Iluzja zbudowana na pancernych brzozach i debeściakach wytrzymała długo, bo aż dwa lata. W kryminalistyce to epoka, sprawcy zdążyli pozacierać i pogmatwać ślady wielokrotnie, jednak jest nadzieja, bowiem mrok kłamstwa może rozedrzeć nawet jeden dowód, jedno świadectwo. Czemu tak się jeszcze nie stało? Z symptomów sądząc – dostępu do prawdy o kwietniu 2010 strzeże potężna armia propagandy i służb, zagłuszająca i usuwająca niewygodne fakty, dokumenty, a w końcu samych świadków osobiście. Nie ma człowieka – nie ma sprawy. Dlatego w dżungli dezinformacji warto opierać wnioski na niezawodnym kryterium użyteczności. Nie wymaga to wcale wielkiego intelektu, jedynie wiedzy, samozaparcia i dyscypliny. Trzeba cały czas sprawdzać, czemu i komu dane opowieści, fakty i hipotezy służą oraz kto im służy.
Nie wolno opierać swoich opinii na jakichkolwiek „autorytetach”, gazetowych omówieniach i konferencjach, gdzie wystawia się na pokaz przygotowane do masowej konsumpcji gotowe, jedynie słuszne wnioski. Wszystko należy sprawdzać z możliwie wielu źródeł, konfrontować je, porównywać, samodzielnie oceniać ich rzetelność. Dopiero w taki – okupiony realnym nakładem czasu i wysiłku – sposób można dojść do jako tako podobnych do prawdy wniosków, bo prawda jest droga. Zwłaszcza gdy nad jej ukryciem pracuje nieustannie sztab profesjonalistów.
Obecność zmasowanych sił propagandy, znamionujących przygotowaną zawczasu i wszechstronnie przećwiczoną operację specjalną, można było wykryć bez trudu już feralnego kwietniowego poranka, ale do tego trzeba było intelektualnej odwagi i opisanej wyżej dyscypliny. Jeśli ktoś się spóźnił – trudno, musi przyznać, że jak przytłaczająca większość, ulega profesjonalnym oszustom od reklamy i propagandy, polegając na ich relacjach, opowieściach i wnioskach. Zawsze jest jednak czas, aby to naprawić, wystarczy trochę własnego wysiłku…
Symbolika historycznego aktu
Nietrudno dostrzec, dlaczego z tak wielkim uporem symboliczna pancerna brzoza była propagowana i broniona tak długo, pomimo oczywistej sprzeczności z prawami fizyki. Jeszcze dziś łatwo spotkać ludzi, którym przypomnienie, że brzoza nie mogła złamać skrzydła tupolewa, bo przeczy to prawom fizyki, inżynierii materiałowej oraz wielu udokumentowanym wypadkom takiej konkretnej maszyny oraz testom wytrzymałościowym podobnych maszyn, sprawia niemal fizyczny ból. Brzoza nie złamała… Jaka szkoda, a taka piękna była opowieść. Brzozie kłaniał się i ją obejmował prezydent. Taka piękna symbolika… Ano właśnie. Symbolika. Tak to było symbolicznie wymyślone. Delegacja przybywa na miejsce historycznego męczeństwa w okrągłą rocznicę. Samolot ląduje we mgle, przelatuje nad przeklętym lasem katyńskim, który kryje tysiące ofiar bestialstwa. Zły to las. Przeklęte to drzewa.
Jedno z nich urywa skrzydło żelaznego ptaka, przewraca go, zabija. Jeszcze raz daje o sobie znać syndrom katyński, syndrom przeklętego, morderczego lasu, który zabija wszystkich Polaków, którzy do niego wejdą. Wszyscy pasażerowie samolotu giną. Żelazny ptak, podobny w powietrzu do orła, z szachownicą na ogonie, leży w dymiących szczątkach na polance. Obrazek z odwróconymi kołami przewija się bez przerwy na ekranach telewizorów na całym świecie przez kilka dni. Golenie z kołami sterczą żałośnie w niebo, jak stężałe w bezruchu szpony orła, któremu brzoza w locie urwała skrzydło i padł rażony śmiertelnie. Nie ma znaczenia, że pancerna brzoza miała się tak do skrzydła tupolewa, jak brzozowa witka z miotły do skrzydła orła bielika. Na ekranach widzimy dymiącego, martwego żelaznego ptaka. Orzeł zginął.
W rocznicę smoleńskiego ludobójstwa bestialski las powtarza rytuał. Zabija polskiego orła, strącając go dumnego z nieba – na nieludzką ziemię, na śmierć, na powtórną śmierć. Na pamiątkę, a właściwie na przypieczętowanie tamtej z 1940 r, bo to jest powtórka!
Na milionach ekranów, w gazetach i internecie przez całe dni obrazy z symbolicznie martwym polskim ptakiem kodują wszystkim ten mem do głów: orzeł nie żyje, powaliła go smoleńska brzoza! Polski orzeł został powtórnie śmiertelnie ugodzony. Nie powstanie.
Powyższe to opis głównej zawartości symbolicznej aktu dokonanego w Smoleńsku. Jeśli masz odwagę studiować głębiej, dojrzysz więcej, ale przecież to wszystko był tylko nieszczęśliwy wypadek… Jeśli wiesz już, że nie był to wypadek i także pogodzisz się z myślą, że symbolika została wymyślona i zainscenizowana celowo, możemy iść dalej, bowiem sprawcy symbolikę zastosowali także w innych fragmentach wariantowego planu działania.
Dlaczego Anna Walentynowicz
Kiedy dowiedziałem się o zamianie zwłok śp. A.Walentynowicz i upiornym męczeństwie jej syna i wnuka, tułających się po cmentarzach i prosektoriach, w makabrycznych procedurach, ażeby móc w końcu ją pochować, na jej należnych kilku metrach kwadratowych, z tabliczką z imieniem i nazwiskiem, wiedziałem, że patrzę w oczy bestii. Pani Anna przeżyła wiele w swoim tułaczym życiu, ale zawsze towarzyszyła jej naturalna pogoda ducha, zaskarbiająca sympatię otoczenia. Jako sierota na kresach wschodnich sypiała z krowami, jednak się nie załamała. Jej rodzina myślała, że choć po śmierci będzie miała swoje spokojne miejsce, myliła się.
Pani Anna musiała przejść jeszcze przez upodlenie poszukiwania zwłok i procedurę ich identyfikacji, podczas której okazało się, że zwłoki sprofanowano, bo ciało rozpoznane przez syna jako właściwie nienaruszone, dziś nie miało twarzy. Kiedy o tym mówił przed kamerą, załamał mu się głos, a słuchający poczuli lodowate pchnięcie, jakby to ich matkę ktoś mordował.
Pani Anna była właśnie taka, prosta, skromna, bezpośrednia. Była dla wszystkich jak matka, dlatego ją wybrano do rytualnego poniewierania. Profanacja jej ciała, to symboliczne poniewieranie zwłok wszystkich polskich matek. Bestia pokazuje w ten sposób, że rytualnie zabija w Katyniu, a w rocznicę dla uczczenia ofiar, zrobi jeszcze teatralną powtórkę, powiększając grozę przedstawienia, pastwiąc się nad zwłokami ofiar. Bestii nie jest dość zadać śmierć, to mało. Musi mieć ona jeszcze cel wychowawczy. Gdzie twoja mamusia? Pogibła. A gdzie zwłoki, gdzie trumna? Zgaduj-zgadula, gdzie złota kula. Może tu, a może tam, kto to wie, był taki bałagan…
Kiedy rodzina w końcu znajdzie swoją matkę, okaże się, że przez ponad dwa lata odprawiała modły na grobie obcej osoby, ale za karę – za zbytnią dociekliwość i nieposłuszeństwo – zobaczy na własne oczy, że bestia nie uszanowała nawet zwłok poległej. Turańska bestia bowiem poniewiera zwłoki swych wrogów, rzuca je psom na pożarcie, rozrywa je i tarza w błocie, aby je ostatecznie pozbawić czci, godności i zabrać całą ich energię, a pozbawić jej dzieci poległej. Matka Polka nie żyje, ale nie trzeba jej szukać wcale, bo się okaże, że bestia ją sprofanowała. Dlatego cicho-sza. Nic nie wolno mówić, tak będzie najlepiej. Oto dydaktyka bestii.
Podobny, jeśli nie ten sam mechanizm, dotyczy śp. prezydenta Kaczorowskiego, który w symbolicznym języku oznacza ojca. Nie zdziwiłbym się, gdyby także jego dotyczyły profanacyjne obrzędy, mające symbolicznie odebrać mu cześć i siłę jego potomkom. Matka sponiewierana, ojciec sponiewierany. Dzieci mają siedzieć cicho, nie pytać się za wiele, bo są w niewoli. Nie ma orła, nie ma matki-ojca. Niczego nie ma i nikt nas nie obroni. Zwłoki naszych przodków bestia rozwłóczy po stepie, przyśpiewując w pijanym widzie. Wsie pogibli! Oriel pogib!
Naturalni przywódcy zostali zabici i sprofanowani. Wybrano do upiornej symboliki osoby najbardziej wyraziste, cieszące się powszechną sympatią i nie mające właściwie wrogów. Zauważ, że złośliwa bestia wybrała na swoje ofiary osoby, które cieszyły się szacunkiem nawet swoich przeciwników. Mówienie o przypadkowym błędzie już w tym momencie jest wykluczone, a to dopiero początek. Można wręcz stwierdzić, że to był casting na największą widownię, największy ból i wybrano do makabrycznej dydaktyki jedyne osoby, poza samym prezydentem Kaczyńskim, ale ten był już „zagospodarowany”, które mogły to zapewnić.
Trumny z opóźnionym zapłonem
Rytualna i symboliczna prowokacja z profanacją zwłok w tle była znana, a przynajmniej istniało formalne o niej podejrzenie, polskiej prokuraturze, bowiem rosyjska prokuratura przesłała informacje o błędach w dokumentacji, wskazujące na zamianę zwłok, p. Seremetowi już w maju 2010. Nie zrobił on jednak z tą wiedzą nic, ponieważ bał się propagandowej kompromitacji po wiernopoddańczych zachwytach Kopaczki o wspaniałej współpracy z Rosjanami. W ten sposób – przez prosty w sumie zabieg podmiany tabliczek na trumnach – Włodzimierz Władimirowicz zapewnił sobie trwałość posłuszeństwa w wykonaniu rosyjskiego zakazu otwierania trumien. Seremet, bojąc się kompromitacji, faktycznie utrzymuje ten zakaz, wbrew polskiemu prawu i obowiązującym przepisom, nakazującym polską sekcję zwłok, przed wydaniem świadectwa zgonu. Jeśliby na otwieranie trumien i sekcje zgodę wyraził, wiedział – są na to przesłane przez Rosjan dokumenty – że trumny i ciała są pozamieniane, zatem skandal i kompromitacja murowana.
Jest jednak i drugie dno, pokazujące złośliwą naturę bestii, która nie lubi niedomówień. Otóż w postaci jednoznacznych śladów po barbarzyńskich rytuałach na zwłokach, w trumnach zalutowano bomby z opóźnionym zapłonem, które miały wybuchnąć, jak tylko ktoś otworzy ich wieka. Sprawca nie musiał czekać na poufną wiadomość, że złamano zakaz otwierania trumien, gdyż zawczasu upewnił się, że o tym przeczyta w gazetach, bowiem ślady są tak odrażające, że rodziny, nawet zastraszone Seremetem i kodeksem karnym, opowiedzą o tym całemu światu. Bestia tak to powiem zaplanowała, pokazuje teraz palcem na ciężko doświadczone rodziny i wręcz zachęca je do głośniejszego płaczu. Ma być głośno o bestialstwie! Ma być znana jej bezwzględność, tylko w ten sposób zdobywa się na stepie milczące, pełne czci i strachu, posłuszeństwo.
Otwarcie trumien oznacza, że czas niezmąconej niczym przyjaźni, w której Kopaczka przekopuje smoleńską ziemię ze szczególną starannością na głębokość 1,5 m, a polscy patomorfolodzy ramię w ramię z rosyjskimi dokonują nienagannych i wszechstronnych sekcji zwłok wszystkich ofiar, należy do bezpowrotnej przeszłości, a zaczął się czas hańby, profanacji zwłok i bezsilnej złości. Niezależnie od tego, kto dał sygnał do otwarcia trumien i wzniecenia awantury wokół nich – zwróć uwagę, że równolegle pojawiła się z Rosji także inspirowana sensacja wokół zdjęć ofiar – bestia zachowała sobie w postaci trumien z opóźnionym zapłonem wygodne narzędzie do sterowania nastrojami w stosunkach Warszawa-Moskwa.
Po pierwsze trumny dają swobodę wyboru momentu zmiany nastroju z przyjaznego na otwarcie wrogi, oraz po drugie poprzez bulwersującą, ukrytą zawartość trumien, gwarantowany rozgłos medialny okrucieństwa bestii, co od początku jest jej celem, bowiem obok symbolicznego, rytualnego przekazu dla wtajemniczonych, ugruntowuje ono przekaz historyczny o Polsce pokonanej, zwyciężonej i posłusznej, to znaczy o orle śmiertelnie ugodzonym w Katyniu, sponiewieranym i zbezczeszczonym. Jest to przekaz zarówno dla poddanych w Polsce – sług i bojarów, ale równie ważna jest dla niego widownia euroazjatycka, do której także jest adresowany, a utwierdza on ją w przekonaniu o skuteczności strategii odrodzenia imperium Włodzimierza Władimirowicza, w której to strategii Polska nigdy nie była postrzegana jako zagranica, a jedynie jako strefa zależna, czyli peryferie, albo kolonia. Powtórka ze śmiertelnego obrzędu katyńskiego azjatyckim hordom imponuje, potwierdza w sferze symbolicznej i sakralnej krwawy triumf, co jest domeną zwycięzców, zatem daje władcy ze wschodu niebagatelny zysk propagandowy i sondażowy.
Jak by cywilizowani petersburżanie nie zaprzeczali, ich azjatyckie, stepowe dusze wyją za radości i cieszą się skrycie z tego triumfu, tym chętniej uznają wilczą hierarchię, w której główny morderca jest też głównym przywódcą. Z tej perspektywy patrząc, trumny wpisują się nader udatnie w uniwersalny przekaz symboliczny, kierowany do widowni łacińskiej i bizantyjskiej, europejskiej i turańskiej, potwierdzając jego staranne przygotowanie i zbrodniczą skuteczność. Dostrzeżesz to w szczegółach, na które nakierują cię moje ogólne uwagi, jeśli zadasz sobie trud. Odkryjesz wówczas, że bestia jest nie tylko inteligentna i przebiegła, ale także jak przewrotnie żywi się twoim gniewem i nienawiścią, ale głównie strachem. Pierwszym i najważniejszym krokiem w pozbawieniu jej tej radości jest zrozumienie jej sposobu działania, także na płaszczyźnie symbolicznej, drugim dopiero chwycenie za gardło i zadanie ciosu. Śmiertelnego ciosu – bo to jest walka na śmierć i życie. Jeśli to nie był wypadek – a nie był – to jesteśmy w środku wojny. Spokojnie się zastanów i podejmij decyzję, co z tym zrobisz. Ani wrzaski, ani płacze, spacery z flagami, albo bez, sprawy nie załatwią.
Otwarte pytanie do ofiar bestii jest takie – czy pozwolą jej na rozwłóczenie zwłok bliskich przez psy i hieny, czy wezmą w dłoń osinowy kołek i wbiją jej prosto w serce? Bo teraz już nie czas na płacze. Teraz czas na odpłatę, chyba że ofiara ze swoja rolą niewolnika jest już pogodzona i jest jej wszystko jedno, czy bestia będzie gasić niedopałki w głowie jej ojca, a szmaty z podłogi wtykać w brzuch matki, bo też w ogóle nie ma znaczenia, kto leży w ich grobie.
Właśnie posprzątałem groby bliskich i mogę przysiąc na wszystko, że nie jest mi obojętne, kto w nich leży, a każdemu, kto by zechciał ich profanować, przegryzę gardło, choćbym był szczerbaty i na wózku. Jednak to tylko moje mikroskopijne, prywatne spojrzenie. W życiu społecznym liczą się zjawiska makro. Jeśli Polska w milczeniu ulegnie symbolom bestii, będzie to znaczyło, że faktycznie – niezależnie od fikcji administracyjnej – nie istnieje, bowiem bezkarnie zezwala na profanowanie swoich świętości. Taka jest duchowa definicja niewoli – jesteś niewolnikiem, kiedy można bezkarnie zabrać ci wszystko, co dla ciebie święte. To jest bardzo stara definicja i do niej sprowadzają się symboliczne rytuały bestii, naszkicowane na przykładach powyżej. Sam oceń, jaki jest ich wynik. Na razie Władimir Władimirowicz wygląda na zadowolonego.
https://zezorro.wordpress.com/2012/10/28/dlaczego-sprofanowano-zwloki-a-walentynowicz-kod-bestii/