Rząd wprowadza szybkie sądy dla kiboli, ale przecież to za duża armata na „takie małe muchie”.
Skoro od paru lat systematycznie maleje ilość i nasilenie wybryków chuligańskich podczas imprez sportowych, skoro tzw. zakazy stadionowe objęły zaledwie ok. 2 tys. osób w całym kraju, to pojawia się pytanie – czemu właściwie służyć ma to konkretne zaostrzenie rygorów wymiaru sprawiedliwości.
Powie ktoś – mistrzostwa Europy. OK, ale ta impreza trwa miesiąc, kibice z całego kontynentu sobie pojadą, a przepisy zostaną. Dla kogo?
Jestem przekonany, że tak naprawdę Euro 2012 było jedynie przykrywką, pretekstem do wystrugania nowego kijaszka na opozycję. Na te wszystkie antydemokratyczne marsze z pochodniami, wiece pod pałacem namiestnika, czuwania przy krzyżu.
Teraz wystarczy nagrzać sędziego i spuścić ze smyczy psy bufetowej, by wyłapać wytypowanych "wrogów demokracji" i "siewców nienawiści" i dopieprzyć im po dwa koła od łebka. Odpowiedni lokal nawet już jest – tak supernowoczesna suka zwana przewoźnym posterunkiem, której 10.04 pilnowała chyba cała kompania ucharakteryzowanych na gestapo zuchów.
Rząd najwyraźniej jest zdania, że wystarczy odrobina fizykoterapii i jasny bodziec ekonomiczny, by zniechęcić awanturników spod znaku krzyża i usunąć wstydliwe problemy z rachunkami doświadczane przez media, które są w stanie doliczyć się najwyżej co dziesiątego demonstranta. A przy okazji zrobi się odpis na TVN, bo coś biedaczka w piętkę goni i pora ją dokarmić z budżetowego cyca.