Wkrótce swoją premierę będzie miał film „The way back” (pol. „Niepokonani”) w reż. Petera Weira, opowiadający o jednej z najbardziej brawurowych ucieczek z sowieckiego GUŁAG-u. Mimo informacji, iż fabuła oparta jest na prawdziwych wydarzeniach, opisanych w książce „Długi marsz” przez Sławomira Rawicza, żołnierza armii Andersa, dziś już wiadomo, że Rawicz z żadnego łagru nie uciekł. Co prawda sam był więźniem, jednak został wypuszczony na mocy „amnestii”; późniejsze badania wskazują, iż historię zapożyczył najprawdopodobniej od swego polskiego sąsiada z Nottingham. Niechlubna konfabulacja autora nie zmienia w ostatecznym rozrachunku wymowy książki, będącej zdaniem Zbigniewa Stańczyka, polskiego historyka z Instytutu Hoovera na Uniwersytecie Stanforda, swoistym hołdem złożonym setkom tysięcy Polaków, wywiezionych na Sybir w latach 1939-1941. Ogromny sukces, jakim jest wprowadzenie tego tematu […]
Wkrótce swoją premierę będzie miał film „The way back” (pol. „Niepokonani”) w reż. Petera Weira, opowiadający o jednej z najbardziej brawurowych ucieczek z sowieckiego GUŁAG-u.
Mimo informacji, iż fabuła oparta jest na prawdziwych wydarzeniach, opisanych w książce „Długi marsz” przez Sławomira Rawicza, żołnierza armii Andersa, dziś już wiadomo, że Rawicz z żadnego łagru nie uciekł. Co prawda sam był więźniem, jednak został wypuszczony na mocy „amnestii”; późniejsze badania wskazują, iż historię zapożyczył najprawdopodobniej od swego polskiego sąsiada z Nottingham. Niechlubna konfabulacja autora nie zmienia w ostatecznym rozrachunku wymowy książki, będącej zdaniem Zbigniewa Stańczyka, polskiego historyka z Instytutu Hoovera na Uniwersytecie Stanforda, swoistym hołdem złożonym setkom tysięcy Polaków, wywiezionych na Sybir w latach 1939-1941.
Ogromny sukces, jakim jest wprowadzenie tego tematu do Hollywood i na szerokie wody światowej kinematografii, którego skutkiem może być zaistnienie w powszechnej świadomości sadyzmu Stalina i odczłowieczenia komunizmu, zostaje natychmiast, jeszcze w przedbiegach, spostponowany i wyszydzony przez niezawodną w takich przypadkach Gazetę Wyborczą. Rafał Zasuń: „Doczekaliśmy się opowieści o naszym własnym baronie Munchhausenie. On wyciągnął się za włosy z bagna, a nasi bohaterowie zdobyli trudną górską przełęcz, przywiązując kawałek drutu do kamienia. (…) Na forach internetowych większość czytelników bez zmrużenia oka wierzy w opowieści Glińskiego i cieszy się z filmu Petera Weira. Co takiego tkwi w naszym narodzie, ze jesteśmy w stanie uwierzyć w ewidentną bajkę, byle tylko przedstawiano nas jako bohaterów?”. Koniec cytatu.
Otóż – tu kieruję słowo do luksusowego dziennikarza Zasunia – odpowiedź na zadane pytanie jest tylko jedna. Polacy, ciesząc się z zapowiedzi tego filmu zachowują się jak normalni ludzie, dumni ze swojej polskości i polskiej historii. Cieszą się tak samo jak choćby Amerykanie, oglądający od dziesiątków lat filmy o swoich bohaterskich chłopcach czy Niemcy ekranizujący historię Sophie Scholl i robiący filmy dające im nadzieję, że nie wszyscy się ześwinili nazimem. Doskonale tymczasem wiadomo, że Gazeta Wyborcza wypchana jest "bezpańskimi" kosmopolitami jak keks rodzynkami. Zawsze mnie w takich chwilach zastanawia, skąd w pracownikach z Czerskiej jest tyle nienawiści i jadu wobec ludzi, widzących polskość inaczej, niż przez pryzmat katolskiej dewocji, poczucia winy za wszystko i antysemityzmu wysysanego z mlekiem matki? Skąd biorą się tam tak cyniczni cyngle jak imć Zasuń, gówniarze gotowi wyszydzić – wbrew elementarnej uczciwości – jakże naturalny odruch każdego człowieka, cieszącego się z sukcesu „swoich”?
Niczego przecież nie zmienia fakt, że autor „Długiego marszu” komuś niechlubnie zwinął temat. Oczywistym jest wywózka milionów Polaków na Sybir i do Azji Centralnej tylko z powodu ich narodowości oraz celowa ich fizyczna eksterminacja. Oczywiste są bohaterskie ucieczki z łagrów i bohaterstwo w samych łagrach, zawarte w wspomnieniach świadków i dokumentach. Po wszystkich – opisanych choćby przez Domosławskiego – dowodach na bezczelne kofabulacje naczelnego autorytetu różowego salonu, "mistrza reportażu" Ryszarda Kapuścińskiego, po awanturze ze Szczypiorskim doprawdy skrajną głupotą graniczącą z bezczelnością jest zarzucanie braku 100% realizmu w książce Rawicza i filmie Weira! Chętnie zobaczyłbym komentarz Rafała Zasunia do radości i dumy, jaką wzbudził u amerykańskich (i nie tylko) Żydów Tarantino swoimi całkowicie zmyślonymi „Bękartami wojny”. Ciekaw jestem, czy Niemcom po premierze „Walkirii” Toma Cruise ów szyderczy cyngielek również odbierał dumę z bohaterskiej postawy von Stauffenberga, modelowego przecież antysemity, uważającego Polaków za motłoch*? Czy równie denerwował go niemiecki zachwyt nad kobieciarzem i hazardzistą Oskarem Schindlerem?
Jestem pewien, że „tamta” duma narodowa Zasuniowi i reszcie jego współplemieńców z Wyborczej nie przeszkadza. Ich uwiera tylko polski patriotyzm i polska duma. Ich uwiera, gdy gdziekolwiek Polak przedstawiany jest inaczej niż jako dziewczynka pokazująca gest podrzynania gardła Żydom wywożonym do Auschwitz w „Liście Schindlera”. Patrząc na klakę, jaką Czerska od dekady robi wybitnie słabemu pisarstwu Jana T. Grossa, mającego najwyraźniej diagnozowalną psychiatrycznie obsesję nt. Polaków – nie dziwi mnie już nic. Szkoda tylko, że gazetowyborczy-rafały-zasunie nie spotykają się ze stanowczą reakcją opinii publicznej. Cóż, wychowali sobie całkiem pokaźną „familię” polieznych idiotow, gotowych łyknąć bez mrugnięcia okiem każdą ohydę, byleby wyśmiać własne gniazdo i własne korzenie.
A może nie własne…?
* * *
Na koniec – wbrew twierdzeniom michnikowszczyzny, jakoby człowiek nie był w stanie przebyć dystansu z Jakucji do Kalkuty w ciągu 12 miesięcy, trzech polskich podróżników w zeszłym roku podjęło się tego zadania.
Trasę przebyli w ciągu pół roku…
* von Stauffenberg w liście do żony (1939): „Ludność to niesłychany motłoch, tak wielu Żydów i mieszańców. To lud, który czuje się dobrze tylko pod batem. Tysiące jeńców wojennych posłuży nam dobrze w pracach rolniczych.”