?Dlaczego świat się zatrzymał?? Znowu…
16/11/2012
468 Wyświetlenia
0 Komentarze
19 minut czytania
Czy miał rację mój śp. teść (prof. nauk technicznych) gdy w rozmowie z moim synem zastanawiał się dlaczego brak jest nowych przełomowych wynalazków, czyżby „człowiek już wszystko odkrył”?
Polecam mój wywiad na ten temat z redaktor Małgorzatą Goss:
Bezproduktywność społeczeństwa lemingów
ND: – Grecja pod komisarycznym zarządem, w Hiszpanii masowe bezrobocie, fala samobójstw we Włoszech. W odpowiedzi Bruksela przedstawia kolejne plany antykryzysowe, a z mediów leje się propaganda na rzecz scedowania reszty narodowych kompetencji do europejskiego centrum. Co się właściwie dzieje w Unii Europejskiej?
CM: – Relacje w świecie zachodnim na naszych oczach przekształcają się z partnerstwa w relacje neokolonialne. Niemniej skuteczność procesu przejęcia kontroli przez centrum wymaga uprzedniego przekształcenia obywateli w „stado lemingów”, do czego konieczne jest oddziaływanie medialne. Dlatego grupy decyzyjne zmierzają do przechwycenia mediów przy pomocy władzy i kapitału, a następnie – wtłaczania ludziom przeświadczenia, o ich współodpowiedzialności za decyzje elitarnych gremiów, na które w rzeczywistości obywatele nie mają żadnego wpływu. U podstaw tej taktyki tkwi założenie, że ludzie, którzy zostali przekonani za pomocą medialnego sterowania do danych wyborów, będą ich później bronili jak własnych, nawet jeśli są dla nich szkodliwe.
ND: – Jakie są skutki tego „prania mózgów”?
CM: -Proces „ulemingowienia” obywateli powoduje, iż obywatel staje się posłusznym narzędziem, nie analizującym i pozbawionym racjonalności. A zatem, najpierw edukujemy ludzi, żeby umieli czytać, ale później wbijamy im do głowy propagandowe absurdy i uczymy bezkrytycznie przyjmować to, co im się powie. Ma to ten negatywny aspekt, że całe dobrodziejstwo wzrostu produktywności, którego źródłem jest edukacja i wiedza społeczeństw, podlega zniwelowaniu. W efekcie wracamy do sytuacji sprzed XIX wieku i przełomu jakim było upowszechnienie edukacji, i w następstwie – wybuch rewolucji naukowo-technicznej. Proces poszerzania spectrum wiedzy i rozwoju innowacyjności wyraźnie uległ zahamowaniu. Gdyż z powrotem tylko ułamek społeczeństwa posiada wiedzę na temat realnie zachodzących procesów, a reszta podlegająca antyedukacji jest w efekcie niezdolna do kreatywnej innowacyjności i jej wysiłek staje się błędnie ukierunkowany.
ND: Jak to odbija się na gospodarce?
CM: – To by wyjaśniało, dlaczego świat tzw. frontierów, tj. krajów wysokorozwiniętych, według najnowszych badań, zatrzymał się pod względem wzrostu produktywności. Otóż w poprzednich wiekach wiedza służyła dobru ogólnemu. Dzięki genialnym pomysłom wynalazców następował wzrost służący wszystkim. O ile przez wieki tempo przemieszczania się ludzi było równoznaczne z tempem konia, i nie można było tego przeskoczyć, to wynalazczy boom na przełomie XIX/XX w., w krótkim czasie sprawił, że ruszyły pociągi ciągnione przez parowozy, nastąpiła motoryzacja, wzniosły się w niebo samoloty. Tymczasem dzisiaj – o dziwo, wzrost prędkości poruszania się stanął w miejscu! Coraz dłuższych stoimy korkach i nie rozwiązujemy tego problemu! Przeciwnie, cofamy się pod tym względem. Coś się zacięło. Prędkość samolotu od 50 lat nie wzrasta. Ba, problem z kosztami paliwa sprawia, iż Boeingi latają wolniej niż pół wieku temu. Gwałtowne przyspieszenie, jakie miało miejsce po II wojnie światowej, było związane z tym, że uwolnione zostały olbrzymie zasoby wiedzy, która pozostawała niewykorzystywana w okresie wojny. Drugi przełom stanowiła informatyzacja lat 90-tych, czyli uwolnienie możliwości związane z zakończeniem zimnej wojny. Jednak dzisiaj tamte impulsy już nie dają dodatkowych efektów w postaci wzrostu produktywności, potrzebny jest nowy przełom. Badania R. Gordona z Uniwersytetu Northwestern pokazują, że gdyby wyeliminować wszystkie elementy, które w sposób nadzwyczajny i tymczasowy oddziaływują na produktywność, to w krajach wysokorozwiniętych wzrost nie przekraczałby 0,2 proc. PKB, a więc byłby na takim poziomie jak w Anglii i świecie przed paroma wiekami. Coś się stało. Cofamy się. Dlaczego? Otóż moim zdaniem poprzednie sukcesy miały swoje źródło w upowszechnieniu wiedzy i oparciu jej na prawdzie, na chrześcijaństwie. Tymczasem obecna antyedukacja nie jest oparta na prawdzie, lecz na mieszaniu w głowach, a dostęp do prawdziwej wiedzy został zarezerwowany dla elit, a więc wróciliśmy do elitarności dawnych czasów z analogicznym wpływem na procesy innowacyjności.
ND: – Jakie to nadzwyczajne elementy sztucznie podnoszą współczesną produktywność?
CM: – Wg Gordona właśnie elitarność edukacji, droga energia, załamanie demograficzne, nierówności społeczne i proces globalizacji, delewarowanie gospodarki. Koszty energii zawyża tzw. walka z ociepleniem klimatu. Ten fałszywie postawiony cel oparty nie na prawdzie naukowej i chęci pomocy dla najbiedniejszych, lecz na ideologii ekologicznej, generuje olbrzymie koszty. Inny przykład sztucznego podnoszenia produktywności związany jest ze spadkiem liczby dzieci. Otóż kobiety, które z natury powinny zajmować się dziećmi, zostały włączone do produkcji. Na razie pracują, zwiększając produktywność, ale gdy przejdą na emeryturę, okaże się, że nie ma młodego pokolenia, które mogłoby zastąpić pokolenie rodziców. Jest to zatem czynnik chwilowo tylko podnoszący produktywność, który za chwilę zniknie pozostawiając destrukcyjne skutki. Okazuje się, że jeśli te wszystkie nadzwyczajne, chwilowe czynniki wzrostu produktywności wyłączyć, to produktywność zachodu wróci do poziomu sprzed rewolucji naukowo-technicznej. Ów proces z natury musi mieć oligarchiczną strukturę, beneficjentami muszą być bardzo wąskie grupy. Okazuje się, że w statystykach to już widać. W USA zaledwie 1 proc. obywateli przechwycił aż 93 proc. wzrostu dochodów, jaki nastąpił po ostatnim kryzysie, podczas gdy w ciągu ostatnich 15 lat 53%. W świetle opisanych trendów nie powinno dziwić że po upadku światowego komunizmu wg The Economist odsetek PKB przypadający w udziale 1% najbogatszych Amerykanów od 1980 roku podwoił się z 10% do 20%. Innymi słowy, powrócił do poziomu sprzed rewolucji październikowej, podczas gdy w Polsce po zwycięstwie Solidarności poziom nierówności wg Giniego wzrósł o ¼ oraz nastąpiło obniżenie podatków dla najbogatszych.
ND: -Czy elitarność współczesnego systemu społeczno-ekonomicznego to przyczyna czy skutek spadku produktywności?
CM: -To przyczyna, ale może stać się skutkiem w łańcuchu zdarzeń. Proces oligarchizacji, odejście od solidarności i upowszechniania dobrobytu na rzecz elitarności dostępu do wiedzy, dóbr i usług, powoduje, że cofamy się do czasów średniowiecza. Procesy decyzyjne koncentrują się w rękach elity, która dążąc do własnych korzyści obraca społeczeństwo w lemingi. U podstaw tego procesu leży egoizm i odejście od etyki chrześcijańskiej. Otumanione społeczeństwo już nie jest w stanie się bronić przez zmianę mechanizmu dystrybucji dochodów na bardziej sprawiedliwy. Elity przekonują ludzi, że wszystko, co czynią – czynią dla nich, żeby uniknąć wybuchu społecznego, który doprowadziłby do ich opodatkowania. Analizy statystyczne ukazują, że te procesy naprawdę zachodzą. Wzrost dobrobytu elit w krajach wysoko rozwiniętych następuje kosztem współobywateli przekształconych w lemingi. Elity zafundowały im procesy globalizacji, na które obywatele nigdy by się nie zgodzili, gdyby nie stali się lemingami. Te procesy powodują, że przeciętni Amerykanie i Europejczycy są stopniowo spychani do poziomu przeciętnych Chińczyków, a nie mając środków na edukację dzieci obniżają poziom przyszłej produktywności społeczeństw jeszcze bardziej. W efekcie pozyskanie przez elity dodatkowych zysków z krajów biedniejszych odbywa się kosztem ich własnych społeczeństw. Na to nakłada się proces delewarowania ( oddłużenia – przyp. red.) gospodarki. Procesy zmniejszania popytu nakręconego kredytem będzie niezwykle bolesny zważywszy, że rozwój finansowano kredytem od II wojny światowej a poziom zadłużenia wzrósł wielokrotnie. W przeszłości życie na kredyt było gospodarczo racjonalne, ponieważ pozwoliło, aby całe społeczeństwa żyły lepiej, dłużej, były zdrowsze i lepiej wyedukowane. Dzięki temu rosła efektywność ekonomiczna społeczeństw i były one w stanie spłacać zadłużenie. Teraz jednak stoi to pod znakiem zapytania. Elitarność współczesnego systemu społeczno-gospodarczego powoduje bowiem, że tylko elita będzie lepiej i dłużej żyła, lepiej wykształcona efektywniej pracowała, a pozostali będą żyli krócej i pracowali mniej efektywnie, i nie będą w stanie spłacać starych długów. Jeśli proces delewarowania gospodarki nałoży się na opisany proces spadku tępa produktywności, ulemingowienia społeczeństw i załamania demografii – może to zaowocować spotęgowaniem kryzysu. Relacja długów do dochodów jeszcze bardziej się pogorszy, powodując, że staną się one niespłacalne.
ND: – Społeczeństwa współczesne nie potrafią zdiagnozować, dlaczego biednieją?
CM: – Propaganda wskazuje im różnych winnych, ale nigdy tego prawdziwego. Dla elity, która przechwytuje owoce wzrostu, poszerzenie ekspansji na cały świat w ramach globalizacji – to możliwość dodatkowych zysków i jeszcze lepszego życia. Dzisiaj ponad 50 proc. usług medycznych w USA jest konsumowanych przez zaledwie parę procent najbogatszych Amerykanów. Istnieje wiedza dotycząca leczenia raka i innych chorób, ale kliniki w USA oferują ją tylko najbogatszym. To, co kiedyś stawało się zdobyczą wszystkich, jak penicylina, dziś jest dostępne tylko dla elit. Patentyzacja zapewnia koncernom astronomiczne zyski na lekach. Nikt się nie zastanawia, że gdyby leki były dostępne masowo, mogłyby być tańsze, to ratując zdrowie milionom ludzi zwiększyły by ich produkcyjność. Nic dziwnego że gdy porównamy pierwsze półwiecze i drugie półwiecze XX wieku, to tempo przyrostu długości życia ludzi obniżyło się w tym czasie trzykrotnie. W efekcie załamania solidarności międzyludzkiej i odejścia od etyki chrześcijańskiej nastąpił w ostatnich latach na zachodzie spadek produktywności już o 60 proc. Widać wyraźnie w statystykach, że dotychczasowe trendy wzrostowe ulegają odwróceniu. W wypadku Polski dodatkowym problemem jest to, że nie jesteśmy ani krajem wysoko rozwiniętym tzw. frontierem, ani krajem rozwijającym się, doganiającym światową czołówkę, lecz za jednymi i drugimi coraz bardziej pozostajemy w tyle.
ND: – Czy jest coś, co może samoczynnie zatrzymać ten groźny dla człowieka proces dzielenia świata na elitę i „lemingi” vel podludzi, lub mu jeszcze bardziej zagrozić?
CM: – Powrót do wartości i oparcie się o prawdę jest kluczowy. W sensie ekonomicznym w połączeniu z globalizacją opisany proces wprowadza nowe nierównowagi. Wyhamowanie następuje w krajach najwyżej rozwiniętych i krajach od nich uzależnionych, ale z drugiej strony wzrost znaczenia demograficznych kolosów Indii i Chin ma również swoje drugie dno, w sytuacji kiedy nigdy w przeszłości nie było takiej sytuacji kiedy w ciągu jednej generacji kraj którego PKB był mniejszy od hiszpańskiego stał się drugą światową potęgą. A niedługo będzie pierwszą. USA obecnie wydają na obronę połowę wydatków światowych. Zwykle tak bywa że zanim jakiś kraj osiągnie przewagę gospodarczo-militarną nad przeciwnikiem to osłabiony rywal jest jeszcze na tyle mocny aby starać się temu przeciwstawić militarnie. Tak było w przypadku Niemiec tak też było w przypadku Sparty i Aten 2,5 tysiąca lat temu o czym tak przewidująco pisał Thucydides: „To wzrost znaczenia Aten i obawa Sparty spowodowała że wojna była nieunikniona.” Jak wylicza Graham Allison z Harvardu na łamach Financial Times 11 razy na 15 powstanie nowych potęg prowadziło do wojny o dominację. A biorąc pod uwagę że jak to opisuje Allison w czasach współczesnych interwencje miały na celu „ustanowienia ekonomicznych lub terytorialnych sytuacji na warunkach korzystnych dla Amerykanów, lub odstawieniu przywódców których oceniono jako nieakceptowalnych” świat pozbawiony wartości, z egoistycznymi elitami wcale nie będzie bezpieczniejszy niezależnie od tego co podadzą aktualnie media. Dla Polski w każdych warunkach kluczowe jest zatrzymanie procesu dechrystianizacji.