Znane powiedzenie mówi, że “towar jest tyle wart, ile ktoś ci jest w stanie za niego zapłacić”. Pozornie jest to powiedzenie bardzo logiczne, ale szczególnego znaczenia nabiera ono w Polsce.
W Polsce bowiem płaci się znacznie więcej, o wiele więcej iż inni. Pokazują to dwa przykłady: stadiony i gaz. Jeśli chodzi o gaz, to pamiętamy te chwile, gdy minister gospodarki Waldemar Pawlak, jednocześnie wicepremier w rządzie PO-PSL, wyszedł na konferencję z niewidzialną trąbką, bo chciał odtrąbić swój sukces w negocjacjach z Rosją w temacie umowy gazowej. Biedaczek, nie zajarzył, że ta trąbka to był znak tego, że dał się Rosjanom zrobić w trąbę i to jak ostatnia trąba.
Bo jak inaczej można zareagować na podliczenia, że będziemy musieli kupować gazu o wiele więcej, niż będziemy w stanie zużyć i to po tak horrendalnie wysokiej cenie? Żeby pokazać te różnice to proszę, małe porównanie z Brytyjczykami. Oni za 1000 metrów sześciennych gazu w 2010 płacili 191 dolarów, a Polska średnio 336 dolarów. Jakby tego było mało, nasz ten niby sukces w negocjacjach polegał na tym, że dostaniemy najniższe stawki za tranzyt.
Mało tego, oddaliśmy rosyjskiemu Gazpromowi monopol na tranzyt do 2045 roku. Jaki to sukces, tylko zacmokać z zachwytu i zaklaskać. Ale temat umowy gazowej to jest sprawa na o wiele większy tekst a także na Trybunał Stanu, przed którym powinni stanąć Pawlak i Tusk, jako jego szef. A teraz o tym drugim (i drogim) sukcesie.
Rząd Donalda Tuska przebierał nóżkami w czasie powstawania stadionów, jak to są dumni, że one powstają, jakby to naprawdę była trudna sztuka. Tylko, że trzeba rozróżnić dwie rzeczy: zbudować stadion i zbudować stadion za horrendalną cenę. Np. taka Arena auf Schalke w Gelsenkirchen, jeden z najnowocześniejszych stadionów Europy, przy którym Stadion Narodowy wyglądać może jedynie jak ubogi krewny, kosztował 370 mln euro. Nasz bublowaty Stadion Narodowy już kosztuje miliard złotych i to jeszcze nie koniec wzrostu kosztów.
A przecież po Euro utrzymanie tego obiektu też będzie kosztować. Nic, tylko się za głowę złapać. Teraz szczerze. Jakie słowo wam przychodzi na myśl o człowieku, który płaci za wszystko więcej niż inni. Głupek? Frajer? Głupi frajer? Tak, to ostatnie oddaje najlepiej sens funkcjonowania Polski w Europie. Cieszymy się z tego, że nas tak niby lubią w Europie ale jak tu nie lubić takiego głupiego frajera, na którym można zarobić więcej niż na kimkolwiek innym i którego można doić jak ubezwłasnowolnioną krowę?
Naprawdę towar jest wart tyle, ile ktoś jest w stanie za niego zapłacić? Tak, ale tylko my jesteśmy w stanie zapłacić za coś o wiele więcej, niż wszyscy inni, bo oni są mądrzy i cwani, więc nie będą przepłacać. Przepłacanie jest możliwe tylko u nas i tyle dlatego, że dobrze nam tak być wiecznie dojoną krową, z której każdy będzie ciągnął tyle mleka, ile będzie potrzebował.
Bo póki będą na nas zarabiać krocie, to będą nas lubić. A że to nas tyle kosztuje? Cóż, jeśli nie jesteś w stanie zaskarbić sobie czyjejś sympatii, to jesteś zmuszony ją kupić. I dziw się tu potem, że na wszystko inne w Polsce brakuje pieniędzy a w budżecie dziura tak wielka, że aż z niej świszcze. Sympatia kosztuje.