Czyli trochę o wojsku, trochę o astronomii.
Z niecierpliwością czekałem na tegoroczny tranzyt Wenus. Chciałem to zobaczyć nie tylko dlatego, że to rzadkie zjawisko. Miałem wszak już okazję oglądać przejście tej planety na tle tarczy Słońca 8 czerwca 2004 roku. Tak, Wenus była w ostatnich latach wyjątkowo łaskawa dla miłośników astronomii, dwukrotnie przechodziła przed tarcza naszej gwiazdy.
Poprzedni tranzyt oglądałem w licznym towarzystwie. Była to niedziela i moi synowie zorganizowali wtedy publiczny pokaz na dziedzińcu kościoła. Wprawdzie niebo nie było krystalicznie czyste ale widać było całkiem nieźle.
Wtedy jednak rzecz działa się wysoko na niebie, a ja chciałem koniecznie zobaczyć to zjawisko zaraz po wschodzie, kiedy tarcza Słońca jest duża i czerwona. Dlaczego? Otóż wiąże się to z historią, która zaraz opowiem.
Byłem jeszcze pacholęciem, gdy chciałem obejrzeć tranzyt Merkurego 10 listopada 1973 roku. Nie udało się. Jak to często bywa w naszym klimacie, zawiodła pogoda. Właśnie wtedy Ojciec opowiedział mi o pewnym zdarzeniu.
Był zawodowym oficerem. Kiedyś, nie pamiętał kiedy to było, nadzorował szkolenie w strzelaniu z rusznic przeciwpancernych. Wspomniana rusznica, był to bardzo długi i bardzo ciężki, sowiecki karabin używający potężnych nabojów o kalibrze 14,5mm. Z niewielkiej odległości był w stanie przebić nawet dość gruby pancerz. Broń tą skonstruowano, bardzo pośpiesznie, w lecie 1941 roku, gdy okazało się, że sowiecka piechota jest bezbronna wobec niemieckich czołgów. Nawiasem mówiąc, konstruktorzy wykorzystali pewne rozwiązania polskiego karabinu przeciwpancernego wz. 35 zwanego Ur. Po wojnie rusznice stopniowo wycofywano z jednostek liniowych, jednak ostatecznie zostały usunięte z uzbrojenia bodajże dopiero w latach osiemdziesiątych. Mniejsza z tym. W każdym razie była to duża broń wystrzeliwująca duże pociski.
Otóż szkolenie, o którym mowa, odbywało się na poligonie. Było po południu a linia ognia zwrócona była wprost w kierunku zachodzącego Słońca. W pewnym momencie do uszu Ojca dobiegł przerażony głos jednego z żołnierzy: „Jezus Maria! Panie kapitanie, przestrzeliliśmy Słonce” Rzeczywiście, na tarczy Słońca było widać wyraźny czarny krążek. Widok był ponoć niesamowity. Ojciec od razu domyślił się, że to jakaś planeta, ale która, nie dociekał.
Co to mogło być? Jeśli planeta, to w grę wchodzi tylko Merkury lub Wenus. Pozostałe, krążące po orbitach zewnętrznych, nie mogą znaleźć się pomiędzy Ziemią i Słońcem. Wenus ani razu w XX wieku nie znalazła się w takim położeniu. Przeglądając tranzyty Merkurego, dostępne np. tutaj: http://eclipse.gsfc.nasa.gov/transit/transit.html bez trudu ustalimy, ze musiało to być zjawisko z 14 listopada 1953 r.
Od czasu kiedy usłyszałem tę historię minęło wiele lat i kilka tranzytów. Jednak ten opis nie dawał mi spokoju. Skoro niewielki Merkury tak ciekawie wyglądał na tle zachodzącego Słońca, to tym bardziej znacznie większa Wenus powinna, w podobnej sytuacji wyglądać bardzo ciekawie. Dlatego tak bardzo liczyłem, że obejrzę przejście Wenus na tle wschodzącego Słońca. Nie udało się. No trudno.
Następny transfer Merkurego 9 maja 2016 roku. Maksimum zjawiska o godzinie 14:57 czasu uniwersalnego czyli o 16:47 obowiązującego w Polsce czasu letniego.
Poniżej linki do relacji z obserwacji tranzytu Wenus w Lubawie, przesłane przez WojtkaCy, skąd pożyczyłem sobie piekne zdjecie wschodu Słońca.
http://e-lubawa.pl/galeria-id-Aktu_3038.html
http://e-lubawa.pl/aktualnosci-ak_id-3038.html
Bo Pan Bóg, kiedy karę na naród przepuszcza, Odbiera naprzód rozum od obywateli.
Jeden komentarz