natomiast po tym jak zaprzepaścił jedyną szansę na zmianę wizerunku, tuż po tragedii smoleńskiej, jego wizerunek medialny jest nie do odrobienia. Kaczyński musi zejść ze sceny medialnej i zająć się partyjną robotą, a PiS musi wylansować nawet nie jednego, ale dwóch liderów medialnych i zacząć budować partię, która nie będzie krępować towarzysko. Kto tego nie rozumie, na pewno szkodzi polskiej prawicy, a cześć tych szkodzących robi to świadomie, bo na cierpiętniczym obrazie PiS i Kaczyńskiego zbijają osobisty kapitał.
Polityka dla dorosłych: