Czy nie za mało mamy informacji?
Solaris Trollino 12M – fotozajezdnia.pl
Czy zdarzyło się komukolwiek nie zdążyć do autobusu, tramwaju czy trolejbusu, bo z pętli odjechał trzaskając drzwiami przed dojściem? Pojazdy transportu publicznego powinny odjeżdżać z przystanków wg rozkładu jazdy. Podobno mają prawo odjechać minutę przed czasem.
Zwykle to wygląda tak, że nawet jeśli wiemy, o której pojazd odjedzie, to i tak spieszymy się na przystanek, zwłaszcza początkowy, jeśli widzimy automobil już tam stojący, bowiem nie jesteśmy pewni, czy nasz zegarek chodzi co do sekundy. Kierowca może mieć nieprecyzyjny zegarek a ponadto może ruszyć nam sprzed nosa i możemy sobie pisać na Berdyczów.
Czasami pojazd ma włączony silnik podczas postoju na pętli (kierowca powinien go wyłączyć, jeśli planuje postój powyżej minuty, ale nie każdy przestrzega tych wytycznych), zatem nie wiadomo, czy zaraz ruszy, czy pozwoli nam spokojnie dojść do swego wehikułu. Czasami kierowca włącza silnik, sugerując nam niezwłoczny odjazd, zatem pędzimy do pojazdu, lecz okazuje się, że odjedzie planowo i to dopiero za minutkę lub dwie.
Można pośmiać się z pasażera pędzącego z plecakiem albo walizą a do tego z dzieciakami, bo czeredka domyśla się, że zaraz wóz odjedzie? Można, bo i kierowca ma ubaw, i współpasażerowie – czekający już wewnątrz – miewają wesołe miny, wspominając z rozrzewnieniem, że kiedyś także zostali wystrychnięci na dudka…
Mamy nowoczesne piękne pojazdy. Mają duże wyraźne świetlne numery określające przydział do danej linii.
Czy dużym technicznym problemem byłoby zainstalowanie systemu, który na początkowym przystanku sygnalizowałby – za ile sekund dany pojazd odjedzie?
Na minutę przed planowanym odjazdem, kierowca włączałby przycisk uruchamiający zegar. Wówczas na tablicach świetlnych, na których umieszczony jest numer danej linii, naprzemiennie byłyby wyświetlane: numer linii N oraz upływający czas. Na przykład – dwie sekundy wyświetlano by numer, dwie sekundy pozostały do odjazdu czas. Zatem po włączeniu zegara pasażerowie (dochodzący do przystanku albo tam oczekujący i z jakichkolwiek powodów jeszcze nie wsiadający) widzieliby (co sekundę) – N, 60, 59, N, N, 56, 55, N, N, 52, 51, … , 10, 09, N, N, 06, 05, N, N, 02, 01, N i w tym momencie pojazd ruszałaby w drogę. Ostatnie 5 sekund mogłoby być dodatkowo sygnalizowane impulsem dźwiękowym.
Czy komukolwiek zdarzyło się czekać na przystanku zbyt długo na przyjazd swojego pojazdu transportu miejskiego? Czekamy, czekamy a tu jadą wozy rozmaitych linii, ale nie nasz. A do tego niektóre numery widzimy 2-3 razy, co oznacza, że mamy dzisiaj wyjątkowego pecha i jesteśmy skłonni marzyć o innej linii. Wydaje się nam, że wszystkie możliwe numery już przejechały, wszystkie, ale nie nasz. Mija 5, 10, 15 minut, a naszego pojazdu nie ma – jakby ktoś robił nam na złość. Bywa, że rodzą się kolejne teorie spiskowe maści wszelakiej (a może nas ktoś wkręca?).
W końcu widzimy, że jedzie nasz pojazd, ale skoro nie jechał przez kilkanaście minut, a powinien co parę, to nie wiemy, czy to jest wóz spóźniony, czy planowany (a poprzedni z jakichś powodów nie dojechał). A jest to istotne dla oceny funkcjonowania przewoźnika, zwłaszcza gdy sytuacja powtarza się niemal codziennie i my – jako klienci – nie wiemy, czy to korki (czynnik zewnętrzny) powodują opóźnienia, czy to awarie (czynnik wewnętrzny) powodują wyłączenie taboru.
Czy dużym technicznym problemem byłoby zainstalowanie systemu, który na pośrednim przystanku sygnalizowałby aktualne spóźnienie pojazdu?
Nowoczesne pojazdy mają system podający nazwę przystanku, zatem nie jest problemem powiązać czas planowanej jazdy (według rozkładu jazdy) niezbędny na dotarcie do danego przystanku i połączenie go z zegarem? Różnica zaokrąglona do pełnej minuty to właśnie owo spóźnienie.
Przykładowo, informacja S03 podawana na tablicach świetlnych pojazdu, oznaczałaby trzyminutowe spóźnienie na danym przystanku, natomiast S00 (albo S–, jeśli dwa zera kogoś rozpraszają) oznaczałaby jazdę wg rozkładu. Gdyby kierowca zbyt szybko chciał dojechać do celu, to napis +02 oznaczałby jego nazbyt gorliwe związki z marzeniami o rajdach.
Czy komukolwiek wydawało się, że nasze pojazdy transportu publicznego momentami zbytnio sobie szarżują? Widzimy znak drogowy ograniczenia do pewnej prędkości, ale pojazd nas przemieszczający czyni to (wg nas) niepokojąco zbyt szybko?
Czy dużym technicznym problemem byłoby zainstalowanie systemu, który byłby sprzężony z prędkościomierzem, dzięki czemu na tablicach informacyjnych pojazdu byłaby widoczna ta prędkość?
Aby uniknąć cosekundowego migotania różnych liczb, czas wyświetlania danej prędkości (zaokrąglonej do pełnego kilometra) należałoby ograniczyć np. do 5 sekund.
Gdyby okazało się, że powierzchnia wyświetlacza jest zbyt mała przy nazbyt wielu informacjach, to należałoby wykorzystać naprzemienność informowania (jak to opisano przy pierwszym pomyśle) albo informacja byłaby przewijana.
W przypadku informacji przewijanej można przekazywać więcej wiadomości, np. temperaturę wewnętrzną (czasami latem jest zbyt ciepło, zimą zbyt zimno) oraz zewnętrzną, ciśnienie atmosferyczne, kursy walutowe itp., przy czym niektóre parametry byłyby przeznaczone do odczytywania wyłącznie wewnątrz pojazdu.
Czy zdarzyło się komukolwiek przyjść na pętlę środka transportu publicznego, a tam ciemno i głucho – do tego zima? Żadnego pojazdu, choć powinien jeden stać już na przystanku, zaś kolejny nieco dalej? Oczekujący już pasażerowie informują, że od dłuższego czasu nie odjechał żaden pojazd, a powinno wyjechać kilka? I co robić? Iść w ciemnościach do centrum miasta? Czekać? A wystarczyłoby postawić w obrębie pętli albo megafon, albo tablicę świetlną, która sugerowałaby nam, jakie działania przedsięwziąć – albo wzywać taksówkę lub rodzinę z autem, albo iść grupą do najbliższej dzielnicy, albo jednak czekać na przyjazd najbliższego pojazdu. A tak – zero informacji. Może uruchomić telefoniczną linię, na którą można by zadzwonić z komórki? Ale co z pasażerami bez takich urządzeń? Niech sobie kupią albo niech nadsłuchują rozmów innych pasażerów, tych co mają mobilne telefony.
Opisane propozycje zapewne byłyby przydatne również w metrze.
Podobno obywatel ma prawo do powszechnej informacji, zatem mamy z jednej strony pasażera, który chce wiedzieć możliwie dużo na każdy temat, z drugiej zaś strony mamy przewoźnika, który wielu informacji nie będzie chciał upowszechnić z mniej lub bardziej zrozumiałych powodów.
Bywa, że waleczni obywatele, którzy obalili poprzedni system pod różnymi sztandarami, po dojściu do władzy, robią co tylko się da, aby udzielać możliwie najmniej informacji innym obywatelom, którzy mają wiele pytań, a nie mogą doczekać się odpowiedzi. Nawet jeśli sądy nakazują ujawnienie danych, nasi więksi wodzowie i mniejsi przywódcy kombinują, jak nie wywiązać się z wyroków. Najczęściej decydenci mają „w głębokim poważaniu” wszelkie propozycje ludu, nawet jeśli to są sugestie rozsądne i niewymagające większych nakładów. A już nie do przyjęcia są pomysły, na które oni sami nie wpadli, a tu szary obywatel coś wymyśla i kombinuje…