Dlaczego Palikot oskarżył dzisiaj Michalika ? Czemu nie boi się sądu polskiego i Boskiego?
10/04/2012
1110 Wyświetlenia
1 Komentarze
38 minut czytania
Bo wie o czym mówi. Nie jestem wrogiem Kościoła Katolickiego – podoba mi się bardzo proboszcz mojej parafi – bo mądry i wyrozumiały.
Jeszcze w ub roku opublikowałem post w sprawie, którą dzisiaj podniósł Palikot, dotyczącej rządzącego diecezją przemyską arcybiskupa Józefa Michalika i jego w moim mniemaniu haniebnego czynu, którego się był dopuścił. Post spotkał się z wrogością blogerów NE. Ale sprawa wraca.
Sędzią w niej, tym ostatecznym – będzie Sędzia Jeden i Jedyny. "ON – Pan Nasz".
Ale próbuję wyjaśnić to czego nie miał możliwości powiedzieć Palikot.
Matka moja (ponad 80 lat żyjąca, powiedziała mi: "Nie bierz nigdy udziału w pomocy dla milicji lub policji"
Oto treść mojego posta z ub roku:
"Mściwy Książę Kościoła”Policjant uwięziony po dąsach przewodniczącego episkopatu polski. Poniżej zamieszczamy artykuł napisany przez panią Joannę Skibniewską przy współpracy Szymona Jakubowskiego, jaki ukazał się w dzienniku cotygodniowym „Nie” nr 31 z 30 lipca 2009 roku . Na przedruk artykułu i jego dalszą publikację Stowarzyszenie Na Rzecz Demokracji I Antyklerykalizmu „UNIEZALEŻNIENIE” uzyskało zgodę redakcji NIE.
Policjant uwięziony po dąsach przewodniczącego episkopatu polski. To gorsze, niż gdyby przejechał go samochód. Sierżant Paweł S. Harcerz. Kolekcjoner. Idealista. Były policjant. Obecnie aresztant.
W sierpniu zeszłego roku Paweł S. policjant drogówki w Ustrzykach Dolnych, zatrzymał samochód. Kierował nim watykański ksiądz Stival Cianciarello. Jadąc na wycieczkę po Bieszczadach, nie zapalił świateł i przekroczył prędkość o przeszło 30 km/h. Sierżant postanowił wlepić mu 200 zł mandatu i pouczył, że na bieszczadzkich serpentynach trzeba jechać ostrożnie. Do rozmowy włączył się pasażer. Krzyczał na policjanta i machał rękoma. Wysiadł też z samochodu, zachowywał się agresywnie. Ty nie wiesz kim ja jestem – powtarzał wielokrotnie.
Ponieważ sierżant nie raz już słyszał takie teksty, nie zareagował, tylko polecił siwemu krzykaczowi wsiąść do auta. Wypisał mandat, życzył szerokiej drogi i pożegnał panów uprzejmie. Zapomniał o tym zdarzeniu, jak o tysiącu innych kontrolach drogowych.
Ludzie z góry. Po miesiącu został wezwany na dywanik do szefa. Ty naprawdę nie wiesz z kim zadarłeś? Wtedy dowiedział się, że ów agresywny pasażer to arcybiskup Józef Michalik. Szef Kościoła katolickiego w Polsce, zadzwonił do komendy wojewódzkiej, skarżąc się na sierżanta. Ponoszony miłością bliźniego, poprosił o ukaranie „nadgorliwego” policjanta. Prośba najważniejszej osoby w kraju to więcej niż rozkaz. Sprawą zajął się ówczesny zastępca komendanta wojewódzkiego w Rzeszowie Jan Zając. Zapytał sierżanta S. jakiego jest wyznania, dlaczego uderza w Kościół katolicki i czemu zwracał się niegrzecznie do biskupa, nazywając go „proszę pana”, a nie „wasza eminencjo”( w rzeczywistości abepe Michalik jest ekscelencją zaledwie. Przy tym skoro do Boga mówi się Panie, to wypada podobnie do jego urzędników). Wicekomendant zażądał też anulowania mandatu. W trzy tygodnie potem Paweł S. został przeniesiony z wydziału ruchu drogowego do plutonu patrolowego, czyli na posadę krawężnika. – Komendant powiedział mi, że musiał go przenieść, żeby „uciszyć tych chujów z góry”- mówi mi ojciec sierżanta S. Kogo miał na myśli, strach się domyślać.
W noc sylwestrową, gdy sierżant miał interwencję za interwencją, zauważył, że z radiowozu zginął jego zasobnik z bloczkami mandatów karnych oraz część pieniędzy i prawo jazdy. Szybko złożył raport a pieniądze wyjął z własnej kieszeni i wpłacił w kasie komendy. Myślał, że to koniec kłopotów. To jednak był dopiero początek. Ryzykowny incydent Niedługo potem usłyszał podobno od przełożonego, komendanta Stanisława Dziedzica, że albo odejdzie ze służby, albo zostanie wyrzucony dyscyplinarnie. Taką wersję potwierdzają też anonimowo jego koledzy policjanci. Chłopak złożył rezygnację, a Dziedzic złożył doniesienie do prokuratury, że S. zniszczył mandaty po to, by przywłaszczyć sobie pieniądze. Te pieniądze, które oddał z własnej kieszeni.
Prokuratura w parę dni potem postawiła byłemu już policjantowi zarzut, niedopełnienia obowiązków i przekroczenia uprawnień. – Nie mam sobie nic do zarzucenia- mówi Dziedzic. –Tam były uchybienia. Co prawda przyznaje, że podobnych uchybień w policji jest wiele i kończą się jakąś karą porządkową, a nie doniesieniem do prokuratury, ale pamięta też o kłopotach policji po „incydencie” z arcybiskupem Michalikiem. – Policjant musi zachować się godnie i z szacunkiem do zatrzymanego – komentuje tamto zdarzenie. Zapewnia jednak, ze „incydent” nic go nie obchodzi, a ukaranie mandatem kościelnego dygnitarza nie ma związku z postępowaniem prowadzonym przeciwko S. Mówi też, że nikt z „góry” nie interweniował.
Co innego twierdzi Komenda Główna Policji : …interwencja w Komendzie Powiatowej Policji w Ustrzykach Dolnych spowodowana była ustną skargą na „wulgarne” zachowanie się policjanta wobec abp. Michalika w trakcie kontroli drogowej. Kto, z kim, gdzie i kiedy Prokuratura zdawała sobie sprawę, że postawione Pawłowi S. zarzuty nie utrzymają się w sądzie. Bo jak ukarać za zniknięcie mandatów, które i tak są wpisywane po zakończeniu służby w rejestr nałożonych mandatów? Sierżantowi nic by to nie dało. Z zarzutów pozostał jedynie brak dbałości o dokumenty. A to cienkie. Tymczasem S. wciąż głośno mówił o arcybiskupie i interwencji w tej sprawie komendy wojewódzkiej z Rzeszowa. Wtedy do akcji wkroczyło Biuro Spraw Wewnętrznych Komendy Wojewódzkiej Policji. Już w niespełna miesiąc później Paweł S. siedział w areszcie. Tym razem otrzymał grube zarzuty. Nielegalne posiadanie broni, jej przetwarzanie i handel nią. Prokurator Aurelia Skiba napisała, że w bliżej nieokreślonym czasie, w bliżej nieokreślonym miejscu i z bliżej nieokreślonymi osobami Paweł S. handlował bronią. Przeszukanie w domu sierżanta dało niebywałe wyniki: zabezpieczono dwa telefony komórkowe. Żadnej broni.
Skąd więc takie zarzuty? – Wszyscy w okolicy wiedzą, że Paweł ma hopla na punkcie różnych wykopalisk – mówi jego kolega z komendy. – Ciągle wykopywał jakieś orzełki, guziki od mundurów, jakieś bagnety z pierwszej wojny, skorupy. To zapaleniec. Jego zbiory nie raz zasilały okoliczne muzea. – On był po przeszkoleniu pirotechnicznym, nie trzymałby żadnych niebezpiecznych materiałów, bo wie, czym to grozi – dodają koledzy S.
Przeszukania dokonano także u rodziców Pawła S. Sześciu funkcjonariuszy z bronią gotową do strzału, w kominiarkach, o szóstej rano wtargnęło do ich domu. Para starszych ludzi była szarpana i popychana. Przeszukanie trwało godziny. Ani broni, ani mandatów nie znaleziono. Zabezpieczono komputer, telefon komórkowy i zdjęcia wnuków. Razem z sierżantem zatrzymano innych kolekcjonerów. U nich znaleziono atrapy granatów, jakieś łuski po nabojach z wojny i inne żelastwa.
Do aresztu trafił jednak tylko S. Prokurator Skiba zrobiła z sierżanta herszta bandy. Przy tym bandy nieistniejącej. Napisała, że zarzucane podejrzanemu czyny popełnione zostały(…) z udziałem osób, których tożsamości jeszcze nie ustalono. Uzasadniając areszt, napisała też, że ponieważ ona nie wie, z kim on jest w tej grupie przestępczej, niewiedza ta uzasadnia niezwłoczne odizolowanie Pawła S. od pozostałych osób. Pewnie od użytkowników Allegro. Gdzie kolekcjonerzy wymieniali się swoimi wykopanymi zdobyczami. Glina nie podskoczy
Według przełożonego Aurelii Skiby, prokuratora Piotra Krausa, materiał dowodowy oraz okoliczności popełnienia czynów uzasadniały wystąpienie do sądu z wnioskiem o zastosowanie wobec Pawła S. środka zapobiegawczego. Dziś jedynym dowodem są zeznania moim zdaniem tendencyjne. Osoba pozostająca blisko śledztwa mówi mi, że są to drobni przestępcy, którzy poszli na współpracę z prokuraturą oraz….funkcjonariusze Biura Spraw Wewnętrznych KWP. Prokurator Skiba nadal wnioskuje o przedłużenie aresztu, choć od kwietnia nie prowadzi wobec aresztowanego żadnych czynności procesowych. Prokurator Kraus zapewnia także, że szykany i toczące się postępowanie nie ma żadnego związku z ukaraniem kierowcy arcybiskupa mandatem za popełnione wykroczenie. W każdym razie cały czas chodzi o stare żelastwo z czasów wojny, różne wykopane bagnety, a nie o żadną realną broń. Prokurator Skiba dla dobra śledztwa długo nie pozwalała sierżantowi zobaczyć się z rodziną. Teraz każda taka rozmowa odbywa się w towarzystwie funkcjonariusza BSW.
Podczas przesłuchania sierżanta funkcjonariusz BSW Dariusz Piguła sam dzwonił do żony S. z zapytaniem, czy chce widzieć się z mężem. To miało złamać i tak już załamanego policjanta. Potem powiedział sierżantowi, że jeśli się nie przyzna do stawianych mu zarzutów, to rodzina nigdy nie dostanie widzenia. Podobno podał mu czysty protokół do podpisania. On sobie uzupełni…. – Czy to on pani o tym powiedział? – zapytał zdenerwowany Piguła, gdy do niego zadzwoniliśmy. – Skąd pani to wie? Paweł S. ma dwoje malutkich dzieci. Roczna Marysia choruje(ma ataki duszności), a 4-letni Patryk wciąż siedzi w oknie i wypatruje, kiedy wróci tata. Chowa się w koncie z wyimaginowanym telefonem i dzwoni do ojca. Żona policjanta ze względu na chorobę małej nie może pracować.
Od miesięcy zdychają z głodu. Ojciec Pawła S. dowiedział się, że szef wszystkich biskupów polskich opowiada podczas różnych spotkań o tym głupim policjancie z Ustrzyk Dolnych, który już się napodskakiwał. Napisał list do abp. Michalika. Zapytał, dlaczego Michalik zrobił taką krzywdę jego synowi.
Nie dostał odpowiedzi. Arcymiłośnik bliźniego Arcybiskup Józef Michalik jest głową polskiego Kościoła. Mówi na kazaniach, że najważniejsza jest rodzina i dzieci, zwłaszcza te dopiero poczęte. Jest też autorem książki „Kochać Boga – szanować człowieka”. Pisze w niej o miłości do bliźniego, o tym, że trzeba wspierać nawet tych, którzy są naszymi wrogami. A Paweł S.,32 – letni policjant z Ustrzyk Dolnych, gnije w pudle, bo nie nazwał ekscelencji księdza biskupa „eminencją”, tylko zwrócił się „proszę pana”.Witam. Wspomóżcie byłego policjanta z Bieszczad. Zniszczonego przez arcybiskupa za to, że odważyl sie go ukarać mandatem. Paweł Słupek Tel. 511 832 586 do żony 509 245 254 Nr.Konta 71 1020 2980 0000 2102 0008 6322 38-700 Ustrzyki Dolne ul. Dworcowa 4/14Dzieci syn lat 5 Patryk, córka lat niespełna 2 Marysia Jego telefon padł a na nowy go nie jest stać, proszę ewentualnie dzwonić na tel. Żony. Do wszystkich kłopotów doszedł mu jeszcze ten, że żona złamała teraz rękę.Pozdrawiam serdecznie Waldemar Kossakowski.
Pomyślałem sobie, że spróbuję te informacje zweryfikować. Zadzwoniłem do Ustrzyk Dolnych, do dalekiego krewniaka i spytałem co o tej historii wie?
Okazało się, że dużo. Potwierdził mi te fakty i przesłał swój wywiad z ojcem Pawła S. – co ciekawe byłym policjantem. Oto on, ten wywiad:
"
Z mojego syna Pawła postanowiono zrobić groźnego przestępcę a zrobiono wrak człowieka.
Mówi Jan Słupek – ojciec byłego ustrzyckiego policjanta w rozmowie z Markiem Prorokiem
Marek Prorok:
W kwietniu bieżącego roku o pańskim synu Pawle było głośno. Został oskarżony o handel bronią a cała sprawa została w sposób spektakularny nagłośniona przez media. Również pańską osobę kojarzono z prowadzonym śledztwem. Proszę o kilka refleksji na ten temat.
Jan Słupek:
O aresztowaniu mojego syna pisały wszystkie lokalne media i w zasadzie z góry wydano na niego wyrok skazujący, zanim na dobre zostało rozpoczęte dochodzenie. Stało się tak, między innymi, za sprawą rzecznika prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie mł. asp. Pawła Międlara, który już w jednej z pierwszych wypowiedzi na ten temat nazwał Pawła „czarną owcą” a oficjalną informację zredagował w sposób sugerujący, jakoby u mojego syna znaleziono wiele jednostek broni. Uczynił to, w moim przekonaniu z rozmysłem, bo doskonale wiedział, że u Pawła żadnej broni nie znaleziono. Redakcja „Naszych Połonin” ochoczo dołączyła do grona „usłużnych” redakcji i w numerze 5(81) waszego czasopisma napisaliście, że ja również znajduję się w gronie osób podejrzanych o posiadanie i handel bronią. Pragnę jednoznacznie oświadczyć, że nigdy żadnej nielegalnej broni nie posiadałem, nie handlowałem nią a co najważniejsze, nigdy nie byłem podejrzanym w tej sprawie. Dlatego to, co napisaliście o mnie traktuję jako naruszenie moich dóbr osobistych. Nie jesteście jedyni, którzy próbowali mnie oczerniać, podobne plotki rozpuszczali niektórzy funkcjonariusze ustrzyckiej komendy policji.
M.P. – Nie ulega wątpliwości, że sugestia zawarta we wspomnianym przez pana artykule, jakoby był pan podejrzany o handel bronią, nie była zgodna z prawdą i za zaistniałe zamieszenie w imieniu redakcji serdecznie przepraszam. Przeprowadzono jednak u pana przeszukanie i zapewne tym zasugerował się mój redakcyjny kolega pisząc te słowa. Proszę wyjaśnić, dlaczego uważa pan, że na pańskiego syna Pawła z góry wydano wyrok skazujący? Czyżby podejrzewał pan organy ścigania o nieczyste intencje?
J.S. – Może najpierw kilka zdań na temat przeszukania przeprowadzonego w moim domu w Szklarach w dniu 31 marca bieżącego roku. Nie było to zwykłe przeszukanie jakich wiele, ale było to przeszukanie u groźnego przestępcy, bandyty, a może nawet terrorysty. Mam prawo tak mówić, bo w policji przesłużyłem trzydzieści lat, pełniąc w tym czasie również kierownicze funkcje i przez cały ten okres nie uczyniłem niczego uwłaczającego honorowi policyjnego munduru. Wielu z tych, którzy dzisiaj piastują w policji wysokie stanowiska, zna mnie jeszcze z tego okresu i decydując o wysłaniu do mojego domu antyterrorystów albo uznali mnie za groźnego bandytę, do czego nie mieli żadnych podstaw, albo postanowili mnie upokorzyć. Jednego jestem pewien, nie było w tym czystych intencji.
M.P. – To bardzo ostre słowa, co ma pan na ich poparcie?
J.S. – Opiszę po prostu jak wyglądało przeszukanie, które z nakazu prokuratorskiego zostało przeprowadzone w moim domu. Wczesnym rankiem moja żona i ja zostaliśmy obudzeni łomotem do drzwi wejściowych. Po otwarciu drzwi zostałem obezwładniony przez u branych na czarno osobników w kominiarkach a do głowy przystawiono mi broń. Dopiero po takim przywitaniu poinformowano mnie o co chodzi. Przy okazji usłyszałem, że jeżeli natychmiast nie uspokoję ujadającego psa, to zostanie on zastrzelony. Wszystko miało miejsce kilka miesięcy temu w środku Unii Europejskiej w domu starszych ludzi, którzy w najmniejszym stopniu nigdy nie zagrażali bezpieczeństwu publicznemu. Oto dlaczego używam tak ostrych słów pod adresem organów ścigania. Dodam jeszcze, że ani u mnie, ani u mojego syna Pawła niczego nie znaleziono, na dowód czego daję panu kopie protokołów przeszukań.
M.P. – Może to tylko nadgorliwość jakiegoś policjanta a nie złe intencje organów ścigania?
J.S.– Od samego początku postępowanie w stosunku do mojego syna było conajmniej dziwne. W chwili zatrzymania w dniu 31 marca w godzinach porannych, poinformowano go, że pojedzie tylko do Krosna złożyć zeznania „proszę wziąć ze sobą pieniądze na autobus, aby miał pan czym wrócić do domu”- powiedział do Pawła funkcjonariusz policji dokonujący zatrzymania. Około godziny 12 tego samego dnia do jego żony Joanny zgłosił się funkcjonariusz Komendy Powiatowej Policji z Ustrzyk Dolnych z informacją o aresztowaniu Pawła na trzy miesiące. Tymczasem „Postanowienie o tymczasowym aresztowaniu” wydał Sąd Okręgowy w Krośnie dopiero w dniu 2 kwietnia. Gdy w kilka dni po aresztowaniu moja żona Grażyna udała się do nadzorującej dochodzenie prokurator Aurelii Skiby z prośbą o zamianę aresztu tymczasowego na inny środek zapobiegawczy usłyszała, że nasz syn jest niebezpiecznym przestępcą handlującym dobrą bronią, w którą mogli zaopatrywać się bandyci i o żadnej zamianie nie może być mowy. W tym momencie nawet ja zwątpiłem w uczciwość mojego syna. Dopiero po zapoznaniu się z przedstawionymi Pawłowi zarzutami zrozumiałem, że wypowiedź pani prokurator to zwykłe konfabulacje.
M.P. – Jakie to były konkretnie zarzuty?
J.S. – Zanim przejdę do zarzutów, chciałem opowiedzieć o przebiegu tymczasowego aresztowania Pawła. Od początku stosowano wobec mojego syna metody presji i zastraszania. Grożono mu, że jeżeli nie pójdzie na współpracę to na długie lata wyląduje w więzieniu i przez cały ten czas nie ujrzy nikogo z bliskich. Zarówno żonie Pawła, jak i nam rodzicom, permanentnie odmawiano prawa do widzenia. Pierwsze widzenie Paweł miał dopiero po pięćdziesięciu dniach. Przez cały okres trwającego cztery i pół miesiąca tymczasowego aresztowania uzyskaliśmy ledwie trzy widzenia, które zawsze odbywały się w obecności policjanta. Nawet w ostatnim widzeniu, na 48 godzin przed zwolnieniem, uczestniczył policjant. Tymczasowe aresztowanie załamało Pawła zupełnie, zaczęły się ogromne problemy psychiczne i niewydolność krążenia. Notowane przez lekarza więziennego ciśnienie krwi wahało się od 180/110 do 90/80. Jednak pani prokurator Skiba jak lwica walczyła o przedłużenie aresztowania Pawła. Początkowo uzyskała przedłużenie na kolejne trzy miesiące, ale sąd odwoławczy zgodził się jedynie na półtora miesiąca. Później jeszcze dwukrotnie sądy odrzucały, jako bezzasadne, wnioski pani Aurelii Skiby o przedłużenie aresztu dla Pawła. Paweł został zwolniony w dniu 17 sierpnia i po zgłoszeniu się do komendy policji w Ustrzykach Dolnych(dozór policyjny ustalony przez sąd)usłyszał, że naruszył warunki zwolnienia, bo na policji winien był zgłaszać się już od 13 sierpnia. I znowu nerwy, wyjaśnienia, pisma. W dwa dni po opuszczeniu aresztu tymczasowego przez Pawła pani prokurator Skiba wysłała do mojego syna kolejne wezwanie na przesłuchanie w charakterze podejrzanego. Tym razem został oskarżony o kierowanie grupą przestępczą o charakterze zbrojnym. Wszystko to po to, żeby mojego syna zatrzymać w więzieniu za wszelką cenę. Czyż nie świadczy o zdecydowanie tendencyjnym i złym nastawieniu organów ścigania i osobiście pani prokurator Aurelii Skiby?
M.P. – Przejdźmy jednak do przedstawionych Pawłowi zarzutów. Artykuł 263 §1 Kodeksu Karnego mówi, że „Kto bez wymaganego zezwolenia wyrabia broń palną albo amunicję lub nią handluje podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10”. Zarzut to bardzo poważny i przestępstwo wyjątkowo groźne. Proszę zatem o omówienie stawianych pańskiemu synowi zarzutów.
J.S.- Na początek jedno istotne wyjaśnienie. Mój syn Paweł zawsze był ogromnym pasjonatem militariów. Poszukiwanie pozostałości z okresu pierwszej i drugiej wojny światowej było jego pasją, o czym wszyscy wiedzieli. Posiadał ku temu stosowne przygotowanie pirotechniczne a na broni z tego okresu znał się, jak mało kto. Część ze znalezionych rzeczy oddawał do muzeów a część sprzedawał, najczęściej za pośrednictwem aukcji internetowej Allegro innym pasjonatom militariów. Pragnę zdecydowanie podkreślić, że sprzedawane przez Pawła pamiątki przeleżały w ziemi od 60 do 100 lat i żadna z nich w chwili znalezienia nie była bronią nadającą się do użycia czy też naprawy. Zresztą mówią o tym przedstawione Pawłowi zarzuty. Zacznijmy od tego wymienionego na pierwszym miejscu, zapewne najważniejszego. Zarzuca on Pawłowi, że w dniu 21 marca 2008 roku sprzedał za pośrednictwem Allegro granat produkcji rosyjskiej, tak zwaną latarnię, wzór M1912 i tu cytuję „który mógł sprowadzić niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia wielu osób” . Ten pochodzący z 1912 roku prymitywny granat ręczny przeleżał w ziemi prawie 100 lat. To co znalazł i sprzedał mój syn, było tylko obudową tego granatu wykonaną z blachy cynkowej z pięknie wygrawerowanym wizerunkiem cara. Rzecz bardzo atrakcyjna dla kolekcjonerów. Kolejny zarzut dotyczy sprzedaży „świadkowi incognito” również pochodzącego z wykopalisk karabinu marki „Berthier” – model 1907/15 a więc z okresu I wojny światowej. I jeszcze jeden przykład zarzutu zapisanego pod numerem X. który mówi o sprzedaży za pośrednictwem Allegro cytuję „granatu nieustalonego typu za kwotę 78 zł, nieustalonej dotychczas osobie, który mógł sprowadzić niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia wielu osób”. Wszystkie zarzuty są o podobnym charakterze z tym że z większością z nich mój syn nie miał nic wspólnego. Mam nadzieję, że niezawisły sąd powoła odpowiednich biegłych, którzy jednoznacznie stwierdzą czy rzeczy wykopane i sprzedawane przez Pawła były rzeczywiście bronią, która mogła sprowadzić niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia wielu osób.
M.P.- Jest jeszcze jedno postępowanie prowadzone przeciwko pańskiemu synowi, dotyczące nierozliczonych mandatów karnych.
J.S.-Jest w tej sprawie trochę niejasności, które trzeba wyświetlić. Nie ulega jednak wątpliwości, że mój syn nie dopełnił w tej sprawie ciążących na nim obowiązków służbowych i w nakazanym przepisami terminie nie rozliczył się z nałożonych mandatów karnych, za co powinien ponieść odpowiedzialność dyscyplinarną. Kontrola potwierdziła, że w Komendzie Powiatowej Policji w Ustrzykach Dolnych podobne praktyki były na porządku dziennym i co najmniej sześciu funkcjonariuszy znalazło się w takiej samej sytuacji jak Paweł. Jednak tylko w stosunku do mojego syna sformułowano akt oskarżenia zarzucający mu przywłaszczenie mienia. Dużo by na ten temat mówić a nie czas i miejsce na to. Jedno chciałbym tylko dodać. W ustrzyckiej komendzie policji nie przyjęto od mojego syna pieniędzy za mandaty i wpłaty dokonał dopiero w Rzeszowie a miało to miejsce początkiem roku.
M.P.- Z tego co pan przedstawia można odnieść wrażeni, że pański syn Paweł stał się ofiarą sterowanych działań mających na celu ukaranie go za coś, czego nigdy nie zrobił. Jakie są tego powody?
J.S.-Na łamach „Naszych Połonin” ukazał się przedruk z „Nie” artykułu pani Joanny Skibniewskiej zatytułowany „Mściwy książę kościoła” . Nie mam najmniejszych wątpliwości, że wszystkie kłopoty mojego syna zaczęły się kilka tygodni po tym jak w dniu 21 sierpnia 2008 roku odważył się ukarać mandatem karnym kierowcę pojazdu, którym podróżował pan arcybiskup Józef Michalik – najwyższy dygnitarz polskiego kościoła katolickiego. Już w dwa tygodnie po tym wydarzeniu mój syn, świetnie wyszkolony funkcjonariusz drogówki, został przeniesiony do pełnienia funkcji tak zwanego „krawężnika”. W rozmowie ze mną zastępca ustrzyckiego komendanta pan Lubas stwierdził, że jest to konieczne dla uspokojenia „góry” zdenerwowanej interwencją arcybiskupa Michalika. Dziś nie pamięta o tej rozmowie, co więcej ani on, ani komendant Dziedzic nigdy nie słyszeli o żadnej interwencji pana Michalika. Tymczasem wiedziała o niej Komenda Główna Policji, co potwierdziła w skierowanym do mnie piśmie. Dokładnie w tym samym czasie policyjne Biuro Spraw Wewnętrznych rozpoczęło działania operacyjne, które w efekcie końcowym doprowadziły do oskarżenia ii aresztowania Pawła. Może to przypadek, ale czy nie uważa pan, że za dużo tych przypadków?
M.P. – I co dalej? Jakie działania zamierza pan podjąć? Do kogo ma pan żal o zaistniałą sytuację?
J.S. – Niewiele mogę już zrobić wierzę tylko, że niezawisły sąd wyda w tej sprawie sprawiedliwy wyrok. Z mojego syna Pawła postanowiono zrobić groźnego przestępcę a zrobiono wrak człowieka. Dziś leczy się w szpitalu psychiatrycznym i ma niewydolny układ krążenia, ale mimo to uczestniczy we wszystkich czynnościach procesowych aby nie narazić się na zarzut utrudniania śledztwa. Wyrządzono jemu, jego żonie i dzieciom ogromną krzywdę i nie sposób już tego naprawić. Pozostała nam tylko walka o zdrowie Pawła i o przywrócenie jego dobrego imienia. Zapewniam wszystkich, że nigdy w tym nie ustaniemy. Pyta pan o żal. Mam ogromny ale bynajmniej nie do pana Józefa Michalika. To jego problem i jego chrześcijańskiego sumienia. Niech sam odpowie sobie na pytanie czy naruszył zasadę dekalogu zakazującą mówienia fałszywego świadectwa przeciwko bliźniemu swemu? Największy żal mam do przełożonych Pawła, tych z województwa a nade wszystko do tych z ustrzyckiej policji a zwłaszcza do panów komendantów Lubasa i Dziedzica. Człowiek honoru, noszący oficerskie dystynkcje nie powinien kłamać i manipulować faktami, ale to już mój wielki osobisty problem, tym większy, że z jednym z nich łączyły mnie koleżeńskie stosunki.
M.P. – Dziękuję za rozmowę i życzę, aby cała ta sprawa zakończyła się dla pana i pańskiego syna pomyślnie.
J.S.-Serdecznie dziękuję."
No comments.
Poprosiłem M.P. o numer konta bankowego Pana Pawła. Dostałem ale jego żony:
90 1140 2004 0000 3802 6450 9397
JOANNA SŁUPEK
UL. DWORCOWA 4/14
38-700 USTRZYKI DOLNE
Wysłałem chwilę temu im kasę. Niech się dzieciaki cieszą. W końcu powinne być dumne ze swojego ojca.
Zbliża się Nowy Rok 2012.
Wszystkim uczestnikom tej historii Życzę Wszystkiego Co Najlepsze. Dużo Zdrowia i spokoju sumienia.
Pozdrawiam.
Ps: Była taka petycja, podpisało ją ponad 1300 Polaków:
I co? I nic.
A czemu? Bo może rację miał Pan Michalik twierdząc:
"
Mój niepokój budzi 48-procentowa frekwencja w ostatnich wyborach parlamentarnych. (…) To dowód, że się Polacy nie troszczą o rzeczywistość, w której żyją, ale zostawiają ją komu innemu. Przyjęliśmy fałszywą ideologię: od polityki jesteśmy my, działacze elity, etc., a reszta ma słuchać – mówi w rozmowie z "Rzeczpospolitą" przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Józef Michalik." – cytat z Przeczpospolitej.
Jeden komentarz