Bez kategorii
Like

Dlaczego głosowałem za Aleją Kaczyńskich

06/08/2011
544 Wyświetlenia
0 Komentarze
19 minut czytania
no-cover

Zmienić nazwę Al. Przyjaźni czas najwyższy! Tekst od radnego z Nowej Huty, gdzie toczy się batalia o pamięć (pierwotnie opublikowano w gazecie „Głos. Tygodnik Nowohucki”)

0


 

"Jestem wyznawcą zasady, że ten, kto nie szanuje i nie ceni swej przeszłości, nie jest godzien szacunku teraźniejszości ani prawa do przyszłości."

Józef Piłsudski

 

20 czerwca Rada Dzielnicy XVIII Nowa Huta podjęła uchwałę wnioskującą o nadanie Al. Przyjaźni nazwy Al. Marii i Lecha Kaczyńskich. 14 osób głosowało za, 1 osoba przeciw. Uchwała jest przykładem zgodnego projektu upamiętnienia Pary Prezydenckiej przez osoby reprezentujące bardzo różne opcje polityczne. Niestety, już na drugi dzień pojawiły się medialne manipulacje, a w ślad za nimi zniesławiająca radnych kampania na kilku stronach internetowych. Trzeba przyznać, dość sprawnie rozkręcona. Tak, jak w tle innych inicjatyw związanych z katastrofą smoleńską, tak i tutaj miało miejsce programowe ośmieszanie i dyskredytowanie osób, dla których pamięć narodowa jest czymś ważnym.

O tym, czym są w istocie te „spontaniczne” akcje, mogli się przekonać ci, którzy w dobrej wierze chcieli zabrać głos, licząc na to, że uczestniczą w rzetelnej dyskusji. Komentarze osób, które przedstawiały argumenty za nazwaniem alei imieniem Pary Prezydenckiej lub choćby chciały łagodzić atmosferę, znikały dość szybko. Przekonała się o tym koleżanka, Katarzyna Kapelak-Legut, radna PiS, która zamieściła na Facebooku odpowiedź na wpis jednego z aktywniejszych dyskutantów (proponującego zamknąć radnych w psychiatryku) oraz zaprotestowała przeciw szerzeniu nienawiści na forach. Jej wpis zaraz usunięto. (No bo wszyscy wiedzą, że nienawiść to szerzą pisowcy, a tu nagle radna z PiSu występuje przeciwko nienawiści. No nie! To nie pasuje do obrazu świata.) Do tego wystarczy gazetowe uogólnienie, typu „Nowohucianie nie chcą Kaczyńskich”, a już „odpowiednio” wyprodukowany przekaz robi sieczkę z mózgu zdezorientowanego czytelnika, którzy z wyzwiskami dzwoni do Rady, „bo w gazecie napisali”.

 

Dowalić moherowi

 

Niewątpliwiewśród użytkowników Internetu kpiących na Facebooku i forach internetowych z „moherów” sporo faktycznie robi to w pełnym przekonaniu. Częściowo trudno się dziwić. Patriotyzm, niepodległość, pamięć narodowa i tak dalej to dla niektórych nasto- czy dwudziestolatków puste hasła, które ich po prostu nie kręcą. Tym, co istotnie może niepokoić, jest fakt, że wyrasta grupa ludzi (bo na szczęście nie całe pokolenie), którym wydaje się, że myślą samodzielnie i krytycznie (czasem lubią się prezentować jako „wykształceni”, „europejscy” czy „zbuntowani”), choć tymczasem tak naprawdę myślą za nich szefowie wielkich medialnych koncernów albo etatowi specjaliści od public relations, zatrudnieni przez partie polityczne. Przekonani o swej oryginalności, w rzeczywistości myślą stadnie. Tak, jak stadnie rechoczą widząc pajaca z TVN wtykającego polską flagę w psie g… I tak, jak stadnie wyładowują swoją frustracje dowalając na Facebooku „pisiorom”. Tak jest po „europejsku”… Poza tym, cóż tak naprawdę wiedzą o tym całym Kaczorze? Jeśli czytają organy Michnika czy Urbana, wiedzą pewnie, że Kaczor był niski, brzydki, że fałszował, kiedy śpiewał, a i czyjeś nazwisko przekręcił. A może ten wredny Kaczor razem z pilotami to sami po pijaku ten cały samolot rozwalili? Ciekawe, czy „młodzi wykształceni” wiedzą, ile języków obcych znała Pani Kaczyńska albo na ilu uczelniach wykładał i ile prac naukowych napisał profesor Lech Kaczyński…

Nie należę do PiSu i w naszej Radzie często głosuję zupełnie inaczej niż radni tej partii. Przez lata miałem też mieszane odczucia i różne zdanie na temat Kaczyńskich. Jednak dziś dokonując racjonalnej oceny nie mam żadnych wątpliwości, że Lech Kaczyński był najlepszym spośród naszych prezydentów. To, czy był z PiSu czy z jakiejkolwiek innej partii ani mnie ziębi ani grzeje. Tak jak to, czy fałszował przy śpiewaniu i ile wzrostu liczył.

Czytając niektóre gazety mniej zorientowani mieszkańcy pewnie uwierzyli, że niewykoszone trawniki to efekt pamięci radnych o Smoleńsku… (choć za koszenie trawników w Krakowie odpowiada Zakład Infrastruktury Komunalnej i Transportu, nie Rady Dzielnic). Wbrew powtarzanym bredniom, zmiana nazwy Alei nie pociągnie także za sobą jakichś wielkich kosztów. Mieszkańcy nie będą musieli wymieniać dokumentów, gdyż adresy w tej części Nowej Huty związane są nie z ulicami, lecz osiedlami.

Zmienić nazwę „Al. Przyjaźni” czas najwyższy, tak, jak zmieniono inne nazwy z czasów PRL, jak Armii Radzieckiej, Rewolucji Październikowej, różnych zbrodniarzy typu Marceli Nowotko, czy inne, które dziś spotkamy głównie za wschodnią granicą, w krajach rządzonych przez panów Putina i Łukaszenkę. Arteria ta, położona nieopodal pomnika Lenina, jednego z największych ludobójców w historii, sławić miała nie co innego, jak niezłomną przyjaźń polsko-radziecką (na starszych planach Huty nazwa brzmi dokładnie „Aleja Przyjaźni Polsko-Radzieckiej”). Lenin z pomnika odwrócony był zresztą do tej Alei tylną częścią ciała, co w sposób niezamierzony także posiadało swoją wymowę, obrazując stosunek Sowietów do „zaprzyjaźnionej” Polski.

Sztucznie nagłaśniana awantura przeciw pamięci o Parze Prezydenckiej ma zresztą swój szerszy kontekst. Wiadomo, że Nowa Huta jest najbardziej nieodoinwestowaną częścią Krakowa. W pięciu nowohuckich dzielnicach (XIV-XVIII) mieszka jedna trzecia ludności Krakowa, tymczasem na ich potrzeby władze miasta przeznaczają zaledwie około jednej dziesiątej środków. W Radzie Miasta rządzi dziś akurat Platforma Obywatelska i gdyby radni PO chcieli, polityka finansowa wobec Nowej Huty dawno uległaby zmianie. Tymczasem wiadomo, że o ile powstało szereg projektów na rzecz Huty, często projekty te przepadały właśnie… głosami Platformy. Tak stało się ostatnio choćby ze sprawą modernizacji nowohuckiej linii tramwajowej.

Sam w Radzie Dzielnicy wraz innymi radnymi walczę o chodniki, na które miasto nie daje wystarczających pieniędzy. Mam wrażenie, że inicjatorzy awantury przeciw „moherom” chcą po prostu odciągnąć zainteresowanie mieszkańców od istotnych problemów. Chyba idą wybory…

 

Coś ty Atenom zrobił Sokratesie

 

Przyjrzyjmy się pokrótce, kim był ten „mały” i „skłócający ludzi” Lech Aleksander Kaczyński?

W działalność patriotyczną angażował się od młodości. Jako 18-letni student pierwszego roku prawa, uczestniczy w wydarzeniach marca 1968. Parę lat później niesie pomoc represjonowanym robotnikom Radomia i Ursusa, udziela porad prawnych pokrzywdzonym przez władze. Jest obecny w podziemnym ruchu wydawniczym. Będąc młodym prawnikiem bada sprawę wypadku samochodowego, w którym pijany aktywista PZPR zabił człowieka (czym mogło wówczas grozić zbytnie grzebanie w takich sprawach, dziś „młodzi wykształceni” raczej nie mają zielonego pojęcia).

Od początku w „Solidarności”: Stocznia, strajk (to właśnie Lech Kaczyński jako doradca strajkujących w 1980 napisał część Porozumień Gdańskich na temat prawa pracy), internowanie w obozie w Strzebielinku, później znowu „wywrotowa” działalność do 1989.

Trudno wymienić wszystkie zadania, które wypełnił, służąc wolnej Polsce. W latach 1992 – 1995 był prezesemNajwyższej IzbyKontroli. Reformując ją, stworzył podstawy nowoczesnej kontroli państwowej w Polsce. To właśnie za jego czasów instytucja ta (dotychczas kojarzona jako PRL-owski przeżytek) zyskała społeczne zaufanie. W latach 2000 – 2001 jako minister sprawiedliwości, konsekwentnie walczy z przestępczością. Efekt: wzrost poczucia bezpieczeństwa w społeczeństwie, a równocześnie nowi wrogowie i kampania przeciw „skłócającemu ludzi Kaczorowi”.

Zapisał się też jako skuteczny samorządowiec. Będąc prezydentem Warszawy,działając w interesie mieszkańców i dbając o sprawy tak codzienne i przyziemne, jak nasze przysłowiowe chodniki, umiał choćby obniżyć koszty inwestycji i usług, i to wbrew lobbingowi zawyżających ceny firm.Wiele z warszawskich inwestycji to właśnie zasługa administracji prezydenta Kaczyńskiego, za którego kadencji stolica osiągnęła także świetne wyniki finansowe. Walcząc z przestępczością w stolicy, doprowadza do likwidacji wielu „biznesów”, funkcjonujących pod przykrywką dyskotek czy tzw. agencji towarzyskich. Efekt? Kolejni wrogowie… (gdy latem 2010 grupa osób modlących się pod krzyżem upamiętniającym tragedię smoleńską zostanie zaatakowana, prowodyrami będą m.in. warszawscy alfonsi).

Istotną, choć przecież nie jedyną częścią jego działań była pamięć o sprawach przeszłości. Spełniając oczekiwania warszawiaków oraz kombatantów zadbał o godne upamiętnienie Powstania Warszawskiego, choćby przez nowoczesne muzeum, odwiedzane dziś przez tłumy.

Jako wybrany w 2005 r.Prezydent Rzeczypospolitej pragnie zapewnić Polsce wysoką pozycję międzynarodową. Stawia na ściślejszy sojusz ze Stanami Zjednoczonymi, zdając sobie sprawę, że samo członkostwo w NATO nie jest jeszcze wystarczające dla naszego bezpieczeństwa. Jego starania o instalację tarczy antyrakietowej w Polsce mają na celu także podniesienie międzynarodowego prestiżu naszego kraju. Wiedząc, czym grozi uzależnienie energetyczne od importu z jednego kierunku, podejmuje konkretne działania na rzecz dywersyfikacji źródeł energii. Żmudnie i konsekwentnie buduje korzystne dla tego celu relacje międzynarodowe.

Byli jeszcze niedawno w Polsce ludzie, którzy głosili, że wystarczy wstąpić do Unii Europejskiej, dać się możnym tego świata poklepać po plecach, a wszystkie sprawy same się rozwiążą. Kaczyński był realistą. W Unii widział szansę, którą wykorzystać można jedynie przez konkretne i stanowcze zabieganie o polskie interesy. Widząc, że Unia to w rzeczywistości forum, na którym toczy się gra różnych interesów, domagał się, by Polska traktowana była w tej grze jako kraj równoprawny. Był przy tym także skuteczny. Wywalczył korzystny dla Polski kształt Traktatu Lizbońskiego, a jego polityka przyniosła naszemu krajowi awans na forum międzynarodowym. Umiał skłonić zjednoczoną Europę do zajęcia twardej postawy wobec Rosji, gdy ta zaczęła jawnie dyskryminować Polskę gospodarczo na tle innych krajów wspólnoty.

Kaczyński polepszył relacje z Izraelem. Jak podkreślali komentatorzy, polityka ta wpłynęła na ograniczenie antypolskich kampanii prowadzonych przez niektóre środowiska żydowskie (był też pierwszym powojennym prezydentem, który odwiedził synagogę).

W lutym 2007 Lech Kaczyński ogłosił w „Monitorze Polskim” Raport o likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych, autorstwa Antoniego Macierewicza, który ujawniał patologiczne, niekiedy wprost kryminalne zjawiska w środowisku niezdekomunizowanych służb specjalnych, związane z przemytem czy sprzedażą broni terrorystom, udziałem w aferach gospodarczych a przede wszystkim z penetracją ważnych instytucji państwa przez obce wywiady. Nietrudno było przewidzieć, co „jedynie słuszne” media napiszą o raporcie…

Aktywne zaangażowanie Kaczyńskiego na obszarze krajów postradzieckich miało na celu obronę naszej części Europy przed agresywną imperialną polityką putinowskiej Rosji.Realizował ambitne zadanie skupienia wokół Polski krajów Europy Środkowej i Południowo-Wschodniej, dążąc do tego, by tak skonstruowany sojusz państw mógł odgrywać podmiotową rolę w polityce międzynarodowej.

W sierpniu 2008, gdy wojska rosyjskie napadły na Gruzję, podjął zdecydowaną reakcję, mobilizując przywódców Europy Środkowowschodniej. Prezydenci Polski, Ukrainy, Litwy i Estonii oraz premier Łotwy udali się do Tbilisi, gdzie udzielili poparcia prezydentowi broniącego się kraju, Micheilowi Saakaszwilemu. To właśnie zdecydowana akcja Kaczyńskiego zmusiła Unię Europejską do aktywnej mediacji, dzięki której rosyjskie czołgi zatrzymały się kilkadziesiąt kilometrów od stolicy Gruzji. To tylko część jego zasług…

 

Że kurdupel, że cham, żeKaczor, że skłócał…

 

Trudno podać przykład przywódcy kraju, który byłby w sposób tak zaciekły i systematyczny niszczony.Wyśmiewano się z jego wyglądu i nazwiska. Kwestionowano prawo Prezydenta do występowania na forum międzynarodowym. Starano się przemilczeć fakt jego wykształcenia, choć niewielu współczesnych przywódców takim wykształceniem mogłoby się pochwalić. Mogliśmy więc przeczytać,że kurdupel, że cham, że Kaczor, że zgred z Żoliborza, że skłócający Polaków. Że jak śpiewał, to fałszował… A dzisiaj znów czytamy, że osoby chcące upamiętnić Prezydenta i Jego Małżonkę powinno się zamknąć w psychiatryku…

Waleria Nowodworskaja, rosyjska obrończyni praw człowieka, napisała niedługo po katastrofie smoleńskiej:

„Dowodów niema i nie będzie. Mam zamiast nich absolutną pewność. Prezydent Lech Kaczyński był solą w czekistowskim oku, pogłaskały go sowieckie kanały telewizyjne na równi z prezydentami Juszczenką i Saakaszwilim. On zapłacił za wszystko: za poparcie dla Gruzji, za ten bohaterski lot do Tibilisi, za stypendia i miejsca na uniwersytetach dla białoruskich studentów; za azyl dla czeczeńskich stron internetowych i czeczeńskich uchodźców; za próby osądzenia Jaruzelskiego, za antysowietyzm i antykomunizm; (…) za aktywną rolę w NATO. Co należy się polskim powstańcom? Trzy rozbiory Polski; zdławienie powstania Kościuszki, powstań 1830 i 1863 r.; wojna 1920 r.; okupacja 1939 r., Katyń, Układ Warszawski; stan wojenny w 1981 r. I na koniec Katyń – 2 w 2010 r.. (…) A cywilizowany świat nie będzie oskarżać. Wszystko pokryje ropa, gaz i mgła.”

Parafrazując Wieszcza, można by spuentować:

Klątwa ludowi, co swoje znieważa proroki.

Ale można inaczej. Choćby tak: przecież to tylko Kaczor…

Dr Tomasz Poller,

niezależnyradny Dzielnicy XVIII

Kraków, Nowa Huta

0

alchymista

W zwiazku z tolerowaniem przez redakcje NE blogera waldemara.m, który jest przestepca sciganym przez policje, rezygnuje z publikowania i komentowania na NE. Niniejsze konto ma wartosc jedynie historyczna. Zapraszam na niepoprawni.pl

17 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758