Można powiedzieć, że różnica w obu przypadkach jest taka, jak między Stanami i Polską , oraz egzekwowaniem prawa w tych krajach.
Wszyscy zastanawiają się dlaczego przy tak oczywistych dowodach spekulacji finansowych Plichta zamiast przebywać w tymczasowym areszcie bryluje w mediach urządzając konferencje prasowe?
Przypominam, tymczasowy areszt stosuje się w Polsce (jak widać zasada ta nie dotyczy wszystkich) w przypadku podejrzenia przestępstwa, aby uniknąć mataczenia i zacierania śladów mogących stanowić materiał dowodowy. Są już dowody na to, że Plichtowie pieniądze wierzycieli lokowali niezgodnie z deklarowanym celem, zatrzymano pośrednika, który chciał sprzedać 2,5 kg złota z Amber Gold (miał przy sobie pełnomocnictwo od Plichty), a należność miała być przelana na prywatne konto teściowej "biznesmena". Dawno już minęły kolejne terminy, w których według obietnic poszkodowani mieli otrzymać należne kwoty, teraz rozzuchwalony Plichta już nawet nie wspomina o oddaniu pieniedzy. Czego prokuraturze i sądom potrzeba więcej?
Dodatkowo okazało się, że kasa firmy świeci pustakami, a po złocie nie ma śladu. Szef Amber Gold dostał dużo czasu, aby majątek ukryć, lub wytransferować.
Za niepowodzenie całego przedsięwzięcia obarcza KNF i inne służby, które rzekomo utrudniały działalność i doprowadziły do załamania, tymczasem nie brakuje głosów, że inicjatorem doniesienia do Komisji Nadzoru Finansowego mógł być… sam Plichta.
Panika wywołana upadkiem AG i wcześniejsze zrywanie umów dawało mu legalnie przejąć znaczną część pieniędzy inwestorów.
Istnieje nieodparte wrażenie, że to, co się dzieje z Amber Gold i prezesem Plichtą, jest umiejętnie wyreżyserowanym przedstawieniem. Gdyby była to klasyczna piramida finansowa, spółka upadłaby nagle, z hukiem, bez ostrzeżenia, tak jak padają dziś biura turystyczne. Jej prezes zaś próbowałby uciec z kraju. W tym przypadku jest inaczej. Marcin Plichta atakuje, oskarża instytucje państwowe o spisek i chęć wykończenia Amber Gold. Wracając do Komisji Nadzoru Finansowego, jej nadzór powodujący zwiększenie bezpieczeństwa operacji finansowych jest tylko mitem. Pomijam działanie w sprawie AG, gdzie komisja "drobnym drukiem" na swoich stronach internetowych ostrzegała przed firmą.
Także przedsięwzięcia, które były pod nadzorem KFN kończyły się nie mniej spektakularnym fiaskiem i nikomu z tego powodu włos z głowy nie spadł.
Wystarczy przypomnieć choćby inwestycje giełdowe, na których dzieją się "niespotykane rzeczy" , gdzie nagle "znikają" duże pieniądze, czy sztandarowe przedsięwzięcie, jakim było powstanie Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej, która doszczętnie oskubała klientów, a jej prezesi dalej robią w Polsce w "finansach".
Ten ostatni bardzo ciekawy przypadek być może zachęca takich ludzi, jak Plichta.
Prezes WGI Maciej S. miał powiedzieć w jednym z wywiadów, że nie wydał ani grosza na reklamę. Nie musiał. W radach nadzorczych spółek wchodzących w skład Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej zasiadły tak szacowne postacie, jak prezydent Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan Henryka Bochniarz, obecny poseł Platformy Obywatelskiej prof. Dariusz Rosati, obecny główny doradca ekonomiczny w PWC prof. Witold Orłowski, czy znany z telewizyjnych ekranów, pochodzący z Zambii, ekonomista Richard Mbewe.
Losy ludzi potoczyły się różnie. Niektórzy z ofiar „młodych zdolnych” z WGI do dziś nie mogą dojść do siebie. Natomiast prezes WGI Maciej S. pracuje dziś w spółce Opulentia SA, „lokującej aktywa własne, oraz zewnętrznych inwestorów w szczegółowo selekcjonowane przedsięwzięcia inwestycyjne”. Dobrze to świadczy o jego talentach. Nie ciąży na nim żaden prawomocny wyrok sądowy.
Zapewne na takie zakończenie sprawy liczy szef Amber Gold Marcin Plichta i jak widać dotąd ma na to duże szanse.
Prywatny przedsiebiorca z filozoficznym nastawieniem do zycia.