To, o czym traktuje niniejszy wpis, jest dla wielu z Nas oczywiste. Mimo to myślę, że należy przypominać o tym jak najczęściej, gdyż jest to nasze "wyznanie wiary", choć trafniejsze wydaje się sforumułowanie "wyznanie niewiary", niewiary w to, że państwo polskie może prowadzić niezależną politykę, może i umie zadbać o własne elity, bronić swego interesu oraz honoru. Mowa oczywiście o 10 kwietnia. Tego dnia wraz z Tupolewem w lesie smoleńskm runęło jeszcze coś – przekonanie, że – zwłaszcza w naszej nadwiślańskiej krainie – prowadzimy żywot daleki od wszelkich dziejowych burz, przemian i procesów. Runął mit, że "nasza chata z kraja". Po dwudziestu latach tłamszenia się w wewnętrznym kokoniku, grabienia majątku przez polityków, kłótni na górze i na dole – runął […]
To, o czym traktuje niniejszy wpis, jest dla wielu z Nas oczywiste. Mimo to myślę, że należy przypominać o tym jak najczęściej, gdyż jest to nasze "wyznanie wiary", choć trafniejsze wydaje się sforumułowanie "wyznanie niewiary", niewiary w to, że państwo polskie może prowadzić niezależną politykę, może i umie zadbać o własne elity, bronić swego interesu oraz honoru.
Mowa oczywiście o 10 kwietnia. Tego dnia wraz z Tupolewem w lesie smoleńskm runęło jeszcze coś – przekonanie, że – zwłaszcza w naszej nadwiślańskiej krainie – prowadzimy żywot daleki od wszelkich dziejowych burz, przemian i procesów. Runął mit, że "nasza chata z kraja". Po dwudziestu latach tłamszenia się w wewnętrznym kokoniku, grabienia majątku przez polityków, kłótni na górze i na dole – runął nasz wewnętrzny spokój.
W ciągu jednego dnia okazało się jakże fałszywe są – do tej pory zresztą serwowane przez niektórych – wersje rzeczywistości, w której "już o nic nie chodzi", w której nastąpił "koniec historii", "upadek wielkich narracji", w której nikt z nikim nie zamierza prowadzić wojen, a błyszczące jak neony barów mc donald’s słówka "nowoczesność" i "postęp" powinny być jedyną miarą jaką przykładamy do rzeczywistości.
Nagle naród polski stanął w heideggerowskim "prześwicie" uświadamiając sobie własną egzystencję oraz to, że wszystko może runąć jak domek z kart, że stabilność to tylko złudzenie i że ostatecznie z rzeczywistością musimy się zmierzyć sami. Stanąć z nią twarzą w twarz i co najważniejsze, podejmować decyzje trudne, ryzykowne i z ogromnym ciężarem odpowiedzialności.
Mniejsza o to, dlaczego Polacy sądzili, że doszli do kresu, w którym nic ich nie czeka poza coraz bardziej obfitym wypasaniem się na unijnym pastwisku. To błędne przekonanie było z mozołem wciskane nam przez całe 20 lat. Tłumaczono, grożono i błagano by odłożyć na bok pamięć o własnej historii, o tym skąd przyszliśmy i skupić się na jedynym punkcie dojścia – integracji z bogatszymi kolegami. Przekonywano, że po tym jedynym wykonanym kroku nic nas więcej nie czeka, a po latach wojen, powstań, okrucieństwa i biedy – stabilizacja będzie wymarzonym rajem zbudowanym jak posąg ze spiżu. To przekonanie jest błędne – ale zostawmy je.
10 kwietnia przyszedł czas próby przede wszystkim dla Donalda Tuska. Ten, zbudowany na nowoczesnych akcjach marketingowych, sklejony z badań opinii publicznej, polityk nagle stanął oko w oko z polityką najcięższego kalibru – naznaczoną śmiercią, niepewnością i Obcym. Obcym, którego się boimy i baliśmy od zawsze.
Tusk zawiódł i tak naprawdę on i tylko on jest odpowiedzialny za to, że dziś Polska jest podzielona jak nigdy dotąd. To wcale nie "ogarnięty paranoją" Jarosław Kaczyński zaszczepił wśród ludzi groźnego wirusa nieufności. Zrobił to Tusk.
Oddanie czarnych skrzynek prezydenckiego Tupolewa w ręce Rosjan, zgoda na to by "śledztwem" zajęła się komisja de facto w pełni zależna od jednej ze stron postępowania, zgoda na to by wrak samolotu – jeden z najważniejszych dowodów w sprawie – został zniszczony, pocięty na kawałki – pokazuje, że Tusk być może świadomie, być może z lęku przed stroną rosyjską przyjął postawę wycofaną, uległą i spolegliwą.
Na nic tłumaczenia "racjonalizatorów", które jak rzeka zaczęły się wylewać z telewizora, zaczęły krzyczeć z portali informacyjnych. Na nic twierdzenia "na zdrowy rozum" próbujące przekonać nas, że nic naprawdę mrocznego tam się nie stało, że nikt nie pomógł samolotowi spaść… Abstrahując już od tego, czy rzeczywiście nie było motywu dla zbrodni na Prezydencie Polski, czy też nie było możliwości stworzenia sztucznej mgły – Tusk zawiódł dlatego, że NIE DAŁ NAM POWODU BY SĄDZIĆ, ŻE GDYBY RZECZYWIŚCIE DOSZŁO DO ZAMACHU, ZACHOWAŁBY SIĘ INACZEJ. Wręcz przeciwnie – MAMY POWODY SĄDZIĆ, ŻE ZACHOWAŁBY SIĘ DOKŁADNIE TAK SAMO.
Tusk zachwiał naszą wiarą w podstawy państwa, w niezależny byt tego tworu jakim jest Rzeczpospolita Polska. Na chwilę pozwolił zajrzeć za kulisy, gdzie okazało się, że w momencie konfrontacji nasze elity nie mają wystarczającej siły a może i chęci by taką konfrontację podjąć. Tusk pozwolił nam zwątpić w nasze bezpieczeństwo. Cóż z tego, że jesteśmy państwem należącym do NATO – ba nawet ś.p. generał Gągor, który zginął w Tupolewie miał za kilka miesięcy objąć dowództwo wojsk Sojuszu, cóż z tego, skoro w naprawdę trudnym momencie nie mamy odwagi by wyegzekwoać pomoc ze strony sojuszników?
Na nic tłumaczenia, że inaczej postępować nie było można. Nikt przy zdrowych zmysłach nie może sobie wyobrazić, by tak wyglądało śledztwo, gdyby na pokładzie samolotu leciała np Kanclerz Niemiec.
Czy mamy po raz kolejny jako "małe polaczki" skulić uszy po sobie?
10 kwietnia rozbił nasz spokój wewnętrzny, polskie "jakoś to będzie" – nawet jeśli za tragedią z brzozowego lasu Smoleńska nie stoją mroczne siły spisku – to dotarlo do nas, że Polska jest jak bezbronna i słaba owieczka, w świecie pełnym wilków i burz. Tylko od nas zależy, co zrobimy z tą świadmością. Jeśli nic – być może okaże się, że następnym razem stracimy nie tylko elity, ale i niepodległość.