A więc tak to jest… Melduję posłusznie, że życie toczy się normalnie, głodu nie ma, są smaki na niektóre „zakazane” potrawy, ale wszystko w ramach wytrzymywalnej normy.
Waga na dzień dzisiejszy pokazała 121,3 kg – po wymianie baterii praktycznie przestała wariować. Przy okazji wyregulowałem łazienkowy piecyk gazowy 😉 Przyznam, że mam smaki na zakazane w fazie II Dukana potrawy, jednak póki co spokojnie da się wytrzymać. Właściwie bez problemu. Wczoraj zrobiłem sobie już drugi raz hauskyjzę, czyli śląski ser smażony z kminkiem – coś niesamowitego. W połączeniu z szyneczką ładnie syci i "wchodzi". W ogóle o jednym trzeba pamiętać – o urozmaicaniu zjadanych posiłków. W środę jadłem np. rosół na chudym mięsie z kurczaka, z dozwolonymi w dni warzywne marchewkami, pietruszką i przypalaną cebulką. Za makaron robiło lane ciasto zrobione z mielonych otrębów owsianych zmieszanych z odrobiną mleka, jajkiem, solą. Na jutro (protal+warzywa) mam już przygotowaną wręcz wariacko pyszną zupę pomidorową na chudym jak nasza szkapa rosole. Nudle otrębowe jak wyżej 😉
Mam nadzieję, ze spadek wagi się utrzyma na poziomie przynajmniej 1 kg tygodniowo (w skrytości ducha liczę na 1,5 kg). Mimo wszystko jest różnica między ścisłą dietą trwającą 15 tygodni a dietą trwającą 10 tygodni – nie narzucając sobie zbyt ambitnych celów chcę stracić jeszcze z 15-17 kg i przejść do fazy III (utrwalającej), która wedle dr Dukana winna trwać w takim przypadku 150-170 dni. Czyli do końca roku.
Zaparłem się jak cholera. W połowie lipca schodzę do piwnicy po worek ze swoimi ulubionymi, różnorodnymi koszulami na lato. I obym się nie zawiódł…
Tymczasem koleżanka poczęstowała mnie herbatką z dzikiej róży z malinami.
Dobra rzecz!