Bez kategorii
Like

Dobry czas na wywołanie powstania

18/12/2011
448 Wyświetlenia
0 Komentarze
17 minut czytania
no-cover

Organizacja jawna to taka, w której informacja – ważna informacja – krąży swobodnie pomiędzy jej wszystkimi uczestnikami.

0


 Minął niestety już dawno. I stało się to na naszych oczach. Dobry czas na wywołanie powstania minął wiosną roku 2010. Potem było już tylko gorzej. I nadal jest gorzej. Mieliśmy wszystko co to pokazania obywatelskiego nieposłuszeństwa potrzebne. Katastrofę, wypowiedź Tuska o tymże nieposłuszeństwie, którą mogliśmy machać jak cepem i tysiące ludzi na ulicach. Nie mieliśmy jednak przywódcy. Jarosław Kaczyński był całkowicie załamany, a jego współpracownicy nie mają wyobraźni politycznej za grosz, no a poza tym uważali wtedy, że można spotykać się tak po prostu z Januszem Palikotem i rozmawiać z nim o pieniądzach.

 

Potem mieliśmy serię kampanii wyborczych. Wszystkie zostały przegrane, a wina ludzi, którzy je prowadzili jest bezsporna i nie podlega dyskusji. Przegrane kampanie to także wynik tego pierwszego zaniechania, któremu poddaliśmy się wiosną i latem 2010. Już to pisałem, ale jeszcze powtórzę – zamieniliśmy świętość na publicystykę. I w tej publicystyce pluskamy się do dnia dzisiejszego. I jeszcze niektórzy poczytują sobie to za powód do dumy.

 

Po przegranych wyborach pojawiły się tysiączne wyjaśnienia tych klęsk, włącznie z najgłupszymi, które opierają się na wierze w to, że te przegrane to jakaś taktyka. To nie taktyka, to panika, a panika jest bardzo złym doradcą. Kiedy nie ma ludzi do przeprowadzenia kampanii, kiedy nie ma ludzi w ogóle, bo liczba członków PiS w takim Wrocławiu na przykład to 300 zaledwie osób, trudno realnie myśleć o sukcesie. O czymś jednak myśleć trzeba. O czym?

 

Patrząc na to z czym mamy do czynienia dziś podejrzewam, że w otoczniu Jarosława Kaczyńskiego działa spora grupa osób, którzy uprawiają socjotechnikę następującą: skoro nic nie możemy, a nie możemy i to zostało po wielokroć udowodnione, choćby nie wiem jak zaprzeczać, to spórbujmy wyprowadzić ludzi na ulicę. Pretekstów jest wystarczająco dużo. Może wtedy coś się stanie. Otóż nic się nie stanie, bo krytrium uliczne działa jedynie wtedy kiedy następuje tak zwany zbieg okoliczności sprzyjających, czyli kiedy ktoś skoordynuje różna działania dla jakiejś idei, tak by demonstracja uliczna była ich ukoronowaniem i najważniejszym medialnym wydarzeniem.

 

Dziś nic takiego się nie dzieje. PiS nie ma żadnego wpływu na aranżację wydarzeń, cała inicjatywa w tym zakresie spoczywa w rękach ludzi, którzy na pewno PiS nie sprzyjają. Odpowiadanie na ich zapotrzebowania jest glupotą dość wyrazistą i nie rozumiem jak w ogóle można się tym ekscytować. No, ale dobrze. Mieliśmy marsz, potem drugi, a pewnie jeszcze będzie trzeci. A ja się zakładam o co chcecie, że kiedy wiosną do Warszawy zjadą protestujący przedstawiciele górników, hutników, kolejarzy czy kogo tam chcecie, demonstracje te nie zostaną wsparte przez PiS. I znajdzie się po temu cała lista powodów, które zostaną nawet opublikowane w specjalnym okólniku.

 

Skuteczność działania polega na wyznaczeniu sobie celu i uporczywym doń dążeniu rozmaitymi, przeważnie ukrytymi sposobami. Przeciwskuteczność polega na tym, że wszystkie swoje posunięcia ogłasza się wszem i wobec licząc na to, że coś się stanie przypadkiem, samo z siebie i uda się zdobyć kilka medialnych punktów. Nie uda się, bo to jest niemożliwe z przyczyn zasadniczych. Ludzie, nawet bardzo patriotycznie nastawieni, wyprowadzeni na ulicę i zdeterminowani muszą kiedyś wrócić do domu. Funkcja demonstracji ulicznych została już wielokrotnie opisana i nie ma ona takiego znaczenia jak to zwykli jej przypisywać różni entuzjaści.

 

Jeśli porównamy to wszystko do walki ze smokiem, zauważymy łatwo, że posunięcia tego rodzaju służą jedynie temu by dać smokowi sposobność do zwiększonej aktywności i pożerania jeszcze większej ilości dziewic. Nie służy to bynajmniej temu, by dźgnąć go w miękkie podbrzusze jakimś hakiem. Niektórzy przez udział w zbyt wielu demonstracjach zatracili wiarę w istnienie miękkiego podbrzusza. Ono jednak jest, i nie trzeba długo szukać by je znaleźć. Kiedy przyjżymy się bliżej zbrodniom komunizmu, tym nierozliczonym, tym najgorszym, możemy trafić na pewien ślad. Po pierwsze zbrodnie te, jak na przykład w roku 1970, dokonywane były w imię racji wyższych, czyli wewnętrznych przetasowań w mafii sprawującej władzę. Zbrodnie takie obnażały bezdenną pogardę tejże mafii dla tak zwanych zwykłych ludzi. To się przecież nie mogło stać w innych okolicznościach. Oni po prostu zdecydowali, że dla ich odobistego intersu, warto trochę postrzelać w tłum. Po czymś takim w społeczeństwie nie powinno już być ani śladu wiary w tak zwanych towarzyszy. A jednak, wielu wierzyło. Władza bowiem ukrywała wszystko co dotyczyło tamtych wydarzeń, a film o nich, pod różnymi wykluczającymi prawdę warunkami, wyprodukowany został 40 lat po samych zajściach. Tak więc tak zwane relacje wewnętrzne w obozie władzy i ich prawdziwa natura powinny być przedmiotem naszych intensywnych studiów. Myślę, że w tym zakresie warto pomyśleć o jakich tajnych kompletach.

 

Do górników w kopalni „Wujek” strzelano, bo reprezentowali najbardziej zwartą i potencjalnie niebezpieczną dla władzy grupę w środowisku zwanym klasą robotniczą. Trzeba było tych wszystkich, mocno przecież zdeterminowanych i silnych ludzi przestraszyć. I to się udało. Ciężar tej zbrodni jest wielki, ale można o niej mówić od dawna. I my o tym mówimy, a Toyah to nawet ma na tym tle jakąś obsesję. Mówić można, ale skazać Kiszczaka nie można. I to jest clou. Miast procesu macie gadanie o procesie. Macie film Kuca i inne gażdety, które pozwolą wam myśleć o tym jak bezwględna potrafi być władza. Zbrodnia w „Wujku” ma z punktu widzenia propagandowego mniejszy kaliber, bo jak sądzę, od początku była obliczona na to by służyć propagandzie i straszyć. Zbrodnia na wybrzeżu to coś znacznie bardziej poważnego, bo mówi nam ona o relacjach w mafii, a nie tylko o relacjach mafia – poddani. Ktoś powie, że zbrodnia to zbrodnia i nie ma co dzielić włosa na czworo. Może tak, może nie.

 

Mamy jeszcze szereg innych zbrodni, które moim zdaniem są najważniejsze. Chodzi mi o zbrodnie dokonane na księżach. Ich istota jest wprost upiorna, a to z dwóch względów. Chodziło o zastraszenie jedynej grupy ludzi, którzy mogli przemawiać do ludzi, poza kanałami dystrybucji informacji kontrolowanymi przez władzę, chodziło także o to, by pokazać ludziom, że o żadnej komunikacji pomiędzy nimi bez udziału władzy nie może być mowy. Taki był sens zbrodni na księdzu Popiełuszce i innych księżach. To moje zdanie i można się z nim nie zgadzać.

 

Mamy też dzień dzisiejszy i sposoby komunikowania się pomiedzy ludźmi, nieco bardziej skomplikowane niż dawniej, ale wcale nie atk bardzo. Żeby zbadać ich istotę, przypomnijmy jakie jest najważniejsze różnice pomiędzy organizacją jawną o tajną. Otóż organizacja tajna to nie taka bynajmniej organizacja, o której nic nie wiadomo. Przeciwnie, o wielu organizacjach tajnych wiadomo wiele, poza tym oczywiście jak układają się relacje wewnątrz tych struktur. Te zaś opierają się na obiegu informacji. W organizacji tajnej informacje płyną z góry na dół i nie są dyskutowane. Nie mogą być, bo organizacja straciłaby swój charakter, a przez to zmieniłby się jej cel. W organizacji tajnej nie istnieje komunikacja pozioma. Komunizm i to co było po nim, wliczając w to czasy obecne to próba zablokowania przesyłania informacji w strukturach poziomych, lub – jeśli się to nie udaje – takie ich zafałszowanie by straciły one znaczenie i moc. Kiedy mamy tak opisany cel i wszelkie narzędzia by go realizować, a tu nagle pojawia się jakiś Popiełuszko, co gada z robotnikami zamiast uważać ich za nawóz, to sprawa jest jasna i już wiadomo co trzeba zrobić.

 

Organizacja jawna to taka, w której informacja – ważna informacja – krąży swobodnie pomiędzy jej wszystkimi uczestnikami. Społeczeństwo średniowieczne podobnie jak demokracja ateńska były organizacjami jawnymi. III republika francuska i państwo zwane ZSRR to organizacje tajne. Mam nadzieję, że wyjaśniełem to w sposób czytelny. Być może – republika nowożytna jako pewna idea to właśnie organizacja tajna, ale ja nie mogę tego udowodnić, bo nie mam stosownego warsztatu, mogę tylko polegać na swoich intuicjach.

 

Wracajmy do naszych demonstracji. Jeśli mamy do czynienia z organizacją, która posiada cechy organizacji tajnej nie możemy zwalczać jej stosując jej metody, bo one są przez tamtych lepiej opanowane. Nie możemy zakładać własnej tajnej organizacji złożonej z przekonanych i zdeterminowanych, ale dużo słabszej, bo zostanie ona wchłonięta przez przeciwnika po kawałku, po sztuce, że się tak wyraże. Nie ma bowiem ludzi tak zdeterminowanych i tak przekonanych, by się ich nie dało przekupić. Potrzeba więc innych sposobów. Jawnych, rozpoczynających się od swobodnego obiegu ważnych informacji.

 

Wrócę na chwilę do tego nieszczęsnego spotkania z działaczami Solidarności Walczącej w Błoniu, na którym byłem ostatnio. Pan z tej organizacji, jakże zasłużonej, opowiadał długo o patriotyzmie, o tym że należy młodzież uczyć tego patriotyzmu. I pokazywał przy tym kartki z wydrukowaną listą ofiar stanu wojennego. Pomyślałem, że fajnie byłoby wydać jakoś te biogramy i wręczać je ludziom lub sprzedawać po jakimś groszu od sztuki, byle nie po 90 złotych jak to się przydażyło księdze smoleńskiej. Pytam go więc dlaczego tego nie wydali. I on, ze wzrokiem jasnym i czystym, mówi mi, że oni od dawna już wydają różne patriotyczne periodyki i cały czas się nosili z wydaniem tej księgi. I chcieli to zrobić nawet w grudniu, teraz właśnie, w nakładzie 10 tysięcy. I furt, patrzecie Państwo, nie udało się. Kasy zabrakło. I już, już miałego go zapytać dlaczego nie wydali 3 tysięcy, ale pani Chmielowska zabrała mikrofon i zaczęła opowiadać o tych trudnych latach pełnych nadziei.

 

A w Legnicy ponoć wystawiają w teatrze sztukę o Henryce Krzywonos. Naprawdę. Pointy dzisiejszego tekstu nie będzie. Będzie tylko ostrzeżenie – jak mi ktoś zarzuci, że mieszam porządki to go wyrzucę, ale zanim to zrobię, poproszę go by jeszcze raz przeczytał ten tekst.

 

Moje książki można już kupić w Warszawie w księgarni Tarabuk przy ulicy Browarnej 6, a także w sklepie Foto-Mag przy Alei KEN 83 lok.U-03, tuż przy wyjściu z metra Stokłosy, naprzeciwko drogerii Rossman. Można je też kupić w księgarni "U Iwony" w Błoniu oraz w księgarniach w Milanówku po obydwu stronach torów kolejowych, a także w tymże Milanówku w galerii "U artystek". Aha i jeszcze w galerii "Dziupla" w Błoniu przy Jana Pawła II 1B czyli w budynku centrum kultury. Cały czas zaś są one dostępne na stronie www.coryllus.pl.  Zapraszam. Uwaga! Atrapia i Toyah dostępne są jedynie w sklepie Foto-Mag, bo tak i już. Może kiedyś będą także gdzie indziej, ale na razie ich tam nie ma. Jeśli ktoś z szanownych czytelników chce otrzymać książki przed gwiazdką powinien się spieszyć. Usprawniłem co prawda znacznie wysyłkę, ale przesyłek jest sporo i mogę nie nadążyć.

0

coryllus

swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy

510 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758