O jednym takim grzechu (…) kilka słów (…) gdy małżonkowie, czy to przez chciwość, (…), sami psują porządek Boży i starają się o to, aby nie mieć więcej dzieci, a mimo to nie chcą żyć w zupełnej wstrzemięźliwości.
"Gawędy Misjonarza" – świetna książka z 1926 – rozdział VII
W POPRZEDNIM ODCINKU (samowychowanie 18-30 lat) <—-LINK
ROZDZIAŁVII.
Odroku 30 do 50.
Skwar i pot.
oprawda nie jestem plebanem i nie byłem nim też nigdy, nie jestem też małżonkiem, a tem mniej małżonką, z czegom tylko bardzo rad; ale pomimo to mogę przecież i w tych sprawach jakowąś dać poradę. Przecież i lekarz wydaje zarządzenia i przepisuje choremu i djetę i lekarstwo, choć nigdy w swem ciele nie odczuwał jego choroby.
Wy dwoje jesteście zatem po ślubie, podaliście sobie nawzajem dłoń, że jedno drugiego nie chce opuścić. A jakże teraz? Czy jeszcze żadna strona, a może i obydwie strony nie żałowały już ślubowania swojego? Bądź rozsądny i nie oglądaj się długo poza siebie i nie dręcz się niedorzecznemi żalami: ,,Ot, gdybym tak i tak był zrobił, gdybym tego albo tę był pojął, albo gdybym lepiej był wolnym pozostał“. I cóż dziś takie sarkanie i narzekanie pomóc ci może? Już tego nigdy cofnąć nie można, tak jak nie można Wisły zawrócić, by od Tczewa z powrotem ku Warszawie i Krakowu płynęła i aż do Śląska w Beskidy wzwyż, skąd swój wzięła początek. Zato na dzisiejszy patrz dzień i dobrze sobie rozważ, jak ci się to teraz urządzić trzeba, by i tu żyć szczęśliwie i do wieczności dobrą uzyskać przeprawę.
Przedewszystkiem starajcie się o jedność. Gdy dwa woły w jednem idą jarzmie, jeden w prawo chciałby iść. a drugi w lewo, ten naprzód, a tamten wstecz: to oba męczyć się będą nawzajem, a wóz nie ruszy się z miejsca, a przynajmniej nie we właściwy sposób, i łatwo do jakiego wpadną rowu. — Tak, ale któryż to wół ma drugiemu ustąpić? Toć mógłby każdy do drugiego powiedzieć: „Jam tyle co ty; zastosuj się ty do mnie, bo ja się do ciebie stosować nie będę“. A tak samo mógłby i drugi wól powiedzieć pierwszemu. Jakże więc temu zaradzić?
Któryż z tych dwu wołów ma słuszność? — Żaden nie ma słuszności, jeżeli żaden nie chce iść tam, dokąd go woźnica prowadzić zamierza; ale jeżeli jeden idzie według woli woźnicy, natenczas ma jego współwół do niego się zastosować. — Zastosujmy to teraz do małżonków. Nie chcę ja was tem bynajmniej lżyć i sromocić, jakobyście byli wołami; gdyż to wie bardzo dobrze świat cały, że małżonkowie to przecież nie woły; jest to niby tylko porównanie, a znaczenie jego takie: Jeżeli niema między wami jedności, to i licho pójdzie wam w życiu; choćby nawet jedno dobrze robiło, n. p. gdy karze dzieci, jeżeli nie są posłuszne, albo co złego czynią, a druga strona się temu sprzeciwia i dzieci uderzać nie pozwala, to i ta rozumniejsza i lepsza część małżeństwa niewiele dokaże — oboje źle powozić będą, a wychowanie dzieci wyda ploify bardzo nędzne. Ale któreż ma do drugiego się zastosować? Czy może żona do męża? Takby właściwie według prawa i woli Bożej być miało. Bo Bóg mężczyznę głową ustanowił, by żoną i rodziną kierował, a i apostoł pisze: „Niewiasty, bądźcie mężowi poddane“. Ale gdy mąż nie mężem, ale dzieciakiem jest (choćby i czterdzieści a może i pięćdziesiąt lat już liczył), t. zn. gdy się jeszcze jak nierozsądny, niesforny dzieciak zachowuje, który ani samym sobą rządzić, ani nad namiętnościami swemi panować nie umie, który się może upija, albo pychą nadętą ma głowę, albo religji nie ma może więcej, jak ten pies pod stołem, albo nawet wpadł w stek podłości, w cudzołóstwo — czyż taki może przewodniczyć w domu? Byłoby to równie źle, jak gdyby błazna burmistrzem lub nocnym zrobiono stróżem.
Dlatego niekoniecznie ma żona w każdym wypadku stosować się niewolniczo do woli męża, ale oboje mają się dać wieść właściwemu woźnicy, którym jest Bóg, czyli święta Jego wola; a jeżeli jedno z małżonków w prawdzie i według Boskich przykazań żyć i według nich wszystko urządzić zamierza, natenczas i drugie winno część lepszą naśladować, a nie wymagać, aby lepsza ślepo za gorszą goniła; wszystko jedno, czy jest nią ta, która spodnie nosi, czy też ta, która się tylko spódnicą okrywa. To jest jedna rzecz.
Po drugie, ty, żono, pamiętaj, że mąż twój nie jest samym archaniołem Gabrjelem, a ty, mężu, że żona twoja nie będzie też ani Esterą, ani jakim czystym duchem, ale zwykłą ułomną ludzką istotą ze wszystkiemi swojemi błędami i słabościami. Dlatego też powinniście mieć cierpliwość ze sobą wzajemnie, każdego dnia od rana do wieczora, tak w rzeczy małej jak i wielkiej.
Ale, jeżeli chcecie dla siebie nawzajem być djabłami i w małżeńskim stanie już piekła zakosztować, to chcę wam teraz powiedzieć, jak się z tem urządzić macie: Panie małżonku, jeżeli żona twoja zupę nie dosyć osoliła, albo pieniędzy na zakupy się domaga, to klnij, wyzywaj i złorzecz, że aż okna drżeć będą i ścienne obicia. Gdy późno do domu wracasz i wiele pieniędzy przepiłeś lub przegrałeś, a żona robi ci wyrzuty, to bij ją zaraz, za włosy chwyć i wal po żebrach i kop, aby na drugi raz nic już nie mówiła. A gdy zaś cicha jest i cierpliwa z natury swojej, to znów wyzywaj i bij, jakoby obłudnicą była i słowa ci nie użycza. Albo gdy niedomaga, w twarzy jej boleść się maluje, natenczas nie omieszkaj burczeć i wymyślać na ciągłe Jej chorowanie i myśl i powiedz jej, że to tylko udawanie, a ty już jej te dąsy z głowy wypędzić potrafisz, a całą swoją zgryzotę spłukuj pilnie w karczmie wódką i graj w karty aż do późnej nocy. — A ty, małżonko, gdy mąż twój mówił z jaką osobą uprzejmie, to pokazuj mu taką twarz, jakbyś codopiero gorzką połknęła miksturę, albo na wodną puchlinę serca zachorowała i przez siedm dni nie przemów doń ni jednego dobrego słowa. Albo, gdy czasem synka za jego psoty wychłoszcze, to wyzywa] go w obecności synka, że jest tyranem, hyclem i oprawcą; żeby dzieciom raczej dał chleba, a nie katował ich i chłostał. Jeżeli ci zaś mąż co rozkaże, to pokaż mu, kto jest panem w domu i właśnie jemu na przekór nie uczyń tego, aby poznał, że nic w domu nie ma do rozkazywania. Gdy zaś postąpi sobie z tobą surowo, to uciekaj zaraz i nie wracaj do niego, choćby przez miesiąc cały i nie zapomnij powiedzieć ludziom we wsi, jakiego to ponad wszelką miarę złego masz męża, a jak ty przy wszystkich kłótniach i zwadach niewinną zawsze jesteś jako jagnię. A jeżeli starą masz teściową w domu, albo może nawet szwagrową, to nie dozwól jej sobie nic powiedzieć i dokuczaj jej tak, żeby rychło ze zmartwienia umarła, albo za życia uciekła.
Widzicie, małżonkowie, jeżeli w ten sposób postępować będziecie, będzie to najpewniejsze przygotowanie do piekła. Bo po śmierci każdy do takiego dostanie się miejsca, dokąd najlepiej się nadaje. Kto w niezgodzie żył, pójdzie tam, gdzie wieczna nienawiść i wieczna kłótnia panuje; ale jeżeli chcecie przyjść do miejsca wiecznego pokoju, to starajcie się już tu na ziemi w pokoju żyć i zgodzie. Bądźcie pobłażliwi i cierpliwi względem siebie; a jeżeli nie możesz znieść żadnego błędu u drugiej połowicy małżeńskiej, to nie trzeba się było żenić, bo niema na świecie człowieka bez błędu. Czyż sam tylko masz prawo mieć błędy a od drugich wymagać, aby byli doskonałymi? — Starajcie się łagodną i przyjacielską zachętą jedno drugie poprawić; a gdy we was gniew nurtuje, to milczcie, aż gniew przeminie, by niebacznem, gorzkiem słowem nie rozpalić piekła w domu. — Inni ludzie nie powinni wcale wiedzieć, co się u was w domu dzieje; więc nie narzekajcie jedno na drugie przed sąsiadem, ciotką albo chrzestną. — Chcesz, żono, w strapieniu wylać serce swoje i ulżyć sobie, to nie pędź do plotkarskiej sąsiadki lub dobrej przyjaciółki (że Boże zmiłuj się), ale do innego idź domu i uskarż się Temu, który najlepsze ma serce i naprawdę pomóc może, mianowicie do kościoła, gdzie w Najświętszym Sakramencie czeka na ciebie Chrystus Pan. Jemu wylej serce swoje, Jemu się użal, bo On napewno tobie pomoże. Módl się często do Boga, by u lekkomyślnego męża twego poprawę sprawił i umysłu i postępowania. U Boga niema rzeczy niemożliwej.
Abyście tedy starali się być cierpliwymi, opowiem wam, — dla przykładu, — następujące prawdziwe zdarzenie:
Pewna dobra kobieta miała męża o usposobieniu bardzo lekkiem i światowem. Ten siedzi sobie jednego razu — co się już stało jego zwyczajem — do późnej nocy w karczmie, w gronie swych kamratów od kieliszka, i opowiada, że ma żonę — najlepszą w świecie kobietę, gdyby się tylko tak wiele nie modliła. „Zaręczani“, mówi, „gdy pójdziemy tak wszyscy razem, jak tu jesteśmy, do naszego domu, rozbudzimy ją ze snu i zażądamy wieczerzy, ona bez wymówek, bez ociągania się, natychmiast ją nam przygotuje“.
„A to świetna myśl!“ krzyknęli wszyscy i cała ta kompanja nawpół pijana, wybiera się w drogę i wśród śmiechów, krzyków i hałasu ciągnie ulicą do domu owej kobiety. Tu dobijają się do drzwi i wrzeszczą, aby co prędzej na dół zeszła i przygotowała im dobrą wieczerzę.
Jak myślisz, gosposiu? Co się stało?
Tybyś gwałtownie się oburzyła i ze złością przezywałabyś ich hultajami i łajdakami — niech idą wprzód się wytrzeźwić — nakoniec drzwi byś im przed nosem zatrzasnęła,
Ta zaś dobra kobieta nosiła Jezusa w sercu, a z Nim razem Jego pokorę i cierpliwość. Z twarzą pogodną, bez szemrania, zeszła na doi, a usłyszawszy życzenie męża, niezwłocznie, nie opierając się, udała się do kuchni, aby przygotować, co miała, dla niego i jego towarzyszy, na wieczerzę. Niezadługo jedzenie stało na stole.
Grubjańscy, nieokrzesani goście, widząc taką cierpliwość, nie mogli wyjść z podziwienia i zdumienia, a mąż jej spoważniał podczas wieczerzy i zamilkł zupełnie. Głębokie wzruszenie ogarnęło jego zdziczałe serce, a gdy goście odeszli, płakał gorzko ze skruchy i z miłości i odtąd stał się nowym, lepszym człowiekiem i wzorowym chrześcijaninem — zwyciężony temi dowodami miłości i cierpliwości swej dobrej żony.
Inna historja: Pewien mąż był istnym łotrem, w rodzaju tych, co to, kiedy tylko przyjdą do domu, żonę swą poniewierają i biją, jak gdyby ona zgrzeszyła a nie on, Jednak małżonka jego nie postępowała tak, jak wiele innych w podobnych wypadkach, które na jedno słowo lub wyzwisko odpłacają się w dwójnasób — ale znosiła to wszystko w milczeniu, modliła się i pracowała. Aż pewnego dnia siedzi mąż z głową opartą na ręku, głęboko zadumany, a od czasu do czasu pogląda cicho na swą żonę. „Słuchaj żono“, nakoniec się odzywa, „ja jestem wobec ciebie szatanem, tak dalej być nie może: albo się powieszę, albo się odmienię“. I uczynił to ostatnie. Od tego czasu nie wziął do ust ani kropli wódki, wieczory spędzał w domu i zaczął żyć z żoną w zgodzie i w pokoju. Z pewnością nie doszłoby do tego, gdyby żona miała gębę szeroką i złośliwą.
Zapamiętaj to sobie dobrze i spróbuj sama postępować podobnie z szorstkim swoim małżonkiem, czy też z innym jakim burzycielem spokoju w twym domu. Może to szwagrowa, albo inna jaka krewna męża — krzywo patrzy na ciebie, hardo odpowiada, plotki roznosi albo w inny jaki sposób dotkliwie ci dokucza. Co masz wtedy czynić?
Oto słuchaj:
Do św. Chryzostoma, który był ojcem Kościoła i wielkim świętym, przyszła raz jakaś kobieta, prosząc o radę. A o jaką to radę? Może o to, jak wygrać jakiś proces, aibo w innym jakim świeckim interesie? Bynajmniej. Była to osoba, która przedewszystkiem o postęp w pobożności się troszczyła. Pytała tedy świętego biskupa, jakiby mogła spełnić dobry uczynek, któryby Bogu był bardzo przyjemny. A on jej taką dat odpowiedź: „Weź jaką biedną osobę do domu i w Imię Chrystusa miej pieczę o niej“. Pobożna niewiasta tak też uczyniła. Ale po niejakim czasie znowu przychodzi do swego duszpasterza i mówi: „Ależ ojcze! toż to przecie wcale nic wielkiego, ani osobliwego, co mi poradziłeś. Osoba, którą przyjęłam, jest tak wdzięczna, pokorna i łagodna, że to prawdziwa przyjemność wyświadczyć jej coś dobrego“. A święty ojciec Kościoła odpowiada: „Wiem, wiem o tem“. I posłał jej jakąś starą kobietę, która była tak zła, przewrotna i grubjańska, niewdzięczna i ponura, jak tylko chyba sam szatan być może. — Gdy tedy owa pobożna niewiasta, w zamian za wyświadczone dobrodziejstwa, same tylko dąsy, docinki i mrukliwe odpowiedzi w nagrodę odbierała, udała się ta zacna i poczciwa dusza znowu do swego biskupa i opowiadała mu z radością: „Teraz, Ojcze, jest dobrze, teraz spełniam dzieło, za które mi nikt nie jest wdzięczny i tylko Bóg dostatecznie nagrodzić może“.
Czy wiesz, jaka w tej historji nauka dla ciebie? Otóż, nie ojciec Kościoła, św. Chryzostom, ale Ojciec najwyższy, sam Bóg umieścił w twoim domu teściowe, bratowę albo inną jaką osobę. On znał bardzo dobrze jej przywary — może lubi ona mruczeć, lub kłuć jak jeż za najlżejszem dotknięciem. Bóg to wie, a jednak umieścił ją obok ciebie. I na co to? Bóg czyni to w tym samym zamiarze, co św. Chryzostom, posyłając w dom swej parafjance ową niesforną kobietę. I ty masz ćwiczyć się w cichości, pokorze i uległości, masz zdeptać głowę gniewowi — to znaczy twojemu własnemu gniewowi, masz być usłużna względem tych, którzy ci się niewdzięcznymi okazują, jak to Bóg wobec nas czyni — masz przez to zwić sobie piękną i szlachetną zasługę dla nieba, niby wieniec z róż wspaniałych, choć może niejednokrotnie od ich ostrych kolców palce twoje krwawić się będą i niejedna łza gorąca na nie spadnie — tem wspanialsza i bardziej promieniejąca korona twoja będzie. Czuwaj zatem nad sobą — duszo kochana — bądź łagodna i dobra względem złych ludzi, którymi cię Bóg otoczył i nie niszcz swego kosztownego dzieła niecierpliwością lub narzekaniem.
A teraz na końcu tej gawędy dołączam jeszcze dwa niewielkie dodatki:
1. Zaprowadźcie w waszym domu — jeżeli tego nie uczyniliście — zwyczaj domowego nabożeństwa. Dom chrześcijański powinien być kaplicą — małym domem bożym — a wszystko co się w nim dzieje nabożeństwem.
Jakże to zrobić?
Pracować, jeść, spać w domu, to rzecz słuszna i potrzebna i taka też wola Boża. A jednak, aby wasza praca, wasze jedzenie i spanie były miłe Bogu, należy je uświęcić pobożną modlitwą, choć krótką, ale z serca płynącą, bo modlitwa ze wszystkich waszych zajęć jest w oczach bożych najważniejszą, a dla duszy pokrzepieniem — jakby pokarmem i napojem. Módlcie się tedy rano i wieczór z nabożeństwem I skupieniem, czy to z pamięci, czy z książeczki i nie rozpoczynajcie prędzej waszych prac codziennych, ani nie kładźcie się na- spoczynek, zanim nie powiecie Bogu serdeczne „dzień dobry“, albo „dobra noc“. Także i podczas dnia, jako też i w nocy, gdy się obudzicie, oddalajcie od siebie wszystkie złe i niesforne myśli, a starajcie się o myśli dobre i święte, podnoszące serce do Boga. Dobre myśli, to pszczoły miód znoszące — złe, to osy, które tylko kłuć potrafią.
2. Nie nadużywajcie stanu małżeńskiego! Nie moja to sprawa wiele o tem mówić. Ale to wam powiadam: niejedni małżonkowie grzeszą ciężko, sami o tem nieraz nie wiedząc. Kapłan nie może tak jasno i otwarcie otem mówić na ambonie, bo w kościele znajduje się młodzież niewinna i starcy z oschłem sercem. Ani w książkach do nabożeństwa, w przygotowaniu do spowiedzi, wyraźnie o tem się nie pisze. Stąd niektórzy nie wiedzą, albo nie chcą wiedzieć, że wogóle można nadużyć stanu małżeńskiego i myślą, że tam wszystko wolno, a więc ani się z tego nie spowiadają, ani żałują, ani poprawiają, a żyją i umierają bez wszelkich skrupułów w grzechach śmiertelnych. Będzie to dla niejednego straszną niespodzianką na sądzie ostatecznym, gdy mu się tam przedstawią jako przestępstwa kryminalne niejedne sprawy, które tylko za lekką rzecz uważał. Rozpytaj się zatem lepiej jakiego sędziwego, sumiennego duszpasterza, jeżeli nie jesteś pewny, czy i w waszem małżeństwie wszystko jest w porządku. A porzuć wstyd fałszywy, abyś kiedyś, na sądzie ostatecznym, nie musiał się wstydzić tych sprośności, które teraz włóczysz z sobą.
O jednym takim grzechu chcę ci choć kilka słów powiedzieć — a jest to grzech, gdy małżonkowie, czy to przez chciwość, czy przez obawę, że nie będą mogli liczniejszej rodziny wyżywić, sami psują porządek Boży i starają się o to, aby nie mieć więcej dzieci, a mimo to nie chcą żyć w zupełnej wstrzemięźliwości. Rozważcie sobie dobrze, w jakim celu ustanowiony stan małżeński — w każdym razie nie dla rozpusty.
Niejeden żołnierz, urzędnik, niezasobny młodzieniec, lub córka wyrobnika nie mogą wstąpić do stanu małżeńskiego z powodu ubóstwa, lub trudnych warunków życia, a jednak wielu żyje w stanie wolnym uczciwie, bo przecież wiedzą, że człowiek jest człowiekiem, obrazem Boga, a nie zwierzęciem i że kiedyś stanie się równy aniołom, którzy się także nie żenią. Jeżeli więc ci żyją wstrzemięźliwie, to także małżonkowie powinni się zachowywać w swym stanie w uczciwości, a nie zniżać się do zwierząt bezrozumnych.
A kto nad sobą panować nie umie, ten pozostanie zawsze malcem źle wychowanym i nieokrzesanym, chociażby już miał siwe włosy i dzieci takie duże, jak strzelec podhalański.
Takie to moje zdanie w tej sprawie. Są ludzie — jedni chodzą w prostych siermięgach, inni w lakierkach i frakach, — którzy myślą inaczej. Ale tu chodzi głównie o to, kto będzie miał słuszność na końcu. Pismo św. wyraźnie mówi: „Kto dla ciała sieje, z ciała żąć będzie skażenie“.
Pragne Zjednoczenia wszystkich Polaków milujacych Boga i Matke Ojczyzne dla jej ratowania przed smiertelnym wrogiem. Oddajmy sie ufnie Jego opiece i prowadzeniu, wypelniajac Jego wole, a wspaniale zwyciestwo bedzie zapewnione.