1. Osoby, które w związku z wykonywaniem swoich obowiązków służbowych lub zawodowych powzięły podejrzenie o popełnieniu ściganego z urzędu przestępstwa z użyciem przemocy w rodzinie, niezwłocznie zawiadamiają o tym Policję lub prokuratora. 2. Osoby będące świadkami przemocy w rodzinie powinny zawiadomić o tym Policję, prokuratora lub inny podmiot działający na rzecz przeciwdziałania przemocy w rodzinie. (art. 12 ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie) 1. Jest ostatnia niedziela października 2011 roku. O godzinie 13.15 dzwoni telefon prezesa fundacji „Nasz Dom Zastępczy”, wychowawcy w Rodzinnym Domu dla Dzieci w Paczynie, Ireneusza Kopani. Dzwoni przerażony ojciec Małgorzaty Magdziak, Jan, zwany przez dzieci „dziadkiem Jankiem”. Oto w domu w Sierotach doszło do awantury – Małgorzata Magdziak postanowiła opuścić dom wraz ze swoimi biologicznymi […]
1. Osoby, które w związku z wykonywaniem swoich obowiązków służbowych lub zawodowych powzięły podejrzenie o popełnieniu ściganego z urzędu przestępstwa z użyciem przemocy w rodzinie, niezwłocznie zawiadamiają o tym Policję lub prokuratora.
2. Osoby będące świadkami przemocy w rodzinie powinny zawiadomić o tym Policję, prokuratora lub inny podmiot działający na rzecz przeciwdziałania przemocy w rodzinie. (art. 12 ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie)
1.
Jest ostatnia niedziela października 2011 roku. O godzinie 13.15 dzwoni telefon prezesa fundacji „Nasz Dom Zastępczy”, wychowawcy w Rodzinnym Domu dla Dzieci w Paczynie, Ireneusza Kopani.
Dzwoni przerażony ojciec Małgorzaty Magdziak, Jan, zwany przez dzieci „dziadkiem Jankiem”.
Oto w domu w Sierotach doszło do awantury – Małgorzata Magdziak postanowiła opuścić dom wraz ze swoimi biologicznymi dziećmi, albowiem jej mąż, Piotr, posunął się do rękoczynów i … pobił telefonującego dziadka! Ponadto od dłuższego czasu znęca się fizycznie i psychicznie nad swoją biologiczną rodziną, albowiem nie radzi sobie z dziećmi pozostającymi w jego pieczy.
Zapewne po to, by umożliwić zebranie jak największej liczby dowodów rzeczowych (siniaki, wybite zęby, a może i jakieś złamanie) Kopania proszony jest o przybycie nie natychmiast, ale dopiero za pół godziny.
Po przyjeździe Ireneusz Kopania widzi Piotra, który sprawia wrażenie pijanego.
Ba, widzi też samochody na łódzkich rejestracjach oraz „nieznanych osobników” w wieku 20-35 lat.
2.
A jednak Piotr nie jest pijany.
Jest wzburzony.
Bo, jak twierdzi, zebrał po gębie od swojej żony.
Ireneusz Kopania przedstawia sprawę jasno – w sporządzonej notatce pisze: (…) ich rodzina rozpada się (…). Jest zdecydowana (Małgorzata Magdziak – HD) dziś na zawsze wyjechać z Sierot by nie przebywać z tymi dziećmi (w pieczy zastępczej – HD) i z mężem, który jest nieodpowiedzialny, nie pomaga w wychowywaniu dzieci P. a niepowodzenia wychowawcze odreagowuje na dzieciach biologicznych, które boją się go.
(…) Brat pani Magdziak pokazywał mi SMS od pani Magdziak o treści mniej więcej „przyjeżdżaj ratuj mnie i dzieci”.
Ba, to nie był pierwszy incydent.
Wg Kopani dziadek Janek twierdzi, że do podobnych „incydentów” dochodziło już parę razy – ostatnio w maju 2011 roku.
Magdziakowie mieli rozjeżdżać się na kilka dni każde „w swoje strony”.
Czy zatem dzieci poddane ich pieczy przebywały w Sierotach bez opieki?
3.
Wezwana przez Ireneusza Kopanię dyrektor Terlecka przyjeżdża i rozmawia z Magdziakami.
Z rozmowy tej jednak nie zostaje sporządzony protokół ani nawet notatka służbowa.
Co więcej, pani Terlecka w żaden sposób nie reaguje, choć przedstawiony wyżej „incydent” w sposób oczywisty świadczy o powstałym zagrożeniu dla dzieci znajdujących się w pieczy zastępczej.
Oraz ich własnych.
Ba, rękoczyny, czyli po prostu bicie dziadka, to oznaka istnienia przemocy w rodzinie.
I to w najbardziej drastycznej formie.
A wobec takich faktów Kopania, jako wychowawca w rodzinnym domu dziecka, oraz Barbara Terlecka – dyrektor PCPR, nie mogą pozostać bierni.
O ile faktycznie nie były one tworem ich wyobraźni, ma się rozumieć.
4.
Najpierw fakty:
5.
Dlaczego Terlecka nie sporządziła żadnej notatki z rzekomego „zajścia”?
Przecież w gliwickim PCPR-ze notatki służbowe sporządzane są na okoliczność nawet takich zdarzeń, jak… nieodebranie telefonu przez stronę!
Dlaczego powiela wersję o swoim uczestnictwie w rzekomym zajściu w pismach kierowanych do różnych instytucji (np. Rzecznik Praw Dziecka, Śląski Urząd Wojewódzki – Wydział Polityki Społecznej), a jako świadek, pouczona o odpowiedzialności karnej, temu zaprzecza?
Czy bycie urzędnikiem w RP to kolejny immunitet?
Tym razem na poświadczanie nieprawdy?
6.
Najbardziej absurdalny zarzut dyrektor Terleckiej, jaki może zaistnieć w państwie demokratycznym, dotyczy mediów.
Otóż wg Terleckiej „rodzice zastępczy dopuścili do wykorzystywania wizerunku dzieci w mediach”.
Trzeba pamiętać – gdyby nie media, patrzące na ręce urzędniczki, już dawno rodziny tej nie byłoby, czym zresztą w zeszłym roku groził zięć pani Terleckiej, zatrudniony w PCPR jako prawnik, mgr Maciej Janson (w tym roku ukończył aplikację adwokacką). Żeby rozwiać jakiekolwiek wątpliwości – pan Janson wygrał przetarg na obsługę prawną (jeszcze jako aplikant!) organizowany przez swoją teściową zapewne dzięki niesamowitym zdolnościom, pozwalającym mu przebić ofertę renomowanych kancelarii prawnych. I tylko własnej wiedzy zawdzięcza to, że obsługuje w ramach PCPR dwa projekty – „Dobry start w samodzielność”, w całości finansowany ze środków unijnych, oraz prowadzi obsługę prawną pracowników i klientów PCPR.
Jako aplikant, a więc osoba, która być może zostanie adwokatem, co jednak pewne nie jest!
Temat niewątpliwie ciekawy i wymaga szerszego omówienia…
Ad rem. Pisanie o „wykorzystywaniu wizerunku dzieci” przez niewątpliwie żądne sensacji hieny dziennikarskie (począwszy od Andrzeja Słonawskiego po Elżbietę Jaworowicz) to dowód na swoistą „mentalność Kalego” pani dyrektor Terleckiej.
Otóż nigdy i nigdzie pani Barbara nawet nie zająknęła się, że dzieci były wykorzystywane medialnie przez brytyjską fundację „OUR NEW FAMILY”.
Dla zebrania (i zbierania?) szmalu, który tylko częściowo trafił do fundacji Ireneusza Kopani, omijając szerokim łukiem tych, na których był zbierany.
O, tutaj można zobaczyć, jak medialnie dzieci wykorzystywali Brytyjczycy, co jednak u pani Terleckiej nie budzi i nie budziło żadnego sprzeciwu.
http://www.mirror.co.uk/news/uk-news/british-charity-fundraiser-sets-up-439047
Tyle, że na Wyspach nikt nie pisał o gliwickim PCPR-ze i jego dyrektorce.
Wygląda na to, że całkowicie wydumany zakaz „medialnego wykorzystywania dzieci” tak naprawdę oznacza strach urzędnika przed ujawnieniem jego nieprofesjonalnych zachowań.
I chęć ukrycia własnej nieudolności przed tymi, którzy go utrzymują.
Przed społeczeństwem.
Ano, tisze jediesz, dalsze budiesz…
„Darczyńcy” przy budowie 'placu zabaw’ wycenionego przez Kopanię na ok. 60 tys. zł.
James Burrell – składy budowlane / fotki po pierwszych artykułach zostały usunięte ze stron/
7.
Przyznam, że wyniki mojego dotychczasowego śledztwa prowadzą do jednego wniosku – albo pani mgr Terlecka – Kubicius nie pisze prawdy, co prawnie oznacza, że dopuszcza się oszczerstwa, albo, co dyskredytuje ją do pełnienia funkcji dyrektora gliwickiego PCPR równie mocno, cierpi na urojenia, które mogą być oznaką wiadomo czego. Niestety, nie tylko ona…
Bo ciągle nie wierzę, że tak naprawdę chodzi o szmal, jaki z poddanych Jej Królewskiej Mości można wycisnąć wciskając im rzewny wizerunek osieroconych polskich dzieci.
Ale podobno tylko krowa nie zmienia poglądów….
Cdn.
/edycia – 3obieg.pl/
13.05 2013 r.
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Pingback: List interwencyjny w sprawie Rodziny Magdziaków. | NOWY EKRAN
Pingback: List interwencyjny w sprawie Rodziny Magdziaków | 3obieg.pl - Serwis informacyjny dziennikarstwa obywatelskiego.