Dla zachodu nadchodzi czas ostatecznych rozrachunków
25/07/2012
440 Wyświetlenia
0 Komentarze
9 minut czytania
Skąd bierze się ta wyjątkowość mieszkańców zachodu? Teza o wyższości rasy białej nad innymi jest dziś politycznie niepoprawna, choć w cichości ducha ciągle hołubiona przez jej przedstawicieli.
Zachód jest wspaniały! Tak przynajmniej twierdzą jego liczni apologeci. Niewątpliwa materialna jego świetność ma, według nich, stanowić niezbity dowód na wyjątkowe zalety jego obywateli, które umożliwiały stworzenie tego „raju na ziemi”.
Skąd bierze się ta wyjątkowość mieszkańców zachodu? Teza o wyższości rasy białej nad innymi jest dziś politycznie niepoprawna, choć w cichości ducha ciągle hołubiona przez jej przedstawicieli. Tak czy inaczej nie wytrzymuje ona konfrontacji z rzeczywistością. Wystarczy bowiem przekroczyć wschodnią granicę Niemiec, by z wysublimowanego szczytu zachodniej cywilizacji, jaki stanowi Republika Federalna, znaleźć się w nieudacznej rzeczywistości nędzy i zacofania III RP. A przecież oba kraje zamieszkują członkowie tej samej białej rasy. W takim razie, być może tylko niektóre nacje tej rasy charakteryzują się wybitnymi cechami?
Jeszcze do niedawna, taka teza stanowiła oficjalną ideologię „ tysiącletniej rzeszy niemieckiej”. Ale i ta teoria nie wytrzymuje zderzenia z realiami. Biorąc w rachubę setki tysięcy polskich ladacznic, które z ochotą płodzą Niemcom potomstwo, oraz miliony polskojęzycznych „pfennig-deutsche’ów” [i], którzy emigrując do Niemiec , gotowi są dla swego dobrobytu być „za pan brat” nawet z samym diabłem; uznać można bez większego błędu, że współcześni Niemcy mają w sobie więcej genów „słowiańskich podludzi”, niż „germańskich nadludzi”.
Podobnie ma się sprawa z innymi „wyższymi narodami” zachodu. Zilustrować to można na przykładzie polskiej „ladacznicy-prekursorki” Marie Curie, która w XIX wieku utorowała sobie, przy pomocy potężnej niewieściej broni (czterech liter), drogę do samego jądra przodującej w owym czasie francuskiej nauki, stając się nie tylko największą francuską uczoną, ale również największą uczoną-kobietą wszech-czasów w skali globalnej. Można tylko zgadywać, ilu polskich mężczyzn, pozbawionych z natury rzeczy tejże broni, osiągnęłoby przodujący status we francuskiej akademii, gdyby udało im się przebić do jej grona? Trudno bowiem było oczekiwać samodzielnych osiągnięć naukowych od rozbitego zaborami Narodu, pozbawionego elementarnych podstaw bytu materialnego.
Jeżeli wiec nie wybitne zdolności leżą u podstaw sukcesów zachodu, to co? Odpowiedź na to pytanie oferują protestanci, którzy stanowią dominujący żywioł w najbardziej rozwiniętych i dostatnich społeczeństwach północno-zachodniej Europy i Stanów Zjednoczonych. Według ich teorii, przyczyna tkwi w wyjątkowej życzliwości naszego Pana w stosunku do nich. Zgodnie z protestanckim paradygmatem, sukcesy materialne i dobrobyt człowieka stanowi miarę jego ulubienia przez Stwórcę. Taka filozofia życiowa w sposób zasadniczy przełamuje wszelkie ewentualne bariery moralne w „dochodzeniu swego”. Największa nawet zbrodnia, owocująca dobrobytem i potęgą materialną przestępcy, kwalifikuje go bowiem automatycznie do grona „ulubieńców Pana”.
Praktycznymi rezultatami takowej filozofii życiowej są między innymi największe w dziejach świata zbrodnie ludobójstwa, takie jak te dokonane na Indianach, w okresie kolonizacji, czy na Polakach w okresie II Wojny Światowej.
Reasumując więc, można zaryzykować stwierdzenie, że u podłożą świetności zachodu leży brak hamulców moralnych w postępowaniu zarówno jednostek, jak i całych jego społeczeństw. Przy czym wyższy stopień rozwoju danego społeczeństwa związany jest jednoznacznie z większym jego wyuzdaniem. Uwidacznia się to klarownie przy porównaniu mniej zamożnych post-katolickich krajów romańskich (Włoch, Hiszpanii) z bogatszymi protestanckimi, takimi jak Niemcy czy Holandia.
Wszystko jednak na tym padole ma swój koniec. I do takiego, na dodatek groteskowego, dochodzi dziś „wspaniałość” krajów zachodu. Nadszedł już czas by[ii] „powróciło i wyładowało się na nich ich własne zło”.
Zasadniczym symptomem tego jest pogłębiający się kryzys Imperium Euroatlantyckiego (US&UE). Przyglądając się lśniącym szkłem i metalem wieżowcom Manhattanu, lub luksusowym hotelom na hiszpańskim Costa del Sol,trudno jest dociec, w jaki sposób społeczeństwa będące w posiadaniu takich dóbr materialnych mogą pogrążać się w nędzy i upadku. Pomimo znacznego transferu realnej gospodarki z zachodu do Chin, jego państwa ciągle dysponują jeszcze ogromnym materialnym potencjałem, w zakresie przemysłu, usług, nieruchomości i infrastruktury, który wymaga jedynie „tchnięcia w niego życia”, by wszyscy znaleźli w nim źródło dobrobytu.
Tymczasem tak się nie dzieje[iii]. Przemysł ogranicza produkcję, wyrzucając robotników z pracy, budownictwo jest w zapaści, podczas gdy setki niewykończanych budowli szpeci krajobraz, hotele pustoszeją, bo bezrobotnych lub zagrożonych bezrobociem nie stać na luksusowe wakacje. Wspaniały zachód popełnia na naszych oczach gospodarcze samobójstwo! Co jest tego przyczyną?!
Wsłuchując się w uczony bełkot „wybitnych ekonomistów” i „wielkich mężów stanu”, można dojść do przekonania, że przyczyn jest wiele i są one niezwykle skomplikowane..
W rzeczywistości jest tylko jedna przyczyna: jest nią zło, na którym od wieków zachód buduje swój dobrobyt i przyszłość. Służąc w swym zaślepieniu złu dopuścił on do zawłaszczenia przezeń swego „krowio-obiegu”. Nawet najpotężniejszy organizm skazany jest na zagładę w momencie pozbawienia go krwi. Władający zachodnim „krwio-obiegiem” „finansiści”, postanowili bowiem spłatać iście szatański figiel i „zakręcić kurek” z dopływem „krwi”, wprowadzając cały system w stan powolnej agonii. Najbliższa przyszłość pokaże jak ona będzie przebiegać i jak wyglądać będzie oblicze świata po spektakularnym upadku „wspaniałego” zachodu. Jak by nie było czas już na spłatę zachodnich długów i to nie w stosunku do „finansistów”, ale sprawiedliwości dziejowej.