Przyczyna, dla której rozmaite nacje nie lubią Polaków jest głęboko ukryta
Przyczyna, dla której rozmaite nacje nie lubią Polaków jest głęboko ukryta i wiąże się nie z naszym narodowym charakterem wcale, nie z tym, że Zenek się upił i dał komuś z liścia na przyjęciu w Pradze i także nie z tym, że nie potrafimy posprzątać swoich podwórek. Niechęć owa, deklarowana głównie w Rosji i w Niemczech, a także w krajach którym niemiecki i rosyjski styl odpowiada, na przykład w Czechach, powodowana jest czymś innym zgoła. Czymś ukrytym.
Wiek XX i XXI to stulecia postępu. Nie postępu rozumianego jako rozwój technologii, nie postępu przekształcającego świat i zagospodarowującego prerie, stepy i dżungle. Wiek XX i XXI to lata postępu społecznego. Dominującym zaś przekazem propagandowym, w który wsłuchujemy się do końca XIX wieku, jest przekaz marksistowski przerabiany w tysiącznych kopiach na wiersze, obrazy, filmy i muzykę. O cóż chodzi? O wyzwolenie rzecz jasna. O wyzwolenie człowieka z poddaństwa, z przesądów, spod władzy Kościoła, o podarowanie mu jakiejś własności i uczynienie go szczęśliwszym. Bo nie całkiem szczęśliwym przecież. W wielkich przemianach XX wieku, które przeorały nasz kontynent, wszystkie prawie narody brały entuzjastyczny udział, kładąc sobie na sztandar owe marksistowskie hasła i niosąc je wysoko. Wszyscy, absolutnie wszyscy w Europie umoczeni zostali jeśli nie w nazizm, który był złem to w komunizm, który był złem postrzeganym jako dobro. Wśród jednej tylko nacji zachowała się spora grupa osób, niezależnych finansowo i intelektualnie od marksistowskiej i nazistowskiej zarazy. Tą grupą było polskie ziemiaństwo. To właśnie ludzie wychowani w poczuciu odpowiedzialności za ziemię, za innych ludzi, za kraj, za własność po prostu byli największymi przeciwnikami nowego ładu. Trzeba było ich więc zlikwidować. Tak się jednak składało, że atrakcyjność kultury jaką tworzyli była bezwzględna i imponowała każdemu. Nie można było więc pozwolić sobie na likwidację bezwzględną i gwałtowną. Przebiegała więc ona etapami.
Tworzące się po I wojnie nowe państwo Polskie, uległo złudzeniu, bardzo poważnemu i obfitującemu w konsekwencje. Wydawało się władzom tego państwa, że można oprzeć jego struktury na nowej całkiem i nie sprawdzonej jeszcze w praktyce kaście urzędników. Państwo to karmiło się także złudzeniem jeszcze większym, takim mianowicie, że przywiąże do swojej idei mniejszości nie mówiące po polsku, a uczyni to właśnie kosztem klasy posiadaczy. Trzecim złudzeniem, które zgubiło II RP było zlekceważenie aspiracji bogatych Żydów. Ludzie ci jako jedyni chyba spośród mniejszości chcieli naprawdę stać się Polakami. Chcieli tego w przeciwieństwie do białoruskich i ukraińskich chłopów, którym istnienie bądź nieistnienie Polski było dalece obojętne.
II RP była państwem powstającym wbrew wszystkim i wszystkiemu. Nikt poza Polakami jej nie chciał, w najlepszym razie kraj ten mógł liczyć na życzliwą obojętność światowych potęg. Aby go utrzymać należało z całej mocy związać siły polityczne z klasą posiadającą wszystkich możliwych wyznań oraz z Kościołem. I nie mówcie mi, że było to niemożliwe. Jeśli są środki i wola, wszystko jest możliwe. Władze II RP uwierzyły jednak w socjalistyczną utopie, w tak zwaną nowoczesność. Przy niechęci lub obojętności mocarstw oraz wrogości sąsiadów musiało się to skończyć osłabieniem kraju i jego klęską. To co pojawiło się zamiast II RP po wojnie było już tylko konsekwencją dawnych błędów i zaniechań. Nie było już klasy posiadaczy, ale pozostało po niej miejsce. Miejsce niczym wyrzut sumienia, które od siedemdziesięciu lat ktoś próbuje bezskutecznie zająć, udając, że nic się nie stało, że tradycja sprzed roku 1918 jest nadal żywa, że nikt nie zginął, że nie było umotywowanej prawnie grabieży. Tymi złudzeniami karmią nas socjaliści i komuniści oraz liberałowie różnych wyznań. My zaś pozbawieni własności, pozbawieni elity i tradycji skupiamy na sobie ich niechęć, a czasem nienawiść tak samo jak dawniej „polscy obszarnicy”. Dzieje się tak, bo pamiętamy cały czas przeszłość, bo nie przerobiono nas jeszcze, mimo starań, na jakiś jogurt marchewkowy, bo ciągle jest Kościół, do którego większość z nas chodzi co niedziela. Bo nie pasujemy do marksistowskiej narracji, która jest ciągle żywa i ciągle wzywa do uwalniania kolejnych grup rzekomo uciśnionych. Polacy to ludzie z dawniejszej epoki po prostu, ludzie którzy nie dali się wziąć na plewy socjalizmu i musiano ich przez to okraść oraz pozabijać wielu z nich, żeby przekonać resztę, że socjalizm to jednak pokój i szczęście. Ci co pozostali jednak dalej wiedzą swoje i wcale nie entuzjazmują się żywym ciągle marksistowskim porządkiem. Nie chcą go, nie bawi ich to i nie widzą w tym nic sensownego. Widzą jedynie przygotowania do kolejnego wielkiego rabunku.
Trwające od 20 lat wmawianie Polakom, że mieszkanie kupione na kredyt spłacany przez 50 lat to szczyt szczęścia, a praca na zmywaku to znakomity sposób na życie i karierę nie odnosi pożądanego skutku. Wielu w to wierzy, ale wielu kpi z tego. Grozi to oczywiście tym, że znowu zaczną do nas strzelać, albo spróbują zabrać nam te mieszkania kupione w kredycie. Bo okaże się po raz kolejny, że nie rozumiemy nowych czasów. Żeby nas zmiękczyć i pokazać jacy naprawdę jesteśmy zrobią kilka „odbrązawiających” filmów i wydadzą kilka książek, które napiszą ludzie tacy jak Gross. Nie możemy się nabierać na te plewy i wierzyć, że ta rzekomo chodząca po gościńcach twórczość, pokazuje prawdziwych Polaków. Prawdziwi Polacy żyli przed rokiem 1918, przed 1939 było ich już dużo mniej, a teraz zostało po nich tylko puste miejsce, jak wyrzut sumienia. Miejsce, którego nikt nie może na dłużej zająć. Kim byli Ci dawniejsi Polacy? Piszę o nich w książce pod tytułem „Baśń jak niedźwiedź. Polskie historie” dostępnej na stronie www.coryllus.pl. Żeby zaś uzmysłowić wam to jeszcze bardziej zadam zagadkę, na którą z miejsca udzielę odpowiedzi. Czy wiecie kto założył port rzeczny w mieście Manaus nad Amazonką? Nie wiecie. Bo wam tego nikt nie powie. Zrobił to Bronisław Rymkiewicz, kolega Wojciecha Kossaka. Największy kauczukowy potentat na świecie, którego nazwisko celowo zostało zapomniane. Nie ma go, nie istnieje w podręcznikach, w filmach, książkach. Zamiast niego epokę kauczukowego boomu nad Amazonką opowiada się za pomocą postaci fikcyjnych, postaci z wywodzących się z innych kręgów kulturowych i krajów. Z krajów, które nie sprzedają pamięci po swoich bohaterach za miejsce na zmywaku. Takich postaci jest więcej. Niepokojąco dużo i tego nikt nam, ich spadkobiercom zapomnieć, ani wybaczyć nie może. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy